Podcast: Play in new window | Download (Duration: 14:24 — 15.1MB) | Embed
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Młodzi, zdolni i pracowici. Zarabiają przyzwoicie, mieszkają w dobrych dzielnicach i wożą się po mieście świetnymi samochodami. Oto Ken i Barbie. Patrząc na nich, możesz pomyśleć, że mają życie jak z bajki. Kiedy jednak wyjdziesz poza ich media społecznościowe i zajrzysz pod plastikową fasadę, okazuje się, że na ten cały luksus tak naprawdę ich nie stać. Dziś opowiem, jak nie zmienić się w plastikową figurkę z korporacyjnych reklam.
Dzisiejszy artykuł jest przypomnieniem tekstu, który napisałem 7 lat temu. Codziennie docierają do mnie liczne historie osób, którym tamten zimny prysznic pomógł obudzić się z konsumpcyjnego amoku. I właśnie dlatego postanowiłem wrócić do tematu oraz przypomnieć, że nie warto być Kenem i Barbie. Ten artykuł rozbawi Cię lub trochę wkurzy, ale obiecuję, że będzie to zdrowe wkurzenie 🙂
Kim są Ken i Barbie?
„Fenicjanie wymyślili pieniądze, tylko… Dlaczego tak mało?” Ta myśl często pojawia się w głowach Kena i Barbie – dumnych przedstawicieli klasy średniej z aspiracjami na więcej. Są zdolni, pracowici i dążą do zawodowego sukcesu. Mieszkają w dużych miastach, pracują w prężnych firmach, mają przyzwoite zarobki. Po mieście jeżdżą luksusowymi samochodami i mieszkają w dobrych dzielnicach. Przynajmniej dwa razy w roku wyruszają na egzotyczne wakacje, a zimą na narty w Alpy lub Dolomity. Bardzo dbają o wygląd, kupują tylko markowe ubrania, a swój społeczny status podkreślają drogim zegarkiem lub torebką. Czym różnią się od tysięcy osób żyjących podobnie? Tym, że akurat ich na to nie stać – ale jeszcze tego nie zrozumieli…
źródło zdjęcia: https://www.humbi.pl/
Im dłużej mieszkam w Warszawie, im więcej poznaję nowych osób, tym bardziej jestem zdumiony liczebnością Kenów i Barbie. Wiem, że określenie „Ken i Barbie” jest wkurzające, ale naprawdę ręce mi opadają, gdy obserwuję niektóre sytuacje.
Jak to w ogóle możliwe, że facet, który od czterech lat zarabia ponad 15 tysięcy miesięcznie, jeździ do pracy nowym BMW i mieszka w odpicowanej kawalerce w Śródmieściu, tonie w długach i drży jak dziecko, gdy w pracy pojawia się groźba zwolnień? Albo, że niesamowicie zdolna dziewczyna, świetna finansistka, zarabiająca kilka średnich krajowych plus roczny bonus, nie odłożyła przez 8 lat nawet drobnego funduszu bezpieczeństwa i od bankructwa dzielą ją dwa miesiące bez pensji? Na zewnątrz piękna fasada, budząca podziw, a nawet zazdrość. A pod spodem? Żadnych oszczędności, czyli bieda, aż piszczy!
Współczesne niewolnictwo w markowych ubraniach
Takie życie w otoczeniu błyskotek i pozornego luksusu, to droga donikąd. Ba, to nawet nie jest życie, tylko forma współczesnego niewolnictwa, która tym się różni od harowania na plantacji bawełny, że Kena i Barbie nikt nie porywa i nie przywozi w kajdanach z Afryki. Nie musi, bo sami pokornie pakują się w łapy swych „panów” – czyli łaskawych pożyczkodawców. To właśnie dla nich ruszają co rano do pracy, by w pocie czoła harować na spłatę rat. A wiesz, co jest najgorsze? Że ich ciężko zarobione pieniądze i dodatkowe środki z kredytów są przeznaczane na bzdury!
Dlaczego tak jest?
Co musi mieć w głowie Ken i Barbie, że na własne życzenie pakują się w takie bagno? Dlaczego zachowują się jak niemowlę leżące w brudnym pampersie z błogą minką zdające się mówić: „wiem, że trochę śmierdzi, ale przynajmniej jest miło i ciepło”?
Oto trzy najciekawsze wyjaśnienia, na jakie się dotąd natknąłem:
Jeśli chcesz być bogaty, powinieneś już dziś postępować tak, jak ludzie bogaci.
Przyznaj sam, że to prawdziwa perełka. Zdanie zaczerpnięte żywcem z poradnika motywacyjnego albo szkolenia „Jak szybko zostać milionerem”. Wyrwane z kontekstu służy jako usprawiedliwienie bezmyślnego szastania pieniędzmi. To niesamowite, jak bardzo potrafimy zapętlić się w naszym myśleniu. Jasne, że warto już dziś postępować, jak ludzie bogaci, ale nie bierzmy się za to od d…py strony!
Bogaci właśnie dlatego są bogaci, że zamiast wydawać pieniądze na bzdury, trzymają się z dala od długów konsumenckich, potrafią oszczędzać i konsekwentnie inwestują: w siebie, w aktywa finansowe, w nieruchomości, w biznesy. Owszem, kupują świecidełka i luksusowe przedmioty, ale za ułamek swych oszczędności, a nie na limit z karty kredytowej! Gdy słyszę od zadłużonego po uszy kolegi, że jedzie na partyjkę golfa z równie „zamożnym” przyjacielem, to aż chce mi się krzyknąć: „Ken, obudź się! Co Ty chłopie wyrabiasz?”. Jest tylko jeden sposób, by działając w ten sposób szybko zostać milionerem: wcześniej trzeba być miliarderem.
Żyjąc na pewnym poziomie, obracasz się w środowisku ludzi sukcesu, którzy pomogą Ci w szybszym rozwoju kariery.
Brzmi całkiem sensownie, ale nie wtedy, gdy ma stanowić wymówkę dla kolejnego zbędnego zakupu. Bo co to znaczy „na pewnym poziomie?”. Naprawdę trzeba mieszkać w najlepszym apartamentowcu, aby rozwijać się zawodowo? I czym jest owo środowisko ludzi sukcesu? Zazwyczaj są oni równie spłukani co Ken i Barbie, więc harują po 12 godzin na dobę, by spłacić kolejną ratę. Cały chytry plan obracania się w środowisku bierze w łeb, bo środowisko jest wymęczone i nie ma ochoty na żadne spotkania. To pewnie dlatego sąsiedzi w apartamentowcach prawie w ogóle się nie znają.
Szybciej, sensowniej i taniej można rozwinąć swoją karierę, gdy nie ma się długów, zaś na koncie spokojnie procentuje nasz fundusz bezpieczeństwa. Nie mamy wówczas problemów z zaśnięciem, jesteśmy zrelaksowani i kreatywni. Zamiast martwić się o zbyt dużą ratę, poświęcamy czas i energię na rozwój i nasze pasje. Dobrze rozumiem znaczenie dbania o sieć kontaktów w biznesie, lecz nie można tym tłumaczyć głupich decyzji finansowych.
W markowych ciuchach i luksusowym aucie jesteś bardziej pewny siebie i budzisz większy szacunek u innych.
Ten argument totalnie rozkłada mnie na łopatki. Uwaga! Ważna wiadomość dla Kena lub Barbie: jeżeli musisz siedzieć w wypasionej bryce, aby być pewnym siebie, to masz znacznie poważniejsze problemy, niż te związane z finansami. Jasne, że chodzenie w starych łachmanach i jeżdżenie rozwalającym się Oplem nie poprawi Ci samopoczucia. Ale czy na pewno potrzebujesz nowiutkiego auta w kredycie 50/50, które straci 20% na wartości zaraz po wyjechaniu z salonu? Czy naprawdę uważasz, że wzbudzisz więcej szacunku, bo spacerujesz z torebką Louis Vuitton?
Muszę Cię rozczarować: ludzi zupełnie to nie obchodzi. Jeżeli będą Cię szanować, to z całą pewnością nie z powodu auta czy tej torebki. Powiem Ci więcej: nie musisz aż tak się przejmować opinią innych. Większość z nich w ogóle o Tobie nie myśli, a jeśli już, to przejmują się raczej Twoją opinią o nich samych.
Nie daj się omamić jak Ken i Barbie
Wiem, że nie jest łatwo, bo 10 lat temu sami żyliśmy z żoną w podobny sposób. O własnej głupocie sprzed lat opowiedziałem ze szczegółami w filmie 5 bolesnych finansowych błędów, które popełniłem. Wystarczy przecież włączyć TV albo odpalić Internet, a od razu szprycują nas reklamami pokazującymi szczęśliwych ludzi na zakupach. Kolorowe magazyny to 70% reklam i artykułów dyktujących nam, jak być trendy albo cool. Faceci są przystojni i dobrze zbudowani, kobiety zgrabne i piękne, a wszyscy wyglądają jak ludzie sukcesu, więc chcemy być tacy sami.
Jednak nasze życie to nie reklama ani serial. Jak powiedział kiedyś Bill Gates: „W prawdziwym życiu trzeba w pewnym momencie wyjść z kafejki i pójść do pracy”. Absolutnie nie mam nic przeciwko kupowaniu markowych ubrań, drogich zegarków, luksusowych samochodów czy apartamentów w najlepszych dzielnicach. Sam chętnie kupię sobie samolot, gdy tylko będzie mnie na to stać. Jednak pewne rzeczy trzeba robić w odpowiedniej kolejności. Zadłużanie się po uszy, by kupić „symbole statusu” to prosta droga do finansowej katastrofy.
Jak zrobić finansowe porządki?
Przykład Kena i Barbie odnosi się do określonej grupy osób, ale zastanów się trochę, czy sam nie wydajesz czasami bezmyślnie pieniędzy? Jeżeli tak, to pora wziąć się za finansowe porządki.
Polecam Ci prostą metodę 10 kroków, które wykonane jeden po drugim świetnie pomagają w osiągnięciu finansowego bezpieczeństwa:
- Krok1: Poznaj wartość swojego majątku – zsumuj aktywa, odejmij długi, a dowiesz się, ile naprawdę uzbierałeś w ciągu swojego życia.
- Krok 2: Przygotuj domowy budżet – to Ty powinieneś przejąć kontrolę i pokazywać pieniądzom, dokąd mają pójść, zamiast się zastanawiać, gdzie się rozeszły.
- Krok 3: Odłóż 2000 zł – to pierwsza linia obrony przed nagłymi wydatkami!
- Krok 4: Pozbądź się kredytów i pożyczek konsumenckich – one najbardziej drenują Twój portfel.
- Krok 5: Zbuduj fundusz bezpieczeństwa – odłóż kwotę w wysokości 6-miesięcznych wydatków, która pozwoli Ci wreszcie poczuć się bezpiecznie.
- Krok 6: Zafunduj sobie nagrodę – po zbudowaniu funduszu bezpieczeństwa odłóż środki na spełnienie fajnego marzenia.
- Krok 7: Otwórz konto emerytalne – na pewno przejdziesz na emeryturę, a bez własnych oszczędności będziesz biedny jak mysz kościelna – musisz odkładać kilka stówek co miesiąc.
- Krok 8: Przygotuj środki na studia dzieci – choć oficjalnie są darmowe, w praktyce sporo kosztują.
- Krok 9: Nadpłać kredyt hipoteczny – przynajmniej jedną ratę w roku, by pozbyć się go szybciej.
- Krok 10: Ciesz się życiem, inwestuj i pomagaj innym – wszystko, co zostanie po zasileniu poprzednich kroków, możesz teraz wydawać – na co tylko chcesz.
Ale dopiero na tym etapie jest miejsce na zakup „symboli statusu”, bo dopiero teraz faktycznie masz jakiś sensowny finansowy status. Jeżeli zamiast tego będziesz przeznaczać wszystkie zarobki na konsumpcję, to nie ma opcji: do końca życia będziesz biedny. A szkoda by było, bo naprawdę wystarczy trochę zdrowego rozsądku i zaangażowania, a można całkowicie odmienić swoją sytuację finansową.
CHCESZ ZACZĄĆ INWESTOWAĆ NA POWAŻNIE?
Jeżeli szukasz praktycznego przewodnika, który wyprowadzi Cię z inwestycyjnych krzaków i pomoże zbudować własny portfel od podstaw, polecam Ci moją książkę „Finansowa Forteca”.
A wiesz, po czym poznasz, że jesteś na dobrej drodze? Po tym, że Ken i Barbie będą się z Ciebie śmiać i żartować sobie z Twojego oszczędzania i zdrowego podejścia do pieniędzy. Choć piszę ten artykuł ze sporą dawką humoru, nie myśl, że kieruje mną poczucie wyższości nad Kenem i Barbie. Wręcz przeciwnie! Sam tak się kiedyś zachowywałem, dlatego śmiało mogę powiedzieć, że do pewnego stopnia to jest historia oparta na faktach i moim własnym doświadczeniu. Jednym zdaniem – trochę nabijam się tutaj z samego siebie.
Niektóre osoby ta historia bawi, innych trochę drażni. Ale to chyba dobrze – bo czasem wzbudzenie emocji to jedyny skuteczny sposób, aby się przebić z ważnym przekazem. Daj koniecznie znać, co myślisz o Kenie i Barbie i co wyciągnąłeś z tej historii dla siebie.
A ja mimo wszystko im zazdroszczę i chciałbym być takim Kenem. Bo oni wydają co prawda wszystko co mają, ale żyją na przyzwoitym poziomie. Są niewolnikami? Ja też jestem niewolnikiem (podobnie jak miliony Polaków) bo mało zarabiam i też drżę na wieść o możliwych zwolnieniach, bo to dla mnie ekonomiczna śmierć.
Oni MOGĄ zmienić się w ludzi z kasą i oszczędnościami (w sumie bez żadnego wysiłku), jeśli tylko zaprzestaną nadmiernie ekstrawanckich wydatków. Ja (i miliony Polaków) nie mamy takiej możliwości, takiej szansy. Często musimy każdy grosz oglądać ze wszystkich stron zanim go wydamy.
To ja już wolę być tym zniewolonym Kenem, przynajmniej pokorzystałbym z życia.
Chcesz żyć jak Ken? To zacznij od rozdziału:
Jak zrobić finansowe porządki?
“Oni MOGĄ zmienić się w ludzi z kasą i oszczędnościami (w sumie bez żadnego wysiłku), jeśli tylko zaprzestaną nadmiernie ekstrawanckich wydatków. ”
Nie wiem, czy słowo “tyko” tutaj pasuje. Jeśli ktoś całe życie żyje rozrzutnie i w takim samym towarzystwie, to nie zmieni się z dnia na dzień. Często ktoś z tych milionów Polaków szybciej zmieni pracę i podwyższy zarobki na zadowalające, niż taka lalka zmieni swoje zachowanie.
Tomek, polecam Ci książkę Marcina Iwucia. Taki gość, który pokaże Ci jak zadbać o swoje finanse i by nie marzyć o byciu Kenem tylko patrzeć na fakty, zwiększać przychody, budować oszczędności i ciężko pracować by poprawić swoją sytuację. Od gadania nic nie zmienisz. Ja z żoną dzięki Marcinowi zrobiłem poduchę, spłaciliśmy konsumpcyjne kredyty, wzięliśmy się za dodatkową pracę by nadpłacać kredyt hipoteczny (kasa bierze się z pracy lub złodziejstwa z nieba nie spada) i teraz zaczynamy inwestowanie maluteńkimi kroczkami. Potraktuj książkę Marina jak dobre studia podyplomowe i daj sobie szansę! Nie warto żyć marzeniami utopijnymi, tylko marzeniami które możesz spełniać.
Sorry jak brzmi trochę jak z amerykańskich poradników, daj szansę sobie i ciężko pracuj!
Nie wiem czy oby na pewno chciałbyś być Kenem,który wykorzystuje na maxa limity na kartach kredytowych ,debet w koncie ,potrafi zapożyczyć sieci innych …człowiekiem ,który zanim się ogarnie finansowo czeka go wiele chudych lat by pospłacać wszystkie długi i nauczyć się żyć inaczej, na ! Zrozumieć na czym polega świadome życie finansowe. To wcale nie łatwe dla ludzi ,którzy żyli głównie swoim wizerunkiem .
Tomek masz rację..
Też zarabiam oscylację wokół 2 tysięcy i też, podobnie jak Ty, czuję się niewolnikiem ( osoby zarabiające kilka tysięcy z Warszawy tego nie zrozumieją).
A my zastanawiamy się, jakie wydatki wyciąć?
Pewnie, że popełniamy błędy finansowe , zastanawiając się , czy nie za drogie i nie za dużo ubranek dla dzieci kupiliśmy ( czy można było taniej?).
Człowiek nie chce wydawać na zabawki dla dziecka, ale chce też czasem sprawić dziecku radość , gdy widzi tą malutką istotkę..
A teraz jeszcze czas pandemii.. wielu z nad drży o pracę.. A dyrektorzy nie chcą zatrudniać- wolą żeby jeden pracownik wykonał maximum pracy, pozostając po godzinach, jeśli się nie wyrobi 🙁
Ale uwielbiam blog Marcina ( czytam jako jednego / mam malutkie dziecko).
A książka o fortecy leży na stole i powoli czytam .. bo dziecko ..
Marcinie, jesteś świetny!
Doceniamy to, co robisz!
Blog jest super!
Nie zmieniaj się!
Pozdrawiam 🙂
Ola, dziecko bardziej doceni poświęcony mu czas, niż wydane na nie pieniądze ☺️
To złudne przekonanie, że jak się więcej zarabia, to się żyje w luksusie, nieodmiennie mnie fascynuje. Mieszkam w Warszawie. W 2016, gdy wracałam do pracy po macierzyńskim, nasze dochody wynosiły jakieś 4500 plus powiedzmy 2000-3500 (wynagrodzenie prowizyjne). Ale… 1350 rata kredytu, 1650 żłobek, 500 czynsz, jakieś 400 zł za prąd, gaz, 2 telefony i internet. Bilet na 3 miesiące 250 zł. Do tego pieluchy liczmy 100 zł, mleko modyfikowane pewnie kolejne…, jedzenie, koszty utrzymania samochodu z 600 zł… Tymczasem w małej miejscowości na Lubelszczyźnie mój brat, który zarabiał powiedzmy te 1800 zł, ale za prywatne przedszkole płaciłby 300 zł. Ale nie musiał, bo jego dziecko dostało się do publicznego. Czujesz różnicę? 1/3 pensji w porównaniu do 1/6, a tak naprawdę do 0? Ile osób w Warszawie ma szansę na publiczne przedszkole? Czynsz i opłaty ok 400 zł zamiast 900. Internet lokalny 30 zł… Do pracy mógł chodzić piechotą, co w Warszawie nie jest praktycznie możliwe.
Do kina nie chodziliśmy, o teatrze nie wspomnę, bo bilety 300 zł plus opiekunka ze 100… To nie tak, że trwoniłam kasę na Pradę i RayBany, po prostu takie są koszty życia. Bez ekstrawagancji. Owszem, oszczędzaliśmy, ale to naprawdę nie jest tak, że jak zarabiam więcej o x, to mi to zostaje w kieszeni.
Hej wszystkim, tu Tomek z pierwszego komentarza.
Co mogę powiedzieć… Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Na pewno ktoś, kto ma jakieś zdolności / możliwości będzie namawiał do oszczędności, budowania poduszki bezpieczeństwa itp. (słusznie), a zwróćcie uwagę, że większość społeczeństwa ma bardzo ograniczone możliwości w tym zakresie – oczywiście z powodu niskich zarobków. No i może nawet w większej mierze z powodu swoich – nazwijmy to – cech osobowościowych. Przecież chyba większość żyje w jako takim niedostatku lub przynajmniej zgniłej przeciętności. I większość pewnie z niej nie wyjdzie.
Co do propozycji zakupu książki Kolegi Marcina – nie wiem, na razie zdarzy mi się obejrzeć jakiś jego film na YT, czasem przeczytam coś na blogu.
Możliwe, że kiedyś przeczytam książkę, nie wiem. Na razie przerabiam sobie inny “podręcznik” dot. finansów osobistych.
Nie umknąl Twój wpis mojej uwadze. Znam to uczucie i ocenę sytuacji z Twojej perspektywy. Wiesz ,ta rzeczywistość mnie uwierala kiedyś tam. Uwierala tak mocno ,ze nie poprzestalam żeby przynajmniej spróbować coś zmienić na lepsze. Musiałam oddać , opuścić to, co znam ,na rzecz niepewności i nieznanego z nadzieją, że to mi coś da. Myślałam sobie ze właściwie do tego ,co mam ,zawsze mogę wrócić. Zatem nie mam wiele do stracenia. Zobrazowalam sobie w myślach takiego zbieracza grzybów, który chodzi po lesie szukajac prawdziwkow. W tym lesie ich nie bylo. Stąd frustracja grzybiarza. Pomyślałam że pełen sukces można odnieść tam gdzie jest to ,czego szukam . Zmienilam las. Do decyzji dojrzewalam dlugo. Bodźcem do przemyslen było takie zdanie ” wszystko za czym tęsknisz i wszystko czego pragniesz – jest w Tobie”. Chce przez to powiedzieć , że to, jak postrzegamy nasza rzeczywistość zależy od sposobu patrzenia na nią w bardzo zawezonej perspektywie ograniczonej horyzontem myslowym. To tak jakby wierzyć że istnieją tylko góry . A przecież istnieje też morze.
Świetny artykuł. W pewnym momencie wielu ludzi się gubi przez takie zachowania. Trzeba się opamiętać? a nie jest to łatwe w instagramowych czasach świetności?
I to jest prawda, niestety ale media społecznościowe zbyt bardzo koloryzują świat.
Ja kupiłem nowiutkie auto w kredycie i spokojnie je spłacam. Nie wiem dlaczego autor bloga wyzywa mnie od niewolników – chyba świadczy to o jakiś jego życiowych problemach. Kredyt to narzędzie, które stosowane z umiarem ułatwia życie.
Natomiast autor chętnie przejaskrawia i sprowadza całość do absurdu, przez co ten wpis jest niepoważny. Ale rozumiem ze jakoś na te swoje książki trzeba naganiać.
Jeśli na coś tak prozaicznego jak nowy samochód musisz brać kredyt to współczuję Tobie i Twoim finansom.
Janku, artykuł jest bardzo mądry.
Clue Marcina to to, żeby nie harować przez całe życie i liczyć na emeryturę tylko, żeby żyć tak, aby stać się finansowo wolnym człowiekiem wcześniej niż mając 67 lat ( pytanie czy ludzie w Polsce w momencie przejścia na emeryturę stają się wolni. No właśnie….)
Żeby jednak to osiągnąć trzeba wydawać dużo mniej niż się zarabia, opanować zachcianki, które nawet potrafimy racjonalizować (‘no, przecież przyda mi sie nowy samochód z salonu’, ‘ciężko pracuję, zasługuję na drogie, egzotyczne wakacje’)
Marcin po prostu uczy, że takie podejście to droga donikąd – czytaj: pracy do 67 roku życia i bycia więźniem systemu, bo kredyt jeden, drugi, trzeci, więc nie mogę stracić pracy, więc muszę być miły dla szefa i tak dalej i tak dalej.
Gdzieś przeczytałam fajne zdanie: ‘Są 2 rodzaje bólu. Jeden to ból związany z dyscypliną, drugi to ten związany z żalem.’ Wiadomo, że dyscyplina finansowa i odmawianie sobie zachcianek to wyrzeczenie Oczywiście, ale w perspektywie długofalowej (podkreślam, długofalowej) przynosi fenomenalne profity
Janek, autor ma całkowitą rację. Jesteś niewolnikiem. Gdyby Cię było stać na to auto, kupiłbyś je za gotówkę . Spłacając auto przez 2-5 lat jesteś niewolnikiem banku. Sytuacje życiowe są różne. Możesz stracić pracę lub pilnie potrzebować grubej kasy na leczenie.
Zupełnie nie rozumiem tego hejtowania Janka przez większość komentujących. Jak sam zauważył kredyt to tylko narzędzie. Narzędzie dzięki któremu już dziś może mieć to na co musiałby odkładać np. 5 lat. Po co ma się męczyć przez 5 lat w starym aucie które w każdym momencie może mu się zepsuć? Mieszkania to jeszcze lepszy przykład. Ciekaw jestem ile z hejtujących osób oszczędzało np. 20 lat żeby kupić własne lokum za gotówkę jednocześnie płacąc za wynajem. Zapewne niewiele i słusznie bo to się zupełnie nie opłaca.
Jeśli ktoś mimo raty kredytowej może jeszcze część przychodów odłożyć na nieprzewidziane wypadki to nie ma powodów dla których z góry ma odrzucić kredyt.
Kredyt na mieszkanie a ten na samochód to zupełnie różne sprawy, bez problemu można kupić samochód w dobrym stanie na który mamy pieniądze a mieszkanie w wynajętym lokalu przez 20 lat nie jest komfortowe ani opłacalne, warto rozróżniać wydatki i nie traktować każdego tak samo
Ale kredyt na samochód jest czymś innym niż kredyt na mieszkanie. Marcin nie raz pisał, że mądrze zaciągnięty kredyt hipoteczny jest ok. Tu chodzi tylko o kredyty konsumenckie na zachcianki. Zgadzam się, że fajnie jest jeździć nowym samochodem dziś, a nie za 5 lat, dlatego każdy musi sam wybrać co dla niego jest dobre i bezpieczne.
Kredyt jest zobowiązanie długoterminowym, a życie bywa bardzo przewrotne… Skoro na byle auto musisz brać kredyt, to Cię na nie nie stać i tyle.
Niestety, większość ludzi tego nie rozumie.
Dla mnie pieniądze same w sobie nie mają wartości – dopiero spokój jaki zapewniają ją ma. Na początku swojej kariery zawodowej wzięliśmy z żoną kredyt na mieszkanie. Przy łącznych zarobkach na poziomie 4 średnich krajowych rata wynosiła pół średniej krajowej (nie chcieliśmy więcej, gdyby różne rzeczy się posypały). Po pół roku z różnych względów zarabialiśmy łącznie poniżej średniej krajowej i uratowała nas poduszka finansowa. Dopiero takie sytuacje uczą, że nie ma nic pewnego.
Teraz mamy kilka biznesów, siedmiocyfrowe oszczędności a i tak jeżdżę 10 letnim autem, bo jest wygodne i się nie psuje:) zamiast auta za 200k wolę dołożyć do domu nad morzem i pracować zdalnie – kwestia priorytetów…
Odnośnie samochodu. Marcin co proponujesz aby było sensowne. Założymy scenariusz, że masz auto 15 letnie – co 2/3 ms musisz do niego dokładać po 200/600 zł bo co chwila coś sie sypie.
Masz trochę gotówki w okolicach 10/20k – czy proponował byś np. wzięcie w leasing nowszego auta za powiedzmy 50k – które powinno być mniej zawodne, młodsze i pewnie trochę nim sie uda pojeździć plus płacić 2/3 lata raty.
Czy jednak kupić auto za te 10/20k. Czy może jeszcze dalej naprawiać auto obecne i jeździć im z takim trochę wentylem, że może sie coś popsuć. Nie biorę pod uwagę najmu długoterminowego, który jest nieopłacalny.
Samochody to odrębny temat. Przede wszystkim trzeba się na nich znać albo zapłacić za doradę komuś kto się zna.
Matematyka musi się zgadzać.
Kupujesz samochód za 50k z czego 30k jest w kredycie. Rozkładasz kredyt na 3 lata. RRSO dzisiaj realnie to 10%. Czyli rata miesięczna wyjdzie w granicach 970-1000 zł Czyli łącznie spłacisz 35 tysięcy zł.
Za 3 lata masz trzyletni samochód i spłacony kredyt. Z początkowej wartości samochód w 3 lata traci około 40-50% Czyli będzie wart 25-30 tys. zł.
Podsumowanie. Po trzech latach masz samochód o wartości 25 tys i żadnych oszczędności. Nie licząc kosztów przeglądów w ASO, obsługi, kosztów ubezpieczenia AC.
Miałem na myśli samochód używany, więc pewnie utrata wartości była by jednak ciut mniejsza.
Ok, to co byś proponował w takiej sytuacji?
Sam musisz podjąć decyzję. Ja eksploatowałem kiedyś 19-sto letni samochód i odkładałem jednocześnie żeby kupić nowszy i bezpieczniejszy. Kupiłem bez kredytu żadnego. Więc wiesz już po której stronie barykady jestem. Zawsze gratem!
Jeszcze pozostaje kolejna rzecz – jakim procentem Twojego mienia ma być samochód. Bo jeżeli samochód stanowi lub miałby stanowić 90% majątku to trochę słabo. Wydaje mi się, że najrozsądniej jest jak wartość samochodu to 6 zsumowanych pensji netto. Powoduje to, że nie kupisz samochodu na który w dłuższej perspektywie Cię nie stać.
Należy pamiętać że utrzymanie używanego auta klasy premium kosztuje bardzo dużo. Takie BMW E60 na przykład mimo 15-20 lat na karku wcale nie jest mniej skomplikowane niż w dniu debiutu.
Łukasz, chyba chodzi Ci o to na co maksymalnie powinno nas stać. Dave Ramsey uważa, że wartość czegokolwiek z kołami nie może przekraczać 50% naszych rocznych dochodów. W przeciwnym razie szybko awansujemy do kategorii Kena i Barbie. Dla tych co mają bardzo wysokie pobory to nawet 3-miesięczne dochody może być dużo gdy za miesięczną pensję mogą kupić sobie porządny nowy lub prawie nowy (jeszcze na gwarancji) samochód, którym można pojeździć spokojnie przez kolejne 7-8 lat.
Ciężko coś zaproponować, bo nie ma jednego dobrego rozwiązania dla wszystkich,
O jakich samochodach myślisz? Ile lat chcesz go użytkować? Ile kilometrów w tym czasie przejedzie?
15k rocznie. Leon, Mondeo, Focus, Octavia. Pewnie co najmniej 5 lat.
Sporo opcji
1. dobić 15-letnie auto wymagające wkładu 200-600 co 2/3 miesiące
2. kupić nowsze za 10-20
3. leasing na 3 letni kompakt
dorzucę kolejną – zakładam, że auto kosztuje 50 tysięcy
4. kredyt na firmę na 3-letnie auto. Ma to swoje plusy. Wrzucasz 25 tysięcy jako wkład własny, a za chwilę odpisujesz pół VATu od faktury, czyli ~4,5 tysiąca. Wydałeś 20,5 tysiąca, masz auto, 30 odpisów od przychodu po 1500 złotych i kredyt na 25 tysięcy, od którego odsetki wrzucisz w koszty.
Co wybrać? To zależy od tego jaka jest Twoja sytuacja finansowa. Jeśli wszystko masz poukładane, poduszka jest solidna, dochód wygląda na pewien, a samochód jest Ci naprawdę potrzebny, to ja bym zastanawiał się między opcjami 3 i 4.
Ale jeżeli w finansach nie ma pełnej jasności – patrz wpis wyżej – to myślę, że męczyłbym 15-latka. Nie tak dawno zajechałem 18-letni samochód i uznałem, że to już dla niego za dużo, więc sprzedałem w cenie adekwatnej do stanu. Wziąłem leasing na nowy tani miejski samochód – 42 tysiące brutto. Mniejszy i mniej wygodny, ale się nie psuje, serwis mam w pakiecie wliczonym w cenę za “grosze”, a polisy dealerskie bywają zaskakująco tanie. Niechcący dodałem opcję numer 5 🙂
Przypominam, że istnieją kredyty i leasingi z oprocentowaniem zero, więc nie hejtujmy od razu tych, którzy korzystają z tych narzędzi do zakupu nowego auta.
Jeżeli masz możliwość wzięcia nowego samochodu w leasing (czyli zakładamy że masz dg lub firmę) vs 15-letnie które się sypie osobiście bym wziął leasing – oczywiście po sprawdzeniu czy mnie na to stać.
Stare jak cos możesz sprzedać i mieć na wkład własny ale jak weźmiesz leasing to musisz go niestety płacić i przez min. 24 miesiące nie ma opcji wcześniejszej spłaty aby się go pozbyć. Z drugiej strony samochód w leasingu to koszt który obniża podatki w twojej firmie więc jak uwzględnisz korzyści podatkowe to okaże się że samochód kosztujący 50 tyś brutto po spłaceniu leasingu kosztował cię ok 40 .Do tego jest nowy i na gwarancji więc teoretycznie nie musisz do niego dopłacać, ale… jest nowy więc musisz zapłacić pełne ubezpieczenie AC więc musisz wyskoczyć z kasy…
więc jak widzisz jest wiele do przeanalizowania.
Jak zawsze analiza sytuacji ekonomicznej i tego gdzie jesteś w życiu.
Kalkulator do ręki, analiza swot i zaraz będziesz wiedział.
Niestety ja też tak żyłam z mężem. Nagłe przebudzenie się z kredytem hipotecznym + około 150 tys z kredytem gotówkowym. Kredyt gotówkowy zaciągany na remonty nowego mieszkania + samochód + wakacje. Aktualnie śmiać mi się chcę z tego co wtedy robiliśmy. Dwa lata temu postanowiliśmy to zmienić i od tego czasu żyjemy mega świadomie. Kredytu gotówkowego zostało już 30 tys dzięki nadpłacaniu, planujemy go spłacić do zera w ciągu kilku miesięcy. Odłożyliśmy też poduszkę finansową. Bardzo przykro było zacząć oszczędzać a nie wydawać jednak teraz tak już weszło nam to w nawyk ze nie widzę innej drogi. Dużo mnie to nauczyło 🙂
Kredyt narzędziem do stosowania z umiarem – a co powiesz na zebranie oszczędności żeby nie musieć brać kredytu (i płacić bankom za jego udzielenie)? To lepsza choć wolniejsza opcja.
Z poziomu świadomości Kena/Barbie najszybciej wyrasta się gdy przyjdzie mniejszy lub większy problem ze spłatą bieżących zobowiązań/stałych wydatków. Jak mnie taki moment dopadł, to wyszedłem z tego. Okres „postu” był cenny, dlatego że zobaczyłem, że wiele rzeczy w życiu jest niepotrzebnych. Co więcej, lepiej nie mieć jakiejś rzeczy niż ją mieć w pakiecie ze stresem związanym z wiszącymi nad głową non-stop zobowiązaniami.
Wciaz niezmiennie mnie fascynuje, ze trzeba tworzyc takie wpisy/artykuly i tlumaczyc tak banalne rzeczy jak poduszka finansowa, proste zasady oszczedzania typu wydawaj mniej niz zarabiasz. Niby proste, a wystarczy troche porozmawiac z ludzmi i az wlos sie jezy ile osob ma z tym problem.
Skoro na początku napisał Pan o niewłaściwych sposobach dodawania sobie pewności siebie, to konsekwentnie na liście „10 kroków” powinien być jeszcze jeden: „Naucz się olewać zdanie innych na twój temat”. Część ludzi niepotrzebnie wydaje pieniądze, bo popada w „wyścig zbrojeń”, choć faktycznie danego sprzętu czy ubrania nie potrzebuje (stare jeszcze dobre).
Poza tym PEŁNA ZGODA.
Pozdrawiam.
Kilka osób się chyba zdenerwowało ale to tylko dobrze dla nich, może to zmusić do przymysleniabswojego postepowania, ja trafiłem na blog fbo na samym początku swojej kariery zawodowej i bardzo się cieszę bo dzięki temu mam dużo więcej świadomości finansowej, w domu, szkole, uczelni nikt nie uczy jak postępować z pieniędzmi. Nie uważam żeby takie wpisy miały jakoś nakręcać sprzedaż książek, uważam że każdy powinien się dokształcać i czytać o finansach czy to z książek M.Iwuc czy z innych. Pozdrawiam i niedowiarkom mowie ze metody zawarte na blogu przy odrobinie wysiłku naprawdę działają!!
Szczęściarzu! Tak trzymać! Zgadzam się z Tobą z 100%! Brak edukacji, brak chęci do samokształcenia, za to wielki zapał do marudzenia i szukania dziury w całym oraz podtekstów tam, gdzie ich nie ma. A wszystko to z zapałem godnym lepszej sprawy, np. zmierzenia się z własnymi przyzwyczajeniami albo lenistwem.
Ale to już było przecież, tzn. ten artykuł…
Witam,
W moim odbiorze taki Ken i Barbie symbolizują dziecinną naiwność .
Dłuższą chwilę zastanawiałam się jak można taki przykład skomentować….
Doszłam do wniosku, że jest wiele możliwych aspektów , które mają ogromny wpływ na bycie Kenem czy Barbie . Doprawdy można by o tym, całkiem sporą książkę napisać , a w niej roztrząsać różne kwestie pod każdym możliwym kątem i wyszło by takie Studium przypadku……
Ale ja książki pisać nie zamierzam:):).
Nawet przebiegło mi przez myśl, że następny temat będzie typu ” Zwierzenia Kena i Barbie”.
Chyba nie będę bardzo odkrywcza, jeśli dodam, że zanim dziecku da się nową zabawkę , dobrze byłoby pokazać jak może nią się bawić.
Być może też ,nie przesadzę, stwiedzając, że wszelakie narzędzia , również te finansowe, wymagają wiedzy i doświadczenia w ich użytkowaniu.
Zatem pozostaje mi dołączyć do tych , którzy podobnie jak ja chcą się czegoś nauczyć i zdobytą wiedzę wykorzystać z pożytkiem dla siebie.
Ja , zamiast zajmować się Kenem i Barbie, wolę sprawić sobie prezent w postaci książki o finansach.
pozdrawiam Ula
Witaj Marcin,
Chciałam tylko powiedzieć, że zobaczyłam Twojego maila z nowym artykułem w trakcie przeglądania stron z kosmetykami (lista do kupie rosła z każdą minutą). Dziękuję Ci, bo właśnie zrozumiałam, że zbaczam ze swojej ścieżki. Dzięki Twojej książce o finansach osobistych i poznaniu 10 kroków już po 2 miesiącach widzę ogromne zmiany. Nadpłaciłam 3 raty za laptopa (tak, to był świetny pomysł brać go na raty) i rozplanowałam cele finansowe. Prowadzę też budżet, który skutecznie zniechęca mnie do wydawania na głupoty. Co więcej, prawie całą premię otrzymaną w ubiegłym miesiącu odłożyłam na subkonto, a wcześniej pewnie wydałabym zaraz te pieniądze. Cieszę się bardzo, że trafiłam na tego bloga i Twój podcast. Ta wiedza naprawdę odmienia życie i wyzwala poczucie sprawczości w człowieku 🙂
Bardzo dobry artykuł. Szkoda tylko, że nie uczą tego już we wczesnych latach szkolnych. Życie ponad stan to krok do nikąd. Najgorsze jest to, że ludzie nie widzą nic złego w braniu kolejnych i kolejnych kredytów np. hipotecznych podczas gdy mieszkanie, w którym mieszkają nie zostało jeszcze nawet w 70% spłacone …..
Marcin, ( blogowicze),
fajna robota – jednak jeśli mogę coś zasugerować ; tzn. temat artykułu / wtorku.
Jak już wiadomo, nie ma w szkołach edukacji finansowej i produkujemy jako społeczeństwo, finansowych matołków którzy zakładają swoje rodziny. Oczywiście często nie jest to wina tych młodych osób, nie mają skąd czerpać wzorców.
Może warto zrobić wpis – pt. pierwsze kroki samodzielnego życia lub życia w rodzinie. Jakie podjąć decyzje, jakie wydatki odłożyć – co jest absolutnie zbędne.
Mi przychodzi na myśl oprócz standardowych kroków w postaci FA i FB wkład na mieszkanie i może warto kupić coś mniejszego i nie koniecznie nowego – za kilka lat być może będziesz tyle zarabiał że szybko to nadpłacisz i kupisz coś większego. Może to że warto poszukać niższego abonamentu tele ( wiele osób nie ma świadomości że telefon za 1 zł nie kosztuje 1 zł ) i może warto omówić kilka przykładów pułapek które kuszą nas dookoła “szczęściem posiadania” ?
Piszę to gdyż często rozmawiam z młodymi osobami które finansowo są zupełnie nie opierzone – a jednak życie rzuca ich na szerokie wody finansów. Co gorsze – konsumpcyjny marketing nastawia ich że “im się to od życia należy”.
Co sądzicie ?
Przecież są od wielu lat podstawy przedsiębiorczości.
Młodych zdolnych to jeszcze mogę zrozumieć.Otrząsną się,zrozumieją i się odbiją od dna ale jak wytłumaczyć wydatek w Polsce 26mld rocznie na papierosy.Głównie ludzie młodzi i osoby zarabiające poniżej średniej krajowej.Wystarczy nie palić i zostaje w budżecie domowym 500 zł,rocznie 6 tysięcy .Często zakupom tytoniowym dotyczy alkohol.Jak to wytłumaczyć?
Bardzo trafne spostrzeżenie. Sama kiedyś paliłam, posypuję głowę popiołem i kiwam nią z politowaniem nad samą sobą. To była kompletna głupota ale przynajmniej nie skomlałam, że jestem biedna spopielając jednocześnie swoje pieniądze. Ludzie tego nie łączą, jakby to były odrębne galaktyki. Udało mi się kilku znajomych nakłonić do rzucenia nałogu właśnie za pomocą finansowych argumentów, bo żadne inne nie działały, w tym te najbardziej oczywiste jak zdrowie. Jako były palacz tłumaczę to zwykłą bezmyślnością.
Hej,
Sądze ze problem nie tyle leży w braku edukacji co w bombardowaniu potencjalnych konsumentów propagandą oparta na złudzeniach . Podaje się takie treści które kładą wartość na tzw. Musze mieć. Kompletnie pomijana jest cena jaką musze zapłacić. I nie ma w tym nic dziwnego w myśl zasady ze zawsze znajdzie się taki głupi który kupi. Z takiego założenia wychodzą marketingowcy moim zdaniem. Im więcej kupujących tym większy zysk sprzedawcy . Bazują oczywiście na niezaspokojonych ludzkich potrzebach . Bo któż z pustka w kieszeni nie marzy o tym żeby mieć czy posiadac? Dzisiejsza iluzoryczna recepta na bogactwo to kredyt. Czy są jeszcze ludzie którzy wiedzą że kredyt to dług i to w dodatku dług oprocentowany? Ja nie wierzę że ludzie masowo są matematycznymi analfabetami i ze nie znają działań na liczbach ujemnych których dodawanie zwiększa wartość ale zawsze ze znakiem minus. Dlatego nie w braku wykształcenia upatruje przyczyny lecz w intensywnych działaniach sprzedawców marzeń . W działaniach ukierunkowanych na bezlitosne operacje na otwartych mózg ach w całkowitym znieczuleniu . I ta kwestie trzeba rozpakować i przyjrzeć się poszczególnym elementom. Poznany mechanizm sprawia że zaczyna się rozumieć o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Życie można porównać do gry w szachy.
Miłego dnia
Ula
Ulu,
Podoba mi się Twój komentarz.
Ja z doświadczenia wiem, że pierwszym krokiem, który zawsze warto wykonać kiedy nie zostają z zarobków oszczędności i krokiem jednocześnie będącym momentem przełomowym, wyzwalającym mnóstwo refleksji, również nad mechanizmami rządzącymi wydawaniem pieniędzy, jest rozpoczęcie i systematyczne prowadzenie budżetu domowego. Widzisz wówczas, jakie są skutki własnego działania, szukasz przyczyny niepowodzeń. Wtedy też często przychodzi refleksja, że zwykle jesteśmy wkręcani w zakupy, że sami bezmyślnie dajemy się ponieść wyobraźni, emocjom, itd.
Dzień dobry,
Na wstępie, pięknie dziękuję Agato za miłe słowa.
Ze słowem budżet kojarzyły mi się jakieś zapisy księgowe i nawet przez myśl mi nie przeszło , że budżet ,to taka nazwa domowych zapisów na prywatny użytek.
Zwyczajnie na kartce papieru czy w zeszycie, rozpisuję sobie moje koszty życia. Kiedyś miałam je w głowie tak po prostu.
Czy to mi coś daje? Tak , daje szybki wgląd do moich finansów.
Daje pewność , że kontroluję wpływy i wydatki oraz potwierdza moją skuteczność w planowaniu i osiąganiu tego, co chcę osiągać, lub wskazuje mi gdzie rozjeżdżają się moje założenia. Chcę przez to powiedzieć, że zapisane informacje , które latami były sobie gdzieś tam w mojej głowie, zostały zobrazowane i uwidocznione.
Jeśli zaś chodzi o temat : Finanse ….w/g Kena i Barbie, to przypuszczam , że taki ktoś, ma całkiem mocne tzw: mechanizmy obronne , w których króluje 1500….. argumentów, żeby nie zmieniać status quo.
pozdrawiam Ula
Amen 🙂
Jak coś jest wyraźnie zapisane czarno na białym, to zdecydowanie trudniej to ignorować, a pamięć ludzka ma fenomenalną skłonność do rozmywania rzeczywistości. Poza tym kontrola nad swoim życiem w dowolnym jego aspekcie, daje poczucie sprawczości.
Gratuluję!
Dzięki Rocinka za gratulacje:):).
Bardzo ciekawie opisałaś ten element poczucia sprawczości, który znam z psychologii, zwany “poczuciem koherencji”, jako między innymi kontrola nad aspektami życia.
Pamięcią zaś, w pewnym stopniu możemy sami sterować , pamiętając to ,co jest dla nas wygodne:):).
A jak już zapisane , to jedynie można ” zapomnieć” do zapisków zajrzeć:):). Człowiek sam siebie potrafi oszukiwać, a jakże:):). Tak tytułem żartu:):)
Jestem głęboko przekonana , że każdy z nas potrafi osiągać realne cele. Potrafi być bardzo konsekwentny i pomysłowy w ich realizacji. I tak jeśli dla kogoś celem jest wydawanie pieniędzy, czy posiadanie konkretnego dobra ,to będzie tak czynił, konsekwentnie aż do bólu.
Jeśli natomiast za cel stawia sobie oszczędzanie, to też tego dokona. Dlatego uważam , że mnie od “Kena i Barbie” odróżnia założony cel, w związku z czym i metoda jest inna , a i skutek odmienny:):)
Niezmiernie szkoda ich traconego potencjału, przemijających możliwości, tak zwyczajnie szkoda.
Jednak kiedy wartość nieograniczonej konsumpcji umocowana jest na szczycie hierarchii wartości, to priorytet nadaje kierunek działaniom.
Ciekawy artykuł, ale pokazuje zawężony punkt widzenia. Odkładanie pieniędzy po to żeby je wykorzystać po 60 to odkładanie marzeń na starość. Po co? Co taki człowiek zrobi gdy straci na hiperinflacji, zawirowaniach w gospodarce lub nawet nie dożyje? Ken i Barbie przynajmniej skorzystają ze swojego życia. I tak muszą pracować i tak, ale mogą już teraz rozwijać swoje pasje. Nie wierzę w oszczędzanie w funduszach. Zostawiam wybór czytelnikom czy żyć pełnią życia czy ‚dziadować’ żeby zabezpieczyć starość co nie jest też pewne.
Tomasz,
Zgadzam się całkowicie z Ulą, bo tego typu myślenie jest bardzo krótkowzroczne. Po pierwsze, wydać każdy grosz dziś i jeszcze żyć na kredyt zamiast część pieniędzy zainwestować żeby móc wydać dużo więcej jutro, to moim zdaniem głupota. Po drugie, jest to iluzja życia “na poziomie” na konto przyszłych zarobków. Co będzie jeśli stracimy pracę albo w miarę upływu lat nie będziemy w stanie dłużej pracować? Jaki wtedy będzie nasz poziom życia? Po trzecie, jeśli dożyjesz do 60-tki to masz jeszcze przed sobą co najmniej 20 lat i 50% szans, że dociągniesz do 90. I co wtedy? Młodzi tego nie rozumieją, ale bezpieczna i dostatnia emerytura to marzenie prawie każdego 50-latka. Po czwarte, przeznaczanie części pieniędzy na inwestycje nie oznacza wiecznego dziadowania bo w pewnym momencie dochody z inwestycji przekroczą dochody z pracy. Daję Ci następujący przykład dotyczący magii procentu składanego: niedługo zbliża się 40-letnia rocznica naszego ślubu. Oprócz kartki i tradycyjnego bukietu kwiatów (do restauracji nie pójdziemy ze wzgledu na covid) żona dostanie ode mnie Mercedesa GLE 450 4-matic kupionego za 6-miesięczny dochód z dywidend.
Pozdrawiam
To co mnie wciąga w ten Blog, to fakt poczucia ogromnej tożsamości ze stanowiskiem Autora i wielu komentujących. Taka analogia w myśleniu, w postępowaniu, w decydowaniu w wielu kwestiach. Różnica , którą zaobserwowałam, polega na źródłach, z których czerpię dla siebie.
Nie mam nic wspólnego z ekonomią jako nauką , z finansami jako wiedzą wykładaną na uczelniach, a jednak mam identyczne wnioski, identyczne obserwacje…..jak to jest możliwe?.
Ludzie powiadają, że to samo życie jest najlepszym nauczycielem, ale mówią też , że tylko wtedy , kiedy z własnych błędów wyciąga się odpowiednie wnioski. Odpowiednie , to takie , żeby już tych samych błędów nie popełniać. Mówią też , że niektórzy żadnych wniosków nie wyciągają i brną w niekorzystną dla siebie sytuację aż po same uszy…..
Czyli czasem może warto innych posłuchać:):), warto przemyśleć to , co i o czym mówią, mieć taką ciekawość ludzi i ich przemyśleń…..mieć odwagę korzystania z ich doświadczeń i nabytej wiedzy….dać sobie prawo do wzbogacenia siebie . Mimo , że człowiek dorosły, doświadczony , ma taką tendencję do wyprzedzania biegu wydarzeń, kompletnie niezrozumiały dla młodych z niewielkim jeszcze doświadczeniem.
A jak rozpoznać tych ludzi, od których czerpać warto, nie myląc ich jednocześnie z tzw.”bajarzami”?. Podam dwa takie “kierunkowskazy” , które sa dla mnie pomocne:
1. Kiedy rozumiesz , że działanie innych nakierowane jest na Twoje dobro , a nie przeciwko niemu,
2. Kiedy obserwujesz spójność słów z czynami.
Chciałem uzupełnić, że żona nie była tym prezentem zachwycona. Powiedziała że żadnym Mercedesem jeździć nie będzie i kazała mi się z nim wynosić z powrotem do salonu. Posłuchałem jej sugestii i kupiłem jej coś znacznie tańszego i mniej rzucającego się w oczy, a mianowicie Nissana X-Trail AWD z którego jest bardzo zadowolona.
Zadowolenie jest najważniejsze:):).
Ja przyznam , że kiedyś bawiłam się w akcje kierując się wyłącznie ich ceną i grając na wzrost. Masę książek na ten temat przeczytałam , ale teoria sobie a praktyka sobie. Z inwestycji wyszłam na zero i porzuciłam działalność. Przez lata inwestowałam bezpiecznie, ale ostatnio ledwie udało mi się pokonać inflację. Oszczędzam mimo wszystko od lat, jest to dla mnie tak oczywiste jak załóżmy oddychanie.
Nie rozumiem inwestycji w akcje dywidendowe, no nie znam się na tym. Kiedyś obiło mi się o uszy , że kiedy dywidenda zostaje wypłacona , cena akcji spada…co dzieje się potem, nie wnikałam.
IKE i IKZE nie są dla mnie. Złoto jakoś mnie nie przekonuje. Etfy wydają się ciekawe, ale ja, jak to ja rozważam długo:):).Staram się przede wszystkim zrozumieć w co inwestuję, dlatego wybrałam na ten Blog , z nadzieją , że coś wyczytam i mnie natchnie:):)
Ula,
Inwestowanie to jedyny sposób w jaki osoba na posadzie może osiągnąć samodzielność finansową niezależnie od wysokości dochodów. Nasza podróż w tym kierunku zaczeła się w 1990 roku kiedy z pensją 2500 miesięcznie miałem na utrzymaniu niepracującą żonę i dwójkę dzieci. Zrobiliśmy wtedy budżet wydatków w którym znalazło się parę groszy na oszczędności. Po pewnym czasie żona znalazła pracę, nasze dochody wzrosły i byliśmy w stanie odkładać co miesiąc 25%. Kupiliśmy dom, który spłaciliśmy po kilku latach, potem następny i tak dalej. Ciągle pracuję na tej samej posadzie mimo, że dochody z inwestycji i wynajmu dawno przekroczyły dochody z pracy. Inwestowanie “bezpieczne” jak sama zauważyłaś chroni jedynie oszczędności przed inflacją a nie posuwa nikogo do przodu. Musisz przeczytać i nauczyć się jak inwestować w akcje, fundusze, ETFy, obligacje, nieruchomości, metal szlachetne, REITy i inne formy inwestycji i zrozumieć na czym one polegają. Nigdy nie inwestuj w to czego nie rozumiesz.
Pozdrawiam.
Floridian, dziękuję za bardzo pomocny wpis. Na chwilę obecną rozważam nad częścią gotówkowa mojego kapitału . Dzięki temu Blogowi część kapitału mam już w EDO. Pozostała trzymam w Euro i ta czeka na decyzje . Plan jest taki jak piszesz. Najpierw potrzebuje poczytać i zrozumieć . (Marcin sprzedał mi już dwa egzemplarze Finansowej Fortecy z czego jeden dla mnie w prezencie pod Choinkę drugi dla rodziny:). Następnie zdecydować. Póki co chronie gotówkę . Jeszcze raz dzięki . Pozdrawiam.
Dzień dobry,
Moim zdaniem , jeżeli życie pełnią życia ,polegać ma na ciągłej pracy , celem zarabiania pieniędzy,które na tę pełnię życia trzeba wydawać, to nie widzę tu żadnej pełni i z góry za nią dziękuję.Za to widzę przymus ciągłej pracy, jako konsekwencję braku gotówki, notorycznie wydawanej na rzekome życie pełnią życia. Widzę chomika, biegnącego w kręcącym się kołowrotku. Widzę pogoń za króliczkiem , dla samej pogoni. Można by taką sytuację sprowadzić do zawodów sportowych . Ja będę obstawiać chomiczki, które mają szanse biec jak najdłużej , tak samo postąpię z biegnącym za króliczkiem.
Założę się nawet , że żadne z biegnących nie dobiegnie do starości, ciekawe jak bardzo się pomylę?
Zatem z takich założeń jakie mają Ken i Barbie , wynikną takie czy inne , zwyczajne konsekwencje.Dostrzegam jednak alternatywę dla biegnących, ale dla tych jedynie , którzy starości nie postrzegają jako zła koniecznego i niechcianego . Jest szansa dla tych , którzy starość traktują jako kolejny , następujący po młodości i całkiem prawdopodobny etap życia .Pomimo nawet, że ta starość, to nie jest największe marzenie młodości , no nie jest.
Jednak czy będąc starym , należałoby się pozbyć marzeń? ,zrezygnować z innych możliwości jaką ona daje? . Żadnego rozwijania pasji? I po prostu strzelić sobie w łeb? Pełna zgoda , ona- starość jest niepewna, bo można nie dożyć. Ale jak będzie się miało pecha?i się dożyje tej starości?. A jeśli również hiperinflacja nie będzie miała miejsca? To po co później żałować, że się wszystko to, co się zarobiło wydało?.No fakt , bywało pięknie, bogato, młodo. A jeśli będzie równie pięknie i bogato,ale staro , to już nie chcemy tak?. To jeśli nie strzelać sobie w łeb , to co pozostaje?, jak nie życie….. przeszłością….., w starości…., w kolejnym tu i teraz ….etapie…., biednym etapie, bez oszczędności, bez perspektyw na młodość,z szansą? , żeby pracować „tak i tak”, aż do śmierci, nie nie dlatego że się chce pracować, tylko , że się musi! ?. Też wybór pozostawiam dla czytelników,którzy wbrew wszelkim prognozom, mając osobistego, życiowego pecha dożyją do starości.
I jeszcze tylko taka kolejna alternatywa w skrócie myślowym:
Dopóki masz pieniądze, jesteś Panem, w momencie kiedy je wydasz, jesteś Dziadem
Mam ogromną nadzieję, że znajdą się tacy, którzy rozumieją iluzję życia tu i teraz. Polega ona na tym , że dzisiejsze Tu i teraz, już jutro -będzie przeszłością. Zaś przyszłe jutro ,to dokładnie tu i teraz. I to jest to ,co mnie wkurza w oficjalnych, konsumpcyjnych trendach, które merdają przed naszymi nosami marchewką, popierając ją rachunkiem prawdopodobieństwa w taki sposób, żeby wykluczyć każdy inny i jak najbardziej możliwy scenariusz. W naszych działaniach chodzi o to jedynie żeby zachować umiar w wydatkach i tylko tyle i aż tyle.
Miłego dnia Ula
Zylismy jak Ken i Barbie przez 5 lat , zarabiamy dobrze, ale nigdy nie odkladalismy, zaciagnelismy w tym czasie mase kredytow firmowych, leasingi ba fajne auta, bez namyslu naladowalismy sie comiesiecznymi konkretnymi zobowiazaniamy przy ktorych nasze dobre zarobki wygladaja jak pensja Pani Basi za 1/4 etatu sprzatania klatek schodowych. Wtedy przychodzi covid, zarobki spadly, gdybysmy mieli oszczednosci przetrwalibysmy bez problemu, taka finansowa poduszka bezpieczenstwa uchronilaby nas przed kolejnymi kredytami na splate zobowiazan. Teraz wychodzimy na prosta baaardzo powolutku, z auta ,a 100 tysiecy przesiadka do autka za 15 tysiecy. Ciesze sie ze aktualnie mam zdecydowanie wueksza swiadomosc, ale szkoda ze musialo od tego uplynac jakies 800 000 tysiecy zlotych. Moglismy spokojnie na to wszystko zarobic ale tak jak Pan Marcin napisal zaczelismy od d…. strony 😉 oczywiscie to tylko maly fragment z naszego zycia i cenna lekcja, cenna ma tutaj kluczowe znaczenie . Pozdrowienia !
Do Uli. Starość nadejdzie niespodziewanie. Pamiętam moje 35 urodziny! Za pół roku kończę 60lat. No i cóż, czuję się super, na nic nie choruję, zdrowe odżywianie i ruch wpisane są w mój styl życia. Nikt nie edukowal mnie finansowo, takie to były czasy. W porę się opamiętałam razem z moim mężem. Nigdy nie przesadzalismy z wydatkami i to się opłaciło. Wspomoglismy naszą córkę przy zakupie mieszkania i wiemy że możemy a nie musimy dzisiaj pracować.. Emerytury będziemy mieć niskie ale jest z czego dołożyć. Książkę Marcina muszę kupić dla mojej córki
Super Doroto:):). Doprawdy miło czytać o życiu innych , którzy dają radę:):).
Gdzieś tu, na tym Blogu toczyła się dyskusja, odnośnie wątłych szans , na zdobycie przez każdego, milionowego majątku, czy dorównania do tych najmajętniejszych.
Moim zdaniem nie o to chodzi . Porównywać można porównywalne.
Tym samym- swoje aktualne osiągnięcia- do punktu wyjścia, od początku drogi, własnej drogi, a nie porównywać drogi innych ze swoją. Zawsze będą bogatsi i biedniejsi od nas. No i co z tego?. Liczy się to, co ja osiągnęłam, osiągam i chcę osiągnąć, biorąc pod uwagę , że zaczynałam załóżmy od zera. Tak mierzy się swój własny, choćby w/g innych – mały, ale ” mój sukces”:):)
KEN I BARBIE to taka przerysowana strategia topielca:) Podstawową zasadą na wszystko jest planowanie i kontrola. Planujemy wydatki, resztę oszczędzamy i dokształacamy się, by mądzrze je inwestować. Optymalny plan na życie to oszczędzanie i ZARABIANIE:), przy założeniu, że więcej zarabiamy, więcej oszczędzamy! BTW, super blog i kanał YT
Ja stałem się niezależny tak naprawdę w 2020 roku. Przekroczyłem próg posiadania: 1mln PLN. Dochody z pracy netto mam marne, bo to około 5500zł netto miesięcznie.Ale ponad 20 lat pracy zawodowej, bez luksusów , bez małżeństwa, dzieci, własnego mieszkania dało efekt.
Do
Xxxx,
Być może pomysł, gdyby połączyć własną niezależność z inną niezależną osobą , dałoby asumpt do wspólnego życia, działania i możliwości dzielenia się sukcesami i nie tylko?
Żaden mus, jednak istnieje potencjał. Poza tym szczere gratulacje.
Po obserwacji osób w moim najblizszym srodowisku widze ze strategia Ken i Barbie wcale nie jest najgorsza stategia z mozliwych. Nalezaloby wspomniec ze takie podejscie mimo ryzyka moze równiez przynoscic korzysci! Nie kazdy od razu traci prace i wpada w spirale dlugow. Istnieja branze gdzie strara pracy jest malo prawdopodobna a znalezienie nie zajmie wiecej niz miesiac. Dlatego uwazam, ze przy odpowiednich kwalifikacjach nie jest to nawet ryzykowne. Dla przykladu moge porównac siebie i partnera ze znajomą para Ken i Barbie. Zarobki bardzo podobne ( ok15k na pare, wszyscy branza IT) w srednim miescie. My staramy sie odkladac 1/3 (odkladamy na wklad wlasny wiec nawet nie sa to oszczednosci), jezdzimy starym autem, wynajmujemy mieszkanie. Ken i Barbie , mieszkaja w super dzielnicy ( kredyt z minimalnym wkladem, 3 lata temu, 25 lat) auto w leasingu, kredyty konsumenckie na przyjemnosci. Leasing prawie juz splacony i auto za chwile bedzie ich. I po 3 latach uwazam ze nasze bezpieczne podejscie jest bezsensowne!! Ceny mieszkan ida w góre wiec mysle ze i tak bedziemy musieli posiłkowac sie kredytem, placimy bezsenusu za wynajem kiedy rata kredytu bylaby identyczna podczas gdy Ken i Barbie zyja pelnia zycia. Oczywiscie jezeli cos pojdzie zle to z dnia na dzien pewnie beda musieli podjac pewne trudne decyzje ale czemu zakladac ze cos pojdzie zle?! Aktualnie maja wieksze szanse ze pojdzie dobrze. Reasumujac jezeli na pewnym etapie zainwestowalo sie w swoje kwalifikacje lub mialo sie farta w wyborze zawodu nie ma ryzyownej stategii i nawet Ken i Barbie jest spoko.