Mało który produkt finansowy cieszy się tak wielką sympatią swoich użytkowników, jak karta kredytowa. Jest prosta w obsłudze, wygodna, zapewnia dodatkową płynność finansową, pozwala zapłacić za hotel czy bilet lotniczy, a jeśli zadłużenie spłacimy w terminie, nie poniesiemy kosztów odsetek. Słowem: same zalety. I tutaj zapala mi się czerwona lampka: jeżeli coś jest zbyt piękne, by było prawdziwe, to zwykle prawdziwe nie jest.
W dyskusjach na temat długów oraz ich zgubnego wpływu na nasze finanse najczęściej udaje mi się znaleźć z rozmówcami wspólny mianownik. Kilka obliczeń, pokazanie prawdziwych kosztów pożyczek, wyjaśnienie zasad – i zaczynamy się dobrze rozumieć. Jednak z kartami kredytowymi jest dużo trudniej. Nie wiem co się w nich kryje, ale większość osób jest tak przywiązanych do swoich kart, że nie wyobrażają sobie bez nich życia. Nawet mając ich kilka w portfelu reagują alergicznie na myśl o pozbyciu się choćby jednej. Zrezygnować z karty kredytowej? Nigdy!
Właśnie dlatego postanowiłem spisać kilka spostrzeżeń na temat kart kredytowych i poprosić Was o pomoc w lepszym zrozumieniu tego fenomenu. Dlaczego tak bardzo nas uzależniają? Czy faktycznie nie sposób bez nich żyć?
Od razu zaznaczę, że nie jestem przeciwnikiem kart kredytowych jako produktu. Sam posiadam „Visę Classic” z niewielkim limitem i od czasu do czasu korzystam z niej jako środka płatniczego. Jestem jednak przeciwnikiem kart kredytowych w rękach osób, które mają problemy z długami. Piszę o tym więcej w artykule „Jak skutecznie pozbyć się długów?”.
Dlatego wyraźnie rozdzielam te dwie sprawy:
(1) Sporadyczne korzystanie z karty kredytowej jako środka płatniczego: OK
(2) Korzystanie z karty kredytowej jako źródła „darmowego” pieniądza: nie OK
I na tym etapie większość osób jeszcze się ze mną zgadza… To znaczy pozornie tylko się ze mną zgadza. Bo później robimy sobie „TEST miłości do karty” i okazuje się coś innego…
Test Twojej „miłości” do karty kredytowej.
Chciałbym zachęcić Was teraz do małego eksperymentu: przeanalizujcie Wasz związek z kartą kredytową. Jestem bardzo ciekawy, czy jest to „przychylna neutralność” czy może już „ślepa miłość”. 🙂
1) Nie płacę odsetek więc nie mam długu.
To bardzo częsty argument , ale prawdziwa jest tylko połowa powyższego stwierdzenia. „Nie płacę odsetek” – to prawda, jeśli przelewasz pieniądze na rachunek karty w terminie, odsetek nie zapłacisz. „Nie mam długu” – to już niestety fałsz.
Pieniądze na karcie kredytowej nie należą do Ciebie. Masz zatem dług, tyle tylko, że nie płacisz od niego odsetek. To znaczy – jeszcze nie płacisz. Jeśli powinie Ci się noga, nie otrzymasz na czas wynagrodzenia, albo pieniądze będą potrzebne na coś ważniejszego niż spłata karty, zapłacisz odsetki i to bardzo wysokie.
Sprawdź jeszcze jedną rzecz: co dzieje się z Twoim wynagrodzeniem po jego wpływie na konto?. Czy przypadkiem nie musisz jego znaczącej części przeznaczyć na spłatę karty kredytowej? Jeżeli tak – to jeszcze raz się zastanów: jesteś zadłużony, czy nie? Piszę o tym dlatego, że sporo osób, z którymi analizowałem sytuację finansową, z ogromnym zaskoczeniem stwierdzało, że są zadłużone. Kwota wykorzystanego limitu na karcie z miesiąca na miesiąc spokojnie sobie rosła i w końcu okazywało się, że prawie cała wypłata jest przeznaczana na spłatę karty. A za co żyć przez resztę miesiąca? To przecież proste: zapłacisz kartą, korzystając z nowego limitu…
A teraz czas na pierwszy krok naszego testu:
Spłać kartę, odłóż ją na 3 miesiące do szuflady i sprawdź czy Twój domowy budżet domyka się bez niej.
Nie? – Masz problem i czas podjąć radykalne działania, bo właśnie pakujesz się w finansowe kłopoty.
Tak? – W porządku – to najważniejsze. Jednak idźmy dalej.
2) W bardzo wielu sytuacjach akceptowane są tylko karty kredytowe.
Też tak kiedyś myślałem. Okazuje się jednak, że dotyczy to bardzo rzadkich sytuacji. Wystarczy czasem zwyczajnie zapytać, by bez problemu zapłacić kartą debetową lub po prostu gotówką. Własną kredytówką płacę sporadycznie w następujących przypadkach:
– rezerwacja biletu lotniczego przez internet
– wynajęcie samochodu zagranicą
– opłata za ubezpieczenie mieszkania (to ze względu na dodatkową zniżkę)
– opłata za niektóre usługi przez internet (na przykład reklama postu na Facebooku)
Gdy tylko taka transakcja się rozliczy, od razu loguję się na konto i spłacam do zera limit na karcie. Traktując ją tylko jak środek płatniczy, a nie źródło dodatkowych pieniędzy.
W pozostałych przypadkach płacę przelewem, zwykłą kartą debetową i bardzo często – gotówką. Ten ostatni sposób płacenia za zakupy naprawdę jest godny polecenia. Przeczytałem kiedyś badanie mówiące o tym, że płacąc kartą wydajemy w czasie wizyty w sklepie więcej, niż płacąc gotówką. Związane jest to z „fizycznym bólem” oraz poczuciem straty, jakie odczuwamy w momencie przeliczania kolejnych banknotów i oddawania ich w ręce sprzedawcy. A przy płatności kartą? Nawet nie zauważamy transakcji. Wszystko jedno czy zapłaciliśmy 5 zł czy 5 000 zł – wstukujemy PIN lub składamy podpis – i po wszystkim. Oczywiście dotyczy to również kart debetowych.
Jednak najważniejsza zaleta płacenia kartą debetową lub gotówką polega oczywiście na tym, że płacąc w ten sposób nie wydam więcej niż mam, a zatem nie wpadnę w długi. Właśnie dlatego korzystanie z karty kredytowej ograniczam do minimum.
A teraz test. Korzystasz z karty kredytowej tylko dlatego, że jest ona niezbędna w pewnych sytuacjach? To rzuć teraz okiem na wyciąg z karty. Faktycznie płacisz nią tylko w tych sytuacjach?…
3) Korzystanie z karty kredytowej nic mnie nie kosztuje.
Okey, to jest możliwe. Na wszelki wypadek sprawdź jednak dwie sprawy:
Po pierwsze: czy z Twoją kartą związane są jakieś ubezpieczenia?
Często do kart kredytowych dodawane są różne polisy grupowe. Czasami jest to ubezpieczenie transakcji dokonywanych kartą, w innym wypadku ubezpieczenie NNW, itp. To pierwsze wydaje się mieć sens, jednak jeszcze nigdy nie spotkałem osoby, która by z tego ubezpieczenia skutecznie skorzystała – to znaczy – otrzymała odszkodowanie. Jeżeli mieliście taką sytuację we własnym życiu, dajcie mi proszę znać, być może zmniejszy to mój sceptycyzm do takich ubezpieczeń.
Jeżeli zaś chodzi o polisy NNW – to czy faktycznie ich potrzebujesz? Możesz to zweryfikować odpowiadając sobie na proste pytanie: Czy kupiłbyś to ubezpieczenie, gdyby było ono dostępne bez tej karty?
Po drugie: ile wynosi opłata za użytkowanie karty?
Z kartami kredytowymi związana jest zwykle tzw. opłata roczna, która czasami nie będzie pobrana o ile dokonujemy kartą transakcji na pewną minimalną kwotę, na przykład 2000 zł miesięcznie. Zastanów się: czy zdarzyło Ci się kupować coś, co nie było specjalnie potrzebne, ale chciałeś po prostu przekroczyć wymagany limit wydatków, aby nie płacić opłaty za kartę? To też jest koszt. Może nie nazywa się „opłatą za kartę”, ale przecież kasa ucieka z Twojego portfela.
Jak zatem wyszedł Twój „Test miłości do karty”?
Faktycznie nie masz długu, korzystasz z niej tylko gdy jest to niezbędne i nie ponosisz żadnych kosztów? A może Twój faktyczny związek z kartą jest jednak silniejszy?
Jak to w końcu jest z tymi kartami?
Istnieje sporo innych argumentów wykorzystywanych w marketingu kart kredytowych: zbieranie punktów promocyjnych, dostęp do rabatów w wybranych sklepach, a w przypadku kart złotych, platynowych czy czarnych – dodatkowy prestiż (czyli: ludzie – patrzcie na ile mogę się zadłużyć!)
Skoro jednak są one tak bardzo korzystne, to dlaczego te same banki, które polecają „darmowy pieniądz” oferują również kredyty ratalne na spłatę kart kredytowych reklamując się tak: „Ciąży Ci kredyt na karcie? Rozłóż zadłużenie na raty i ciesz się większą swobodą!” Coś tutaj zgrzyta…
Według danych NBP na koniec 2013 roku w Polsce jest 6,1 mln kart kredytowych, łączne zadłużenie na tych kartach wynosi 12 mld zł, a 14% z tych długów to tzw. kredyty zagrożone.
Ten problem jest dużo bardziej poważny w Stanach Zjednoczonych. Tam przeciętny konsument posiada w portfelu 4,4 karty kredytowej, a łatwość, z jaką wydaje się tak pożyczone pieniądze sprawia, że jest tam prawdziwa armia zadłużonych po uszy ludzi. Każdy z nich decydując się na kartę kredytową planował spłacać wszystko w terminie i nie ponosić kosztów odsetek. Okazuje się, że w praktyce robi tak tylko 54% posiadaczy kart – cała reszta musi płacić wysokie odsetki.
Właśnie dlatego mam w stosunku do kart kredytowych tak mieszane uczucia. Z jednej strony są OK, z drugiej strony niosą ze sobą poważne ryzyka.
A jakie jest Wasze zdanie? Karty kredytowe to HIT czy KIT? Jak z nich mądrze korzystać? Może zupełnie się ich pozbyć? …
Dziękuję Wam za czas poświęcony na lekturę tego artykułu. Jestem bardzo ciekawy Waszych opinii i komentarzy, bo marzy mi się napisanie krótkiego przewodnika o mądrym korzystaniu z kart kredytowych. Bardzo liczę na Wasze podpowiedzi, historie i dobre rady. 😉 Miłego dnia!
P.S. Gdybyście chcieli posłuchać mojej szczerej rozmowy z Michałem Szafrańskim o moich finansowych problemach sprzed kilku lat oraz o wychodzeniu z długów – zachęcam Was bardzo serdecznie do wysłuchania podcastu: “Jak wyjść z długów i unikać problemów finansowych – rozmowa z Marcinem Iwuciem”. Bardzo polecam Wam blog Michała – to prawdziwa kopalnia praktycznej finansowej wiedzy.
Witaj Marcinie,
ja jestem przeciwniczką kart kredytowych. Tak jak piszesz, rozsądne korzystanie z nich jest ok. Ja musiałam niestety podjąć radykalne kroki- zaczęłam od pocięcia karty kredytowej, a potem ratalnej spłaty zadłużenia na niej. Teraz karty nie mam i naprawdę da się bez niej żyć, bez żadnego problemu. Pozdrawiam
Cześć Emilia,
Dziękuję za komentarz i ciszę się bardzo, że uporałaś się z problemem zadłużenia na karcie 😉
cześć, jestem podobnego zdania.
Problem w tym, że większość ludzi wpada w spiralę długu w takiej sytuacji.
Sam miałem z tym problem, całe szczęście kwota była stosunkowo niewielka i udało się z tego wyjść ale i tak trwało to kilka miesięcy.
Witam
Od niedawna czytam Twojego bloga
Tak na prawdę trafiłem tutaj szukając informacji nt kart kredytowych, ponieważ zachecany wciąż przez mój bank postanowiłem sie na taka zdecydować, ale….
Im wiecej czytam Twoich rad tym bardziej odchodzę od tego tematu.
Karta nie jest mi w sumie potrzebna, myślałem raczej o “życiu za darmo” i w tym samym czasie oszczędzaniu na pensji przelewajac ja na miesiąc na rach. oszczednosciowy. Poza tym nie wiem dlaczego czuje sie trochę “gorszy” podczas rozmów gdy okazuje sie ze jako jedyny nie mam takiej karty;)
Ale z tego co widzę to zagrożeń jest wiecej jak ew. zysku. Dochodzę do wniosku rownież ze chyba wole być tym “gorszym” niż nosić w portfelu bombę z opóźnionym zapłonem.
Miałem kiedyś kredyt odnawialny, który z założenia miał być wykorzystany jednorazowo ale spłacany regularnie. Z tym pierwszym poszło bez problemu ale regularne spłaty to już inna historia;)
Dzięki za Twoja prace nad tym blogiem
Pozdrawiam
Cześć Łukasz,
Dziękuję za komentarz.
Da się oczywiście zarobić na odsetkach od kart, pod warunkiem, że… jest się właścicielem banku 🙂
Załóżmy limit na karcie 5000 zł i rachunek oprocentowany 3% w skali roku. Kwota odsetek, jaką zarobisz w ciągu miesiąca to 12,5 złotego. Po potrąceniu podatku Belki już tylko 10 zł. Trochę słaby ten zysk, szczególnie, że po drodze wydamy więcej na rzeczy, których bez karty byśmy nie kupili.
Bardzo ciekawe jest to, co piszesz o byciu “gorszym”. Przecież “normalni” ludzie korzystają na potęgę z kart, z kredytów konsumpcyjnych, pożyczek i narzekają ciągle na swoją trudną sytuację finansową… Jeśli to oznacza być “normalnym”, to ja też wolę być “gorszy” – tak jak Ty 😉 Przyjmiesz mnie do tego zacnego grona?
Witaj Marcin!
Niedawno kupiłem Twoją książkę w matrasie i była ona kolejnym zapalnikiem do redukcji finansów. Miałem kartę kredytową ale właśnie zamknąłem jej rachhnek (mimo, że spłacana była w 100%). Dlaczego? Fałszowała wynik dostępnej puli środków. Jeśli argumentem za jest ‘pensja do przodu’ to dlaczego nie mieć ‘pensji do tyłu’? Wtedy kredytówka jest zbędna a na koncie środki takie same jak limit na karcie. Niestety mam jeszcze kredyt odnawialny ale mam opracowaną strategię na zabicie wroga.
Pozdrawiam serdecznie!
Hej Norbert,
Cieszę się, że ksiażka była dla Ciebie przyjemną lekturą 😉
Trzymam za Ciebie kciuki, abyś jak najszybciej pozbył się “wroga”. Z taką determinacją – już po nim!
Ja myślę że z tymi kartami kredytowymi jest podobnie jak z “paleniem” lub “nie paleniem papierosów”, każdy kto palił ten wie ze albo się to rzuci całkiem do zera, albo z powrotem będzie się palić. Znaczy to tyle że jak zapalisz choć jednego to znowu powracasz do nałogu, i to samo jest z kartą kredytową, jak się ją ma ryzyko zawsze istnieje, moim zdaniem lepiej karty nie mieć, a jak ktoś kiedykolwiek był zadłużony to tym bardziej.
Hej Blake, dzięki za komentarz i bardzo obrazowe porównanie. 🙂
Witam
Karty kredytowej nie mam choć była mi wielokrotnie proponowana, nawet na dość wysokie kwoty. Powodów jest wiele. Najważniejszy jest taki, że lubię gotówkę, wiem co mam w ręku i ile ode mnie wypływa. Mam kartę debetową, ale tylko biorę pieniądze z bankomatu.
Alternatywą dla karty może być debet lub kredyt odnawialny. Mam akurat takie coś, z krótkim 7 dniowym kresem bezotsetkowym, ale nie wynika to z potrzeb konsumpcyjnych tylko płynności. Mam wiele kont bankowych i takich innych, czasem gotówka jest ale nie tam gdzie potrzeba. Tak czy owak zamykam debet w ciągu 24/48 h samo ograniczenie czasowe jest mobilizujące i powoduje dyskomfort, przynajmniej u mnie.
Tak czy owak są to wyjątkowe sytuacje. Zasada jest jedna mam dostępną gotówkę wiem gdzie jest, ile i kiedy znajdzie się na obciążonym rachunku by go zasilić, dla mnie to operacja techniczna.
Wszystko jest dla ludzi tylko z umiarem (rozsądkiem).
Cześć Rafał, dziękuję za komentarz i podzielenie się Twoim sposobem na kontrolowanie finansów.
A ja jestem wielkim zwolennikiem karty kredytowej. Korzystam z niej gdzie tylko mogę, wydaję tyle ile chcę (i ile mogę), spłacając od razu to co wydaję. A dzięki dużemu zwrotowi za płatności jeszcze dużo na samej karcie zarabiam.
I to wszystko nie byłoby możliwe gdyby karta.
Hej krowidar,
Dziękuje za komentarz.
To naprawdę interesujące. Nigdy nie spotkałem jeszcze człowieka, który został bogaty, bo sprytnie korzystał z kart kredytowych. Może będziesz pierwszy? 🙂
A tak bardziej poważnie: napisałbyś więcej co to znaczy “dużo na samej karcie zarabiam”? Chętnie podyskutowałbym w oparciu o liczby. Pozdrawiam.
Ja też jestem zwolennikiem kart kredytowych. I może nie zarabiam na nich bo to zbyt duże słowo ale mam z niej sporo korzyści. Jak pewnie wiesz oprócz okresu bezodsetkowego, czasem zniżek są jeszcze programy lojalnościowe. Dosyć sporo wydaję na paliwo (praca) a ostatnio mogę kartą płacić w swojej hurtowni. Wolę gotówkę wpłacić niż się z nią wozić a potem tylko spłacać z tego kartę. Oczywiście to kosztuje trochę czasu ale jest i bezpieczniejsze i przynosi profity w postaci punktów które można w różny sposób wykorzystać. Faktem bezspornym jest, że karta ułatwia wydawanie większej kwoty pieniędzy ale dopóki jest to świadome i kontrolowane działanie jest dla mnie do przyjęcia. Co prawda jeszcze nie musiałem z tego korzystać ale zdaje się, że wyciąg działa jak paragon więc w razie zgubienia można dzięki karcie reklamować produkty. Podobnie się ma chyba rzecz z niewykonaniem umowy np odwołanie wycieczki. Można łatwiej dochodzić swoich praw i zwrotu pieniędzy.
Mnie też bardzo ciekawi jak można zarabiać na karcie ?
Można zarabiać i to bardzo łatwo, banki podpisują umowy partnerskie z różnymi sieciami i sklepami i posiadacze takich kart mają zniżki sięgające niekiedy 50%, jeśli się spłaca kartę regularnie a planowało się taki zakup to zysk jest realny.
Sam mam kartę i mądrze z niej korzystam, a zakupy nią staram się robić tylko w przypadku gdy mi się to opłaca 😉
Dodam jeszcze że mój bank podpisał jakąś umowę z moim operatorem telefonicznym i roczna opłata za moją kartę wynosi 0zł. A jeszcze jedno, gdybym potrzebował obecnie szybkiej gotówki to i tak mam na karcie niższe % niż przy pożyczkach czy kredytach w bankach a swoboda spłaty dużo lepsza.
Pozdrawiam
SZCZERA PRAWDA CO DO KART KREDYTOWYCH !!! JAK PŁACIŁAM GOTÓWKĄ TO ZAWSZE MIAŁAM KASĘ ROBIŁAM LISTĘ ZAKUPÓW SZUKAŁAM PROMOCJI PANOWAŁAM NAD WYDATKAMI ,CHOĆ MIAŁAM MNIEJ KASY !!!
Z DOBROBYTU W GŁÓWCE MI SIĘ POPRZESTAWIAŁO. PORTFEL SCHOWAŁAM DO SZUFLADY I ZROBIŁAM SPONTANICZNIE (ENTER) NA KONCIE KTÓRY TAK KUSIŁ.
I ZACZĘŁO SIĘ .PRZEZ TO WPADŁAM W PUŁAPKĘ TERAZ MAM DEBET DO SPŁACENIA . A PO DRODZE MOJEGO SZALEŃSTWA STRACIŁAM DOBRĄ PRACĘ NA TRZY MIE. ALE DAJĘ RADĘ. ZNOWU MAM PRACĘ ZA TRZY TYGODNIE SPŁACĘ DEBET PRZEPROSZĘ PORTFELIK I I KARTOM KREDYTOWYM MÓWIĘ TO NIE DLA MNIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Hej Dorota, serdecznie dziękuję za Twój komentarz. Świetny przykład na to, jak te małe długi powolutku potrafią nas wciągać w coraz większe tarapaty.
Z moich doświadczeń wynika, że łatwość dostępu do pieniędzy na karcie sprzyja impulsywnym, niechcianym wydatkom i zadłużaniu się.
Aktualnie zrezygnowałam całkowicie z kart kredytowych bo widzę, że od czasu do czasu zapominałam się i mnie ponosiło.
Pierwszy raz nadeszła mnie refleksja na temat karty kredytowej gdy pracownik banku (CITI) zadzwonił do mnie z propozycją rozłożenia zadłużenia na raty bo spłacam tylko kwotę minimalną. Poczułam się głęboko dotknięta , że ktoś mi się “wtrąca” w moje sprawy , twierdzi że mam długi i obraziłam się na bank, Postanowiłam kartę spłacić. Okazało się, że nie tak łatwo, wykorzystana część limitu była w zasadzie równa moim zarobkom , no ale zawzięłam się i udało sie.
Jednak za jakiś czas skusiłam się znowu na kartę , tym razem w mbanku , do którego wpływają moje dochody. Uznałam, że to super sprawa bo logując się na jedno konto mam podgląd karty więc lepszą kontrolę i na pewno nie przegnę. Niestety to działało w obie strony -przy płaceniu mtransferem miałam do wyboru przelew z karty lub konta i często wybierałam kartę, bo “szkoda moich pieniędzy”. Najpierw zdarzało się to pod koniec miesiąca, parę dni przed wpływem pensji ale te zakupy stopniowo zaczynały sie rozrastać (głównie allegro). Po przekroczeniu pewnego stopnia zadłużenia na karcie zaczynałam na nie obojętnieć i tym łatwiej wydawać z niej kasę na rzeczy zgoła nie niezbędne.I znowu nadeszło na szczęście otrzeźwienie gdy okazało się, że większość kasy na początku mca idzie mi na spłatę limitu. Pomogło mi kolejne obrażenie się na bank – gdy pobrano mi sporą kwotę prowizji za odnowienie kredytu odnawialnego (a dostałam go bez tej prowizji więc nie spodziewałam się tego wydatku) wypowiedziałam kredyt i kartę.Pracownik banku ostatecznie wynegocjował ze mna pozostawienie kredytu w zamian za zwrot prowizji ale wypowiedzenie karty utrzymałam. Wkrótce zamierzam wypowiedzieć ponownie skutecznie ten kredyt (nie chciałabym by jednak te 360 zł mi znowu pobrano) , w międzyczasie starannie budżetuję wydatki i odpukać, nie przekraczam salda i odkładam wreszcie pieniędze na przyszłość. Odetchnęłam, czuję się panią swoich pieniędzy 🙂
Hej Natasza,
Bardzo dziękuję za komentarz. Świetnie ilustruje jak to działa w praktyce.
Gratuluję “otrzeźwienia” i życzę Ci powodzenia w budowaniu finansowego bezpieczeństwa. Serdecznie Cię pozdrawiam.
Pewnie nasz kobiecy foch w takich sytuacjach jest na wagę złota. Też tak mam 🙂
Tak,w tym wypadku foch okazał się bardzo przydatny 🙂
Osobiście nie mam i nigdy nie miałam karty kredytowej. Z tego co czytam to chyba wielkie szczęście 🙂
Ale w zeszłym roku pilnie potrzebowałam zapłacić za kurs językowy w Londynie (- 40%, promocja ważna do północy) i klops. Musiałam szukać i prosić znajomego, żeby wykonał dla mnie taką transakcję. Od tamtej pory jestem zaopatrzona w kartę debetową, która również jest akceptowana przy wielu transakcjach internetowych. Płaciłam nią już za bilety lotnicze, subskrypcję, kolejne kursy – nigdzie jeszcze nie spotkałam się z odmową jej przyjęcia. Polecam takie rozwiązanie dla łatwo popadających w długi 🙂
Ale wydaje mi się, że nawet jeśli pozbędziemy się kart kredytowych to kluczowa jest zmiana myślenia i podejścia do własnego budżetu.
Pozdrawiam!
Cześć Gosia,
Dziękuję za komentarz. Sam jestem zdziwiony, w jak wielu miejscach karta debetowa wystarczy. Kolega własnie poinformował mnie w mailu, że Facebook zaczął akceptować karty debetowe za reklamowanie postów, o których pisałem powyżej.
Zgadzam się z Tobą w 100%. Pozbycie się karty kredytowej może być bardzo pomocne, ale do odniesienia sukcesu finansach osobistych potrzeba trochę więcej.
Karta jest OK, pod warunkiem że umie się z niej korzystać i nie jest się zadłużonym ponad stan.
Czasem jest dobrym sposobem planowania wydatków – np. wiesz ile wydałeś na zakupy i tyle musisz odłożyć z obecnego budżetu żeby spłacić. I motywuje do oszczędności jak człowiek się zbliża do limitu.
Ja korzystam z karty jako dodatkowego sposobu kategoryzowania wydatków. Ale tez rezygnuję z drugiej w innym banku, bo… nie jest mi do niczego potrzebna.
Gdzieś czytałem też o sposobie zarabiania na karcie – równowartość każdej kwoty wydanej na karcie przelewać na konto oszczędnościowe. Później kartę się spłaca, a odsetki zostają.
Tez slyszalem o takiej formie zarabiania na karcie, lecz niestety przelewy na konta sa platne i nici z zarobku.
Hej kmlody84,
Dziękuję za komentarz.
Z tym zarabianiem na kartach jest ciekawa sprawa, bo wiele osób o tym wspominam, ale jakoś nikt nie dorobił się na tym sensownych pieniędzy 😉
Plan jest chytry, ale ma luki… 🙂
Marcinie,
Na krótszych prysznicach, promocjach bankowych i gaszeniu światła też nikt się nie dorobił sensownych pieniędzy. Dopiero połączenie tych rzeczy i odkładanie uzyskanych dzięki temu środków z czasem procentuje 😉
Pozdrawiam,
Paweł
Drogi Marcinie, swietna ksiazka i artykul.
Ja na szczescie naleze do osob, ktore zarabiaja na karcie kredytowej, a nie traca.
Jak na przyklad w zamian za wyrobienie karty dostalem za darmo tableta od citi banku 🙂
I teraz mam calkowicie darmowa kk na rok, a pewnie i moglbym wyprosic o duzo dluzszy bezplatny okres.
Jezeli mozesz, napisz prosze jakie sa sposoby zarabiania na kk. Slyszalem juz o takich sposobach, ale bez zadnych konkretow.
Pozdrawiam serdecznie,
Karol
Hej Karol,
Dziękuję za komentarz.
Tablet za darmo? Hmm… Zaczynam się bać, że prowadząc taką politykę bank może popaść w finansowe tarapaty. Szczególnie jeśli wiele osób dowie się o tym i skorzysta z promocji. Chyba że ludzie w bankach potrafią jednak liczyć i mają sposób na to, aby tablet się zwrócił…
Nie napiszę o zarabianiu na kartach, bo moim zdaniem takie sposoby nie istnieją.
Hasło: “rób zakupy i zarabiaj” jest przecież bezsensowne. Jeśli przed zakupami mam w kieszeni pieniądze, a po zakupach mam w kieszeni mniej pieniędzy, to gdzie mój zarobek? Chyba, że bank zwróci mi więcej, niż wydałem na zakupy – wtedy faktycznie do mojej kieszeni wpłyną pieniądze.
Statystyka i raporty finansowe banków nie pozostawiają złudzeń – jeżeli ktoś zarabia na kartach, musi być właścicielem banku 😉
Mam nadzieję, że po upływie tego roku będziesz mógł napisać, że faktycznie udało Ci się na tej karcie zarobić. Ja jednak wolałbym już kupić ten tablet…Chyba, że nie jest Ci potrzebny 😉
Ja tez dostalem ten tablet, i moge stwierdzic, ze calosciowo kosztowal on mnie 5 zlotych (koszt kupony na Grouponie). Dodatkowo zarobilem 375 zlotych (sprzedalem go za 380). A jak?
Byla oferta na Grouponie wlasnie z Citibanku, ze biorac u nich KK, i dokonujac platnosci ta karta na co najmniej 500 zlotych dostajesz tablet. Ja akurat w tym okresie i tak musialem kupic letnie opony do samochodu, wiec nie bylo to “kupowanie, bo musze wydac 500 zl”. Po skonczeniu okresu bilingowego (pare dni temu) przelalem cala kwote na rachunek powiazany z karta kredytowa.
Karta poszla do szuflady. W tym tygodniu wysylam wniosek o zamkniecie karty kredytowej. Czyli jednak da sie zarobic:)
PS Przepraszam za brak polskich znakow – ustawienia klawiatury w pracy.
Witam,
czy powyższe wnioski można rozciągnąć także na debet w rachunku bieżącym?
Jaką strategię można zastosować, by szybko pozbyć się limitu w koncie?
Czy zaciągnięcie kredytu w kwocie limitu i spłata w ratach byłaby dobrym rozwiązaniem?
Pozdrawiam,
Kuba
Cześć Kuba,
Dziękuję za pytanie. Limit w rachunku to bardzo podobna historia. o pozbywaniu się długów napisałem sporo tutaj: “Jak skutecznie pozbyć się długów?”
A jak szybko pozbyć się limitu na koncie? Pójść do banku i poprosić o jego natychmiastowe zamknięcie! 😉
Serdecznie pozdrawiam.
Karta kredytowa działa bardzo podstępnie.
Na początku czujemy się docenieni i wyróżnieni, potem zaczynamy nieświadomie wydawać więcej niż planowaliśmy, bo to takie łatwe i “na pewno” spłacimy przed terminem, a wtedy to “darmowy kredyt”, potem zaczyna się większe kupowanie, bo przecież dostajemy punkty payback, itd., potem zwiększamy ilość kupowanych rzeczy, żeby nie płacić opłat za posiadanie karty (wg mnie taka opłata to szczyt bezczelności ze strony banku!) i tak dalej i tak dalej…
A po pewnym czasie okazuje się, że wypłaty ledwo starcza na spłacanie karty i wtedy często popełniamy największy możliwy błąd i… zwiększamy limit na karcie. Stąd już tylko krok od katastrofy.
Żeby nie było, kartę miałem, używałem, w wielkie problemy się nie wpakowałem, ale po głębszej analizie finansowej, doszedłem do wniosku, że wygrany jest tylko bank, a nie ja.
Oczywiście, gdy chciałem zrezygnować to się okazało, że bank może mi obniżyć opłatę i oprocentowanie, ale to tylko mnie umocniło w decyzji o rezygnacji z karty.
Od kilku lat jej nie posiadam, a mimo to bez problemu kupuję bilety lotnicze, zwiedziłem troszkę świata i z całą pewnością mam więcej pieniędzy na koncie.
Hej Sith, serdeczne dzięki za komentarz. Bardzo celna analiza – właśnie tak to zwykle wygląda.
Jak to dobrze, że nie posiadam i nigdy nie posiadałem karty kredytowej. Z banku co kilka miesięcy dzwonią z propozycją.
– Proszę pana to nic nie kosztuje, blablablabla.
Z mojej strony zawsze słyszą stanowcze NIE, Dziękuję, nie potrzebuję.
I jakoś żyje mi się bez tego dobrze.
Dzięki za komentarz Wight 😉
A ja mam 3 karty kredytowe. Fakt korzystam tylko z 1 z 3. Wszystkie 3 są darmowe bez konieczności wyrabiania jakichś warunków. Nie mam do nich żadnych ubezpieczeń, które generowałyby dodatkowe opłaty. Ta z której korzystam oferuje mi m.in.:
– możliwość korzystania z darmowego kredytu w ramach okresu bezodsetkowego
– zbieranie punktów, które mogę wymieniać na nagrody
– możliwość bezpłatnych przelewów z limitu karty na zaakceptowane rachunki przez bank (dotyczy płatności za telefon, czynsz, prąd, internet itp.)
Z kart debetowych nie korzystam ale jeszcze ich nie pociąłem 😉 Wynagrodzenie wystarcza mi zawsze na spłacenie karty kredytowej. Każdą nadwyżkę wynagrodzenia przeznaczam na nadpłatę kredytu hipotecznego. Zawsze sobie jednak trochę kasy zostawiam z pensji na inwestycje i staram się, aby jakaś kwota zawsze czekała w gotowości na rachunku maklerskim. Kredyt hipoteczny umożliwia mi wypłatę w dowolnej chwili nadpłaconej kwoty więc nie muszę tworzyć funduszu awaryjnego – pod ręką mam kilkadziesiąt tysięcy dostępne od ręki bez kosztów. Wracając do karty kredytowej raz w życiu spóźniłem się ze spłatą karty co było konsekwencją błędnego poinformowania mnie na infolinii – konsultant twierdził, że trzeba spłacić kartę przed 21:00 a w rzeczywistości wymagana była spłata do 20:00. Spłaciłem po 20 a przed 21 wymaganą kwotę – opóźnienie to kosztowało mnie około 5 zł z tytułu odsetek. Moja reklamacja w tej sprawie została negatywnie rozpatrzona w związku z czym przestałem korzystać z usług tego banku. Jest to jedyny koszt jaki poniosłem w ciągu kilku lat korzystania z kart kredytowych.
Co do korzyści jakie można wynosić z kart kredytowych poza tymi, które wymieniłem powyżej – miałem kiedyś kartę kredytową, która płaciła za dokonywania różnego rodzaju operacji w ramach danego banku. Karta była oczywiście darmowa a dodatkowo dostawałem małe ale jednak pieniądze za korzystanie z karty i usług banku (wszystkie darmowe). Miałem też kartę, która umożliwiała darmową wypłatę całego limitu (niestety zostało to zablokowane) co też ułatwiało w łatwy sposób zarabianie na tym, kwoty nie duże ale zawsze lepiej mieć dodatkowe kilka tysi w skali roku niż nie mieć.
Nie demonizowałbym kart kredytowych. To świetne narzędzie w rękach osoby, która rozumie jak z niego korzystać oraz pod warunkiem, że osoba ta ma pamięć do spłacania jej raz w miesiącu. Trzeba spełnić tylko lub aż te 2 warunki.
Hej Maciek,
Bardzo dziękuję za komentarz.
Masz rację, nie ma co demonizować. To raczej pochodna tego, że tak wiele znanych mi osób ma problemy a kartami. Jestem również sceptycznie nastawiony co do możliwości “zarabiania” na kartach. Ale jeśli w Twoim przypadku wszystko dobrze sie sprawdza, bogacisz się i nie wydajesz z powodu kart większej kwoty niż bez nich – to wszystko ok.
Nie rozumiem tylko jak możesz nadpłacać kredyt hipoteczny, a później znów z niego korzystać? Chodzi o to, że trzymasz pieniądze na rachunku w banku i bank nie nalicza Ci odsetek? Doprecyzuj proszę, bo to bardzo ciekawe. Dzięki.
Co do kredytu hipotecznego to dość unikalny produkt – przynajmniej ja spotkałem się z taką ofertą tylko w 1 banku. Każdą wolną kasę mogę w dowolnej chwili przelewać na rachunek w banku. Rachunek ten podpięty jest pod kredyt, z tego rachunku bank pobiera ratę kapitałową i odsetkową na koniec miesiąca oraz inne ewentualne opłaty. Saldo zgromadzonych środków na danym rachunku obniża mi kwotę kredytu hipotecznego, od którego naliczane są mi odsetki za każdy dzień. Każda taka nadpłata nie wiąże się z koniecznością opłacania jakichś dodatkowych prowizji. Jeżeli mam zgromadzone środki na rachunku to odsetki są odpowiednio niższe w danym miesiącu. Jednocześnie mogę dowolnie rozporządzać środkami zgromadzonymi na tym koncie, płacić nimi z karty debetowej przypiętej do rachunku, robić przelewy itp. Działa to trochę jak limit w koncie. To dość fajne rozwiązanie dające dużą elastyczność jeśli chodzi o nadpłacanie a jednocześnie dostęp do nadpłat jeżeli zaszłaby jakaś nagła potrzeba. Oczywiście bank naiwny nie jest i taki produkt jest nieco droższy od klasycznego kredytu hipotecznego. Niemniej jednak ja póki co więcej zaoszczędziłem niż muszę za to płacić a jednocześnie mam duży komfort wiedząc, że jakby co mogę uruchomić znaczne środki w razie konieczności lub wypłacić je jeżeli by się okazało, że na przykład bardziej opłaca mi się wpłacić kasę na lokatę niż oszczędzać na odsetkach od kredytu. Póki co większe “zyski” odnoszę oszczędzając na odsetkach od kredytu.
hej,
moj brat ma wlasnie taki rachunek otwarty w banku spoldzielczym w kredycie na maszyny rolnicze za jakies 400 000, wlasnie plusem jest to, ze cala wyplata przychodzi mu na ten rachunek, co miesiac automatycznie zostaje mu potracone odsetki, a 2 razy w roku rata.
Dzieki temu wlasnie cala nadplata obniza kredyt i odsetki, a jesli potrzebuje jakies pieniadze po prostu je wyciaga.
Wlasnie takim sposobem ma rowniez zawsze dostepne spore srodki. Do konta jest karta. W sumie chcialem w podobny sposob wziac kredyt hipoteczny, ale doradca mi to odradzal i proponowal inne rozwiazanie. Nie wiem czy lepsze, ale zaufalem mu i mam nadzieje, ze dobrze na tym wyjde. Porblem jest taki, ze trudno mi znalezc czas na przeanalizowanie wszystkiego, dlatego mam doradce, bedzie zle jednak jesli okaze sie “zlym doradca”
ps. przepraszam, ze bez polskich znakow, ale z meksyku pisze 🙂
Tak z ciekawości, możesz zdradzić w jakich bankach są karty bez żadnych opłat i bez potrzeby korzystania z nich, żeby ta opłata się nie pojawiła?
Witam
Posiadam kartę kredytową od 2008 roku (limit 5000zł) i jak najbardziej zgadzam się z faktem, że nie jest to dla ludzi posiadający problem z racjonalnym wydawaniem gotówki (zwłaszcza jeżeli ma jakieś pożyczki). Byłem zmuszony ją wziąć ponieważ potrzebowałem pilnie gotówki (wtedy jeszcze nie wiedziałem z czym to się wiąże – lepsza byłaby pożyczka). Do dzisiaj mam trochę problem z jej spłatom do zera – udało mi się zejść z limitem do 3000 zł docelowo chcę mieć tylko 2000 zł (właściwie już mogę to zrobić tylko muszę się osobiście udać do placówki ponieważ nie można tego zrobić telefonicznie a najbliższa jest ponad 20 km od mojego miejsca zamieszkania) i zadłużenie 0 zł na koniec roku (takie mam postanowienie na rok 2014). Dlaczego nie chcę jej zniszczyć? W czasie jej posiadania zmieniłem bank w którym posiadam tą kartę obecnie karta BZWBK PAYBACK – docelowo tylko będzie służyła do płatności w celu zbierania punktów ale zadłużenie będzie systematycznie kontrolowane i spłacane (taki jest plan – jak będzie z tym problem to karta idzie do kosza). W chwili obecnej już nie płacę odsetek – ale niestety nie jestem w stanie przeżyć bez niej do kolejnej wypłaty. Dzięki takim blogom jak Twój Marcin oraz kolegi Miachała Szafrańskiego dojrzałem do tego aby nie traktować jej jako dodatkowy środek gotówki – Dziękuję Ci za to co robisz dla ludzi.
Witam.
Mój przypadek na pewno nie jest odosobniony ponieważ uświadomiłem sobie nie dawno, że jestem niewolnikiem karty kredytowej. Właśnie kończę czytać Twoją książkę, która otworzyła mi oczy (po prostu jest świetna!) na wiele aspektów naszego życia, mojej rodziny. Ostro zabieram się za spłatę karty kredytowej, żeby spłacić ją i zamknąć na zawsze. Budżet domowy prowadzę zaledwie od kilku miesięcy i już potrafię wyciągnąć ciekawe wnioski, że jestem transmiterem pieniędzy. Właśnie wprowadziłem radykale zmiany i będę atakował:
– zadłużenie na karcie kredytowej
– budował fundusz bezpieczeństwa
Jak osiągnę powyższe cele to będę szczęśliwy i będę atakował dalej, kredyt hipoteczny.
Dziękuję za informację przekazywane przez Ciebie na łamach bloga.
Cześć,
ja miałam taką absolutnie bezpłatną kartę, która została założona jeszcze na studiach w Citi, widocznie mieli wtedy taką promocję 🙂
Jeśli chodzi o mój stosunek do kk, to powiem tak. Gdy nie miałam większych oszczędności, czułam się bezpiecznie, że gdyby coś wypadło, mogę skorzystać z kart. Zawsze jednak wiedziałam, że skorzystam z nich tylko w sytuacji mega awaryjnej. Kolejny bank proponował kolejną kartę i tak w portfelu znalazły się 3 na łączną kwotę 15tys (1 moja, 1 męża, 1 wspólna) i 10tys limitu. W sumie skorzystaliśmy z nich raz gdy trzeba było zapłacić za hotel przez booking i drugi raz gdy na działalności zabrakło mi gotówki do pokrycia całej inwestycji, ale w drugim przypadku odsetki były wkalkulowane w marżę dla klienta. Ze względu na kolejną hipotekę musieliśmy wszystko zamknąć i jak do tej pory jeszcze nikt nie wybrał się do banku po założenie nowych. A to dlatego że na koncie oszczędnościowym jest kwota, która pozwala się bez nich obyć i dalej czuć się bezpiecznie. Nie mówię kartom nie, pewnie z czasem jedną wyrobię, tak na wypadek braku akceptacji innych form płatności, ale na pewno nie jako dodatkowa pensję, bo niestety tez widziałam osoby które długo korzystały z tego narzędzia i były zadowolone, a potem wystarczył jedne miesiąc…
Zrezygnowałam z karty kredytowej, mimo tego, że nie płaciłam ani za użytkowanie, ani odsetek, płacę debetową. W zupełności wystarcza. W internecie korzystam z wirtualnej przedpłaconej. W przypadku zakupów jednym kliknięciem jest to duża wygoda. Gotówki prawie nie używam.
Cześć,
Świetny artykuł. Karty kredytowe to niestety często pułapka z której ciężko się wydostać.
Do płatności internetowech używam ostatnio karty Visa typu pre-paid. Zasilam rachunek karty tylko wtedy gdy muszę dokonać zapłaty. Pozwala to na kontrolę nad samą kartą…
Pozdrawiam.
Posiadam jedną kartę z limitem 2000 zł od około 2010 roku. Praktycznie przez całe 3 lata, tj do 2013 cały limit był wykorzystany a spłacana była jedynie “rata minimalna”. Za każdym razem gdy nadpłaciłem trochę długu po dosłownie chwili był on wykorzystywany – ze względu na niedomykający się budżet domowy. Byłem wówczas bardzo zadłużony. W tym roku, udało nam się spłacić całość ale karty postanowiłem jeszcze nie zamykać. Przez ten trudny okres bycia w długach po uszy musiałem się nauczyć zarządzać pieniędzmi i teraz karta ta będzie służyła mi jedynie do naprawienia mojej oceny punktowej w BIKu. Planujemy kupić mieszkanie a status w BIKU jest ważny podczas ubiegania się o kredyt hipoteczny (o którym też sporo muszę poczytać aby znów nie popełnić błędu). Dzięki za świetne rady na temat kart kredytowych!
Karta pre-paid to dobre i bezpieczne rozwiązanie dla płatności w internecie. Niewątpliwą zaletą korzystania z karty jest chargeback.
Mnie bank namówił na kartę kredytową i po 2 miesiącach ją zwróciłam, uzasadniając, że nie ma niczego, czego potrzebuję, a czego nie ma moja karta debetowa. Musiałam porozmawiać nawet z Panią z centrali, bo nie mogli uwierzyć, że jej nie chcę… Najbardziej denerwowało mnie to, że tracę kontrolę nad tym, ile faktycznie mam pieniędzy. Takie zadłużanie się, a potem spłacanie nie jest dla mnie.
Zapomniałam dodać, że są obecnie karty debetowe, które działają “jak kredytowe” w internecie i można swobodnie nimi płacić on line. Ja taką mam i bardzo sobie chwalę 🙂
Witaj Marcinie,
Posiadam kartę kredytową od ok. roku, mimo że tak naprawdę nie potrzebowałem nigdy i nadal nie potrzebuję dodatkowej gotówki. Wielokrotnie musiałem odmawiać telemarketerom dzwoniącym i oferującym karty kredytowe. Ich techniki i sposoby namawiania są naprawdę są przemyślane (chociaż pracy tym ludziom nie zazdroszczę…). Zdecydowałem się na kartę kredytową tylko dlatego, że czasem z żoną robimy sobie małe wycieczki i niestety wiele hoteli można zarezerwować za granicą tylko przy użyciu karty kredytowej. Był to jedyny powód, dla którego zdecydowaliśmy się na kk. Wcześniej korzystaliśmy z uprzejmości znajomych, którzy posiadali kk i od razu im pieniążki oddawaliśmy, ale czasem okazywało się, że mają limit już wyczerpany, a my potrzebowaliśmy karty na już, bo np. Była jakaś okazyjna oferta itp.
Postanowiliśmy ustalić sobie limit na 5000, ale po kilku tygodniach uznaliśmy, że wolimy go zmniejszyć na 3000. I tu ciekawostka – o ile w tym czasie pracownicy mBanku dzwonili do nas proponując podwyższenie limitu, o tyle z obniżeniem jest problem :). Gdy był telefon z ofertą podwyższenia wszystko było pięknie – należy się panu dodatkowa gotówka, na pewno się przyda, przez 50 dni kredyt nic nie kosztuje itp. Itd. Wystarczy tylko przez telefon zgodzić się i już limit będzie podwyższony. Po wysłychaniu formułki powiedziałem, że ja dla odmiany chciałbym ten limit obniżyć. Niestety takich uprawnień już telefonujący pracownik nie miał. Co więcej procedura obniżenia limitu jest trudniejsza i zniechęcając. Bank musi przysłać aneks, który należy podpisać i odesłać. Poprosiłem więc o przesłanie aneksu, podpisałem i odesłałem. Jakże się zdziwiłem, gdy otrzymałem odpowiedź, że limit nie został obniżony ponieważ mój podpis na aneksie nie jest zgodny ze wzorem mojego podpisu, który posiada bank….
Czyli wystarczy powiedzieć “tak” przez telefon, żeby zaciągnąć kolejne zobowiązanie, zwiększyć limit, zadłużyć się, a żeby pozbyć się go, trzeba sporego uporu i konsekwencji?? Kuriozalne. Namowy do wyrobienia karty kredytowej czy powiększenia limitu bywają nieco natarczywe i osoby, którym czasem brakuje do pierwszego mogą im ulec. Sądzę, że taki telefon budzi nadzieję u takich osób, że ich problemy finansowe zostaną rozwiązane.
Wg mnie, ktoś kto potrzebuje karty kredytowej, tak naprawdę “bierze kredyt na jeden miesiąc swojego życia”, kupuje sobie jeden miesiąc. Nie wiem jak to dobrze opisać, ale taka karta nie daje nic więcej, jak coś w stylu trzynastej pensji, którą trzeba będzie odpracować. Dostajesz kartę, wykorzystujesz jej limit (załóżmy, że wysokości pensji). Dostajesz pensję, spłacasz kartę i cieszysz się, że kredyt nic Cię nie kosztował. Tylko, że nie masz pieniędzy na życie, więc znowu uruchamiasz kartę, wykorzystujesz cały limit w wysokości pensji (bo przecież za coś musisz żyć) i czekasz do kolejnej wypłaty. Jeśli nie potrafisz obchodzić się z finansami będziesz tkwił w tym kręgu do końca, w kółko.
Wg mnie jedyną rzeczą, którą można kupić na kredyt jest mieszkanie (ale skrojone bardziej do możliwości niż potrzeb). Wszystko inne należy kupować za gotówkę, bo tylko wtedy oznacza to, że nas na to stać. A jeśli mnie na coś nie stać to tego nie kupuję. Jeśli wiem, że czegoś będę potrzebował – oszczędzam na to. Nigdy się nie zapożyczam na konsumpcję. Myślę, że pogoń za rzeczami, nadmierne konsumowanie, łatwo dostępne pieniądze… nie, nie pieniądze, kredyty! – powodują, że ludzie popadają w kłopoty, nie myślą, postępują po prostu głupio. Karty kredytowe niestety bardzo ludziom w tym pomagają. Wg mnie korzystanie z kk nigdy nie jest mądre. Do zaakceptowania jest dla mnie jedynie ich funkcjonalność, polegająca na możliwości rezerwacji hotelu, czy zakupieniu rzeczy na którą nie mamy gotówki w kieszeni, ale tylko wtedy jeśli mamy tę gotówkę na koncie i możemy kartę od razu spłacić.
Podsumowując – jak mądrze korzystać z KK? Najlepiej wcale.
Pozdrawiam,
Radek
Czesc,
ja uważam, że karta kredytowa używana z głową i dużą dawką dyscypliny (spłata karty w całości co miesiąc) może być korzystnym rozwiązaniem – gotówka przeznaczona na rachunki i bieżące wydatki jest wykorzystywana na innych instrumentach, które dają większe (dzieki większej ilości gotówki) odsetki.
Pozdrawiam.
@Ulka:
A ja wcale tak nie uważam 🙂 Odkąd mam KK wydaję więcej. Karta jest co miesiąc spłacana do 0. Co z tego skoro wydaję więcej w porównaniu do okresu kiedy karty nie miałem a moja sytuacja życiowa nie zmieniła się (te same zarobki, potrzeby i wydatki).
Co z tego, że stać mnie na całościowe spałacanie karty co miesiąc? Wydaję więcej i stało się to praktycznie niezauważalne (rozłożone na 2 lata posiadania kk).
Wniosek – albo trzeba być bardzo ale to bardzo pilnym w trzymaniu budżetu albo karta mimo wszystko będzie kosztowała więcej. W moim przypadku karta idzie do piachu 🙂
Pozdrawiam
Posiadam kk od 7 lat. Karta oczywiście bezpłatna. Na początku limit na niej był wyższy niż moje miesięczne dochody. Korzystałem, spłacałem i tak w kółko, nie wydawałem więcej niż wynosiły moje dochody (tak mi się przynajmniej wydawało). W końcu dotarło do mnie, że jednak wydaję więcej. Po chłodnej kalkulacji okazało się, że mój budżet nie domknąłby się bez karty i limitu w rachunku. W kolejnym miesiącu spłaciłem kartę i przestałem z niej korzystać. Został nieszczęsny debet w koncie, który planowałem spłacić, ale pojawiły się niespodziewane wydatki, które pochłonęły całe oszczędności i debet okazał się niezbędny z resztą karta też. Problem z debetem rozwiązał się sam po kilku miesiącach. Nie posiadałem środków na spłatę debetu, a wszystko co wpływało na konto (inne niż to z debetem) było od razu wydawane. Należności na karcie regulowałem systematycznie, gdyż niespłacanie debetu było tańsze niż odsetki karciane. Po przekroczeniu terminu spłaty debetu poinformowałem bank, że nie mam środków na natychmiastową spłatę i debet zacznę spłacać w 4 ratach począwszy od kolejnego miesiąca. Bank przystał na moją propozycję bez dodatkowych opłat (tylko odsetki regulaminowe). Po spłacie debetu bank wspaniałomyślnie wypowiedział mi umowę limitu w rachunku bieżącym. Prawdę powiedziawszy wyprzedzili mój ruch.
Gdy wydatki w końcu wróciły do normalnego poziomu, zmniejszyłem limit w karcie. Kartę utrzymywałem w sumie tylko w celu rezerwacji wakacji i zakupów internetowych i dlatego że była bezpłatna. Gdy pojawiły się opłaty za posiadanie karty, wypowiedziałem umowę. Dałem się jednak przekonać do cofnięcie wypowiedzenia w zamian za anulowanie opłat. Od 2 lat dzwonię do banku z pytaniem, czy anulują mi opłatę w kolejnym roku i jak na razie nawet nie muszę uzasadniać mojej prośby. Karta jest bezpłatna, wykorzystywana sporadycznie w celu podtrzymania płynności. Pod koniec każdego miesiąca przygotowuję budżet, ustawiam przelewy z opłatami stałymi i rachunkami, na rachunku zostają środki na żywność, a reszta trafia na rachunek oszczędnościowy w innym banku. Nie korzystam z poleceń zapłaty i ustawiania przelewów cyklicznych, tylko w każdym miesiącu puszczam przelewy. Rachunki reguluję od razu na początku miesiąca za cały miesiąc. Wiem że niektóre rachunki mógłbym opłacić później, ale staram się minimalizować ilość czasu jaką na to poświęcam, a jednocześnie nie chcę tego automatyzować.
Budżet prowadzę od pięciu lat. Dokładnie spisują każdą pozycję z paragonu oraz gramaturę lub pojemność produktu, który wprowadzam. Przez ten czas zgromadziłem pokaźną bazę wydatków. Przy okazji nauczyłem się wyliczać cenę produktu za kg, litr lub sztukę niemal automatycznie w czasie zakupów. Oczywiście nie pędzę od sklepu do sklepu byle kupić najtaniej, ale wybieram ten sklep, w którym koszyk produktów, które planuję kupić będzie najtańszy. Roczny plan wydatków aktualizuję mniej więcej co 6 miesięcy lub gdy zmieni się któraś z istotnych pozycji.
Od pewnego czasu zastanawiam się, czy wypowiedzieć umowę karty, tym razem skutecznie, ale brakuje mi do tego motywacji. Na pewno wypowiem jeśli bank nie zgodzi się anulować opłaty rocznej.
Super, że powstały blogi jak Twój, czy Michała, to utwierdza mnie w drodze, którą wybrałem: mieć wolną hipotekę za 3 lata. Z resztą długów już sobie poradziłem. Został ten jeden największy przeciwnik. Na szczęście w tej drodze wspiera mnie moja małżonka.
To się rozpisałem w moim pierwszym komentarzu. Trochę nie na temat, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Pozdrawiam.
Zabawne, ale i przykre jest to, że dorośli ludzie nie są wstanie nad sobą panować.
Posiadam kartę kredytową i używam jej bardzo często. Kupuję tylko to co mi jest potrzebne i nic więcej. Zakup gotówkowy i karciany jest dla mnie tak samo bolesny – nie lubię wydawać i chyba jednak jestem sknerą 😉 Każdy zakup kartą dokonywany jest pod warunkiem, że mam pokrycie w gotówce, a nie wiem co bym musiał kupić, żebym takiego pokrycia nie było.
Na używaniu mojej karty zarabiam około 1000 PLN rocznie. W jaki sposób tego nie napiszę z wiadomych względów 🙂
Z przyjemnością wpadłam na ten blog. Liczę, że nauczę się lepiej gospodarować środkami jakie mam. Przeczytałam sporo artykułów i komentarzy bardzo interesujących.Zaliczyłam kilka poważnych wpadek i liczę, że dzięki wiedzy Marcina i Michała będę coraz lepiej gospodarować.
Czy może masz w zanadrzu pomysły na pracę aby zwiększyć swoje dochody i złapać oddech finansowy?
Podoba mi się Marcinie to że jesteś twardy w walce z długami.
Inspiruj swoich czytelników do oszczędnego i taniego życia bez długów, wolnych i szczęśliwych.
Mam kilka kart kredytowe od wielu lat, bardzo konkretnie wybrane pod moje potrzeby.
W jednej z kart mam świetne ubezpieczenie podróżne (koszty leczenia za granicą z bardzo wysokim limitem, typowe koszty zagubienia bagażu, opóźnienia lotu itp.). NNW – wybacz, dla tego ubezpieczenia w życiu nie wzięłabym karty, nie mówiąc o dodatkowym opłacaniu… (choć ta ma je też, ale np. KL w podróży są znacznie istotniejsze)
Moja karta obejmuje ubezpieczeniem całą podróżującą rodzinę o ile podróż była opłacona przynajmniej w 51% tą kartą. Podróżujemy dużo (i ja sama i rodzinnie, również poza EU) – na odpowiednie ubezpieczenia wydalibyśmy dużo więcej – ale rozumiem, że moja sytuacja może być dość szczególna. Z ubezpieczenia korzystałam (więcej niż raz).
Myślę, że kk to fajna rzecz o ile bierze się ją bardzo świadomie.
Jestem bardzo zdyscyplinowana finansowo i nie mam potrzeby “pokazania się”, życiowo jestem minimalistką. Kk brałam dla korzyści które niosła, a nie prestiżu czy też z powodu “wciskania” przez pracowników banku. Zawsze spłacam w terminie, nie godzę się na podnoszenie limitu na propozycję banku. Kk to zwykła rzecz, nie super gadżet, ale też nie diabeł, chyba że dla nałogowych zakupoholików.
Do tych co mają kk – warto poczytać co karta daje, bo czasem lista bonusów może być warta świeczki. A może macie w kieszeni kartę z dobrym ubezpieczeniem (choćby zakupionych kartą towarów?) ale nie korzystacie kiedy zajdzie “zdarzenie ubezpieczeniowe”?
Z lektury artykułu i dyskusji dochodzę do wniosku, że problem jest głównie psychologiczny i dotyczy racjonalnego wydawania pieniędzy, czyli zdrowego rozsądku. Nie mam karty kredytowej, a kiedyś miałem i sporadycznie używałem jej do zakupów, które w owym czasie mogłem tylko za pomocą takiej karty zrealizować (bilety samolotowe). Gdy taka konieczność zniknęła, pozbyłem się karty i już dawno pozbyłem się możliwości “debetowania” konta. Wydaje mi się, że dobrze by było mocniej zaakcentować praktyczne uczenie finansów w szkole na matematyce. Gdyby uczniowie gimnazjum i szkoły średniej, przynajmniej raz w roku policzyli skutki zaciągnięcia kredytu lub tworzenia zadłużenia za pomocą karty kredytowej, najlepiej korzystając z realnych przykładów, to w przyszłości ilość nietrafionych decyzji finansowych znacznie by spadła.
Hej Paweł,
Dziękuję za komentarz. Zgadzam się cakowicie – właśnie o zdrowy rozsądek w tym wszystkim chodzi – stąd motto bloga (wiedza to 20% sukcesu, cała reszta to zdrowy rozsądek).
Jestem też absolutnym fanem wprowadzenia w szkole obowiązkowego przedmiotu “finanse osobiste”. Myślę, że miałoby to również bardzo pozytywny wpływ na decyzje polityczne Polaków – na przykład rezygnację z usług polityków zadłużających Państwo. Może dlatego takiego przedmiotu w szkołach nie ma? 🙂
Myślę, że wystarczyłoby kilka lekcji na “przedsiębiorczości”, która jest w szkołach ponadgimnazjalnych i nie jest to przedmiot, z którego nie udałoby się tych kilku godzin wykroić na taką tematykę. Poprowadzona mądrze, w postaci wykładów w stylu Twojego bloga i ćwiczeń – to mógłby być hit 🙂 ja czegoś takiego w szkole nie miałam – byłoby super, gdyby Twój blog stał się inspiracją dla nauczycieli! 😉
Miałem kartę kredytową kilka lat temu przez około rok w celu zarobienia kilkudziesięciu złotych miesięcznie. Stopy procentowe wtedy w Polsce były dość wysokie, więc i lokaty były nieźle oprocentowane. Miałem limit na karcie 20 tys. zł. Cały limit przelewałem w pierwszym dniu okresu rozliczeniowego na konto oszczędnościowe na ok 6% i następnie w ostatnim dniu okresu rozliczeniowego spłacałem kartę. Po dwóch dniach od nowa. Jak na kilka kliknięć raz w miesiącu ok 80 zł po odjęciu wszystkich kosztów to fajna sumka. Niestety po pewnym czasie bank wprowadził prowizję od przelewu z karty na konto wysokości kilkudziesięciu złotych, poza tym stopy procentowe zaczęły spadać, więc zrezygnowałem z karty kredytowej i nie mam dzisiaj żadnej.
Jeśli chodzi o test to chyba jednak muszę się przyznać do zauroczenia. Nigdy nie płaciłam odsetek to fakt ale masz rację z stwierdzeniem, że czekałam na wynagrodzenie, żeby w pierwszej kolejności spłacić “DŁUG”.
W zasadzie traktowałam kartę jak osobiste “raty 0%”. Kiedy chciałam/musiałam kupić jakąś rzecz usługę na którą aktualnie nie było mnie stać płaciłam karta kredytową. Przez kolejne kilka miesięcy spłacałam kartę i opłacałam bieżące rachunki aż do momentu kiedy karta była spłacona.
Niestety nie wiedziałam w tedy jeszcze nic o poduszce bezpieczeństwa i innych zabezpieczeniach w budżecie jakie można samemu wypracować. Na szczęście kilka miesięcy temu wpadłam na blog Michała z jego bloga trafiłam na Twój i teraz czuję, że można nad tym wszystkim zapanować.
Na razie karty kredytowej brak – staramy się z mężem o kredyt hipoteczny więc długów mieć nie możemy:)
Bardzo jednak jestem ciekawa tego przewodnika o mądrym korzystaniu z karty kredytowej.
Pozdrawiam
Od wczoraj przeczytałam całego bloga 🙂 Myślę nad zakupem książki. Co do kart. Można używać ale trzeba bardzo uważać. Łatwo jest wydać za dużo i wpaść w kłopoty.Kłopot jest wtedy kiedy znaczna część pieniędzy musi iść na spłatę. Mnie interesuje też kwestia przeliczeń walut i tego co zarabia bank na karcie. Mam kartę w citi banku ( rozliczana jest z tego co wyczytałam w USD ) czyli jak sklep sprzedaje w różnych walutach to lepiej kupować w USD ? Bo jak nie to przeliczą z EUR na USD i dopiero na zł. I w efekcie zapłacę więcej niż gdybym płaciła w USC. Jak to jest bo tego mechanizmu nie znam. Płacę przez paypal ( podpięta karta ).
Korzystam z karty kredytowej od 10-ciu lat i nigdy nie zapłaciłem żadnych odsetek. Żelazna dyscyplina czyli maksymalne korzystanie z karty, przechowywanie pieniędzy na koncie oszczędnościowym oraz terminowe spłacanie zadłużenia pozwoliło mi zarobić już całkiem sporo pieniędzy. Dodatkowo kilkaset złotych zarobiłem z samego programu lojalnościowego na karcie z siecią telefonii komórkowej PLUS. Tak więc polecam kartę kredytową
Kartę kredytową mam od 7 miesięcy. Zadzwonili z banku, zaproponowali, mówię: “dlaczego by nie” no i się zgodziłem. Początkowo uważałem ją za świetny wynalazek, bo nie miałem problemów z gotówką. To co kupiłem za pomocą karty kredytowej za kilka dni spłacałem, żeby nie narobić sobie długów. Niestety część moich zleceń przesunęła się w czasie, a co z tym się wiąże wynagrodzenie również. Nadchodzi dzień spłaty karty i robi się problem. Jak to tyle do spłaty karty? Przecież prawie nic mi nie zostanie. Ta jedna sytuacja + przeczytany Twój tekst uświadomiły mi, że jednak mam dług! Postanowiłem, że w ciągu 2 miesięcy spłacę zadłużenie i zamykam kartę. Przyznam, że trafiłem na Twojego bloga przez przypadek, ale już trafił do ulubionych. W następnym miesiącu możesz liczyć na mnie, że zakupię Twoją książkę. Pora się ogarnąć w rzeczywistości jaka nas otacza. Wielkie dzięki Marcinie! A tak przy okazji jaka forma wg. Ciebie jest najlepsza na chwilowe problemy z gotówką?
Karta kredytowa jdnak (oczywiście mądrze używana) buduje nam pozytywną historię w BIK, co może mieć duże znaczenie przy kredycie hipotecznym, gdzie różnica w oprocentowaniu rzędu 0,5% to kilkanaście tysięcy złotych różnicy w kosztach kredytu.
Hej Chris,
O 0,5% może być trudno, ale 0,3% – 0,2% faktycznie jest w zasięgu przy lepszej historii.
Tylko jak to jest, że kredyt hipoteczny już dawno zaciągnięty, a karta z wykorzystanym limitem ciągle w portfelu 😉 Tak jest w większości przypadków, z którymi się spotykam.
Dziś spłaciłem swoją kartę kredytową w BZ WBK, którą miałem od roku i zamknąłem rachunek (konsultantka przez 30 minut namawiała mnie bym został przy karcie).
Okazało się bowiem, że od kilku miesięcy przeznaczałem cała wypłatę na spłatę zadłużenia na karcie. “Cieszyłem się” zarobionymi pieniędzmi dzień, dwa i całość szła na zadłużenie… błędne koło, które powodowało zbyt dużo problemów.
Udało mi się uzyskać dodatkowe pieniądze na spłatę karty i dzięki zwiększonej świadomości finansowej (chylę czoła przed Tobą Marcin i Twoim blogiem jak i przed Panem Szafrańskim) wiem, że nigdy więcej już nie wpadnę w taką spiralę – nieprzyjemny taniec z karta kredytową, w którym to niestety nie ja jestem prowadzącym.
Oczywiście nieświadome użytkowanie i poczucie “łatwego pieniądza” doprowadziły mnie do takiej sytuacji.
Niemniej jestem zdania, że karta kredytowa jest pomocna – ale wymagana jest przy jej użyciu ogromna dyscyplina, świadomość finansowa i konsekwencja.
Wyciągam więc wnioski ze swojej przygody z kartą kredytową. Póki co, daje sobie czas na to aby “ochłonąć” i jeśli w przyszłości zdecyduje się na kartę kredytową wiem, że tym razem będę potrafił się nią umiejętnie posługiwać.
Hej Piotr,
Serdecznie gratuluję zdrowego rozsądku. 🙂
Marcin dzięki 🙂
tak na marginesie – w nawiązaniu do rozmowy z konsultantką. Szalenie Pani zależało abym nie rezygnował z karty (co zrozumiałe) – nagle zaproponowała zniesienie opłaty rocznej, lepsze konto… słowem złote góry.
Co daje do myślenia, aby zawsze próbować coś ‘wynegocjować’.
Korzyści są trojakie:
– gotówka, którą można obracać między okresem zakupu i spłaty karty daje procenty na lokatach. Zakładając, że duża część wydatków idzie z karty, a kredyt jest praktycznie rolowany, to przy średnim zadłużeniu na karcie wys 3.000 i oprocentowaniu lokat na rynku wys 3% to roczny zysk to 90 zl. To wymaga jednak dyscypliny.
– bonusy od banku, typu punkty, mile czy refundacje procenta od zakupów. To prawdopodobnie będzie maleć czasem.
– zabezpieczenie przed nieautoryzowanymi transakcjami – ryzyko dotyczy pieniędzy banku, nie moich.
Ja również jestem szczęśliwym posiadaczem karty kredytowej. Nigdy nie zapłaciłem grosza odsetek a odnoszę same korzyści. Korzystam z niej racjonalnie i zawsze posiadam zabezpieczenie limitu w gotówce.
1. Główna korzyść to że pensja co miesiąc pracuje w całości na lokacie/koncie oszczędnościowym(obecnie 4% brutto)
2. Limit mam całkiem przyzwoity(mógłbym kupić samochód płacąc KK gdybym chciał :-)) więc gdy nadarza się jakaś okazja zakupu np. elektroniki czy innego towaru łatwo zbywalnego w dobrej cenie to mam na to środki i w ten sposób JEDNORAZOWO udało mi się zarobić najwięcej 1700zł, oczywiście nie można tego robić regularnie bo US podciągnie pod działalność ale od czasu do czasu jest to przyjemna premia, oczywistością też jest że trzeba potem rozliczyć PIT :-).
3. Gdy ktoś z rodziny ma jakiś większy zakup(rodzice niedawno kupowali np. wyposażenie kuchni w ikei za ~10K) płacę kartą i biorę od nich gotówkę -> konto oszczędnościowe/lokata => zysk 🙂
4. Tankuję zawsze pod korek – nie zbiera się woda w zbiorniku w chłodne dni, ponadto oszczędzam czas i pieniądze(kupuję jak ON jest w “lokalnym minimum” :-), bak ma 70L)
5. Kilka razy w roku jadę służbowo gdzieś i wtedy nie muszę wydawać własnej kasy i czekać aż firma zwróci.
6. Żona w pracy zajmuje się m.in. zakupem kart podarunkowych – nagród w programie lojalnościowym których z dziwnych powodów nie można kupić na firmę normalnie na fakturę więc zamiast zawracać d… szefowi o gotówkę kupuje KK i dostaje zwrot po okazaniu dowodu zakupu który pracuje na koncie/lokacie do końca grace period.
7. 8. 9. 10… mógłbym tak wymieniać ale nie mam czasu 🙂 sorry. Może nie dorobiłem się na karcie kredytowej ale na pewno dzięki niej jest mi łatwiej.
Żona nie jest aż tak poukładana finansowo jak ja więc swoją kartę spłaca od razu jak tylko coś z niej wyda(poza wydatkami pracowymi) co też jest jakimś sposobem bo IMHO KK warto mieć dla samych dodatkowych korzyści. Szczególnie ceniłem KK na początku kariery zawodowej kiedy nie miałem za wiele. Teraz kiedy dysponuję znaczną odłożoną gotówką mógłbym z niej zrezygnować ale chyba jestem na to zbyt skąpy.
Cześć Marcinie
Na Twojego bloga trafiłem, jak to zwykle bywa, przypadkiem i chyba będę tu częściej zaglądał 🙂
Ja uważam, że karty kredytowe (nie mylić z kartami charge) są fajne. Już 10 lat posiadam kartę kredytową i uważam, że ma wiele zalet. Karty kredytowe jednak, podobnie jak wiele innych wynalazków ludzkości, nie są dla każdego. Prawda jest taka, że polskie społeczeństwo jest w niewielkim stopniu wyedukowane „bankowo”. Kiedyś czytałem raport, że olbrzymia rzesza Klientów banków nie potrafi poradzić sobie z prostą sprawą jaką jest podliczenie rocznego kosztu korzystania z usług banku. Skoro tak, to wcale nie dziwie się, że karty kredytowe będą dużym zagrożeniem dla nich.
Po pierwsze – plan i kontrola nad wydatkami
Osobiście nie mam z tym większych problemów i nie wydaję ani złotówki ponad to co muszę. Zanim coś kupię sprawdzam ceny w kilku miejscach i wybieram sobie najkorzystniejszy (dla mnie) wariant. Promocje nie robią na mnie wrażenia i zanim coś włożę do koszyka policzę na kalkulatorku czy aby na pewno opłaca się duży sok za 50% ceny czy jednak dwa małe. Może ktoś powiedzieć, że to jakieś szaleństwo, ale tylko wtedy, gdy nie zna trików sklepów na promocje. Tym sposobem nie wydaję więcej niż mam wpływów. Czasami zdarzają się sytuacje, że mam wcześniej zaplanowane jakieś zakupy i wtedy rzeczywiście wydam więcej, ale tu jest pewien haczyk. Zanim wydam zaoszczędzam, żeby mieć pokrycie na zakup.
Po drugie posługiwanie się elektronicznym instrumentem płatniczym jest wygodniejsze niż gotówką:
1) jak mi ukradną portfel to tracę wszystko, a jak bank okradną, to zawsze powiem – to wasz problem nie mój – to się nazywa przerzuceniem ryzyka,
2) ryzyko otrzymania fałszywych banknotów/monet nie istnieje,
3) oszczędność czasu na wizyty przy bankomacie,
4) unikam nerwowych sytuacji z cyklu – będę Panu winna 2 grosze, tylko ja się pytam na jakiej podstawie kasjer decyduje o manku w moim portfelu?
Po trzecie – ja kupuję a bank płaci 😀
Tak na poważnie wydaję pieniądze banku zamiast moich, które w tym czasie leżą sobie wygodnie na oprocentowanym ponadprzeciętnie koncie. Oczywiście dzięki temu milionerem nie zostanę, ale odsetki zawsze pokrywają mi jakąś część wydatków. A przecież w oszczędzaniu chodzi o to, aby małe kwoty, ale systematycznie odkładać.
W przypadku kart debetowych jestem zmuszony do utrzymywania pieniążków na nieoprocentowanym RORze, z którym powiązana jest karta, a zatem pieniążki nie pracują.
Po czwarte – brak zobowiązań
W moim przypadku bank rozlicza obrót bezgotówkowy na karcie w stosunku rocznym. Oznacza to, że przez 11 miesięcy mogę nie korzystać z karty, a w ostatniej chwili dokonać większego zakupu i kartę mam za darmo. W przypadku karty debetowej każdego miesiąca muszę wydawać określoną kwotę, aby uzyskać bezpłatną obsługę karty, nawet wtedy, gdy nie mam potrzeby kupować, to muszę to zrobić, albo zapłacę prowizję.
Po piąte – kredytowa tańsza niż debetowa
Gdybym nie przekroczył progu zwalniającego mnie z opłaty za użytkowanie karty kredytowej to prowizja będzie stanowić jedynie 50% kosztów rocznego utrzymania karty debetowej.
Po szóste – wiarygodność
Przykładowo Klient posiadający kartę kredytową może podpisać umowę z operatorem telekomunikacyjnym od ręki i nie potrzebuje zaświadczeń o zarobkach.
Mając kartę kredytową budujemy też swoją historię kredytową, oczywiście jeśli spłacamy wszystko na czas.
Po siódme – niezawodność
Niestety z własnego doświadczenia wiem, że karty debetowe są zawodne za granicami Polski w przeciwieństwie do kart kredytowych. Będąc za granicą przy zakupie biletu czy nawet w sieci elektromarketów nie dla idiotów, transakcje płatnicze z wykorzystaniem karty debetowej nie przechodziły, ale z kartą kredytową nie było już żadnych problemów. Prawdę mówiąc do dzisiaj nie wiem dlaczego taka sytuacja miała miejsce, bo bank oczywiście poza automatem „przykro nam, że taka sytuacja miała miejsce” nic mądrego mi nie odpowiedział.
Poza tym karty kredytowe, w odróżnieniu od kart debetowych, nie wymagają każdorazowo komunikacji z bankiem. Oznacza to, że jeśli wyniknie problem na łączach, albo bank będzie prowadził prace techniczne na systemie, to kartą debetową nie zapłacimy a kredytową i owszem.
Po ósme – czarna godzina
Fakt, że karta kredytowa ma jakiś limit sprawia, że w nagłej potrzebie możemy wybrać gotówkę z bankomatu i tym samym zaciągnąć kredyt gotówkowy. To rozwiązanie ma pewną przewagę nad limitem odnawialnym w rachunku. Przy limicie bank za samo postawienie pieniędzy do dyspozycji Klienta pobiera prowizję, zwykle w postaci procentu od kwoty limitu. Można mieć taki limit przez 3 lata ani razu z niego nie skorzystać, ale co roku prowizję bank pobierze. W przypadku karty taka sytuacja nie ma miejsca. Można postawić tezę, że oprocentowanie kart kredytowej jest wyższe niż limitu, ale suma odsetek za faktycznie wykorzystany limit plus prowizja, może się jednak okazać wyższym kosztem.
Po dziewiąte – bezpieczeństwo
Moja karta kredytowa nie posiada funkcjonalności płatności bezstykowej dzięki czemu nie muszę się martwić o ryzyko skopiowania karty. Klienci biorą to co banki im dają i zbytnio nie zastanawiają się nad konsekwencjami. Wprawdzie skopiowanie karty nie jest proste, ale też nie jest niemożliwe. Kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze doniesienia o zagrożeniach związanych z kartami bezstykowymi wybrałem się na tour de bank i odwiedziłem 8 największych banków. W każdym zadałem to samo pytanie i co się okazało:
1) w 1 banku mnie wyśmiano,
2) w 1 banku zaproponowano mi rozwiązanie, żebym był cały czas zalogowany na konto i na bieżąco sprawdzał transakcje,
3) w 2 bankach panie z okienka zainteresowały się sprawą, bo jak powiedziały, same mają takie karty, ale nic im nie wiadomo o zagrożeniach,
4) w 3 bankach wyrażono zdziwienie sytuacją,
5) w 1 banku powiedziano mi, że problem jest znany, ale żadnego rozwiązania nie są w stanie mi podpowiedzieć.
Ja znalazłem rozwiązanie i w trybie natychmiastowym pozamykałem karty debetowe z taką funkcjonalnością.
Przez 10 lat ani razu nie skorzystałem z możliwości spłaty części kwoty, mimo gorących zachęt ze strony banku do spłaty jedynie kwoty minimalnej. Dzięki rocznemu rozliczeniu transakcji nigdy nie zapłaciłem prowizji za użytkowanie karty. Raz bank wypłacił mi odszkodowanie za bezprawne pobranie prowizji w wyniku błędu systemu informatycznego. Z tego wynika, że jestem zawsze na plusie, a mądre oraz przemyślane postępowanie z kartą kredytową może przynieść więcej korzyści niż kłopotów.
Witam i pozdrawiam
Pierwszy raz komentuje Pana blog, który zresztą odkryłem niedawno.
Ad meritum własne”3 grosze”.
Nie jestem zwolennikiem karty kredytowej> moje spostrzeżenia opierają się na tegorocznym doświadczeniu życiowym:
1. Płatność w sklepach/marketach! gotówką= mniejsze wydatki o 10-20%, co z nawiązką zrównoważa wszelakie programy 1-3% zwrotu na kartę, punkty itp.
Nie chodzi o skąpstw czy ograniczanie się z drobnymi przyjemnościami; po prostu określona ilość pieniędzy w portfelu ogranicza zakupy impulsywne. Pytanie: a co w sytuacji, gdy przytrafia nam się okazja, musimy zrobić zakupy itp. a nie uzupełniliśmy zasobu gotówki? Tylko wtedy używamy kartę debetową do konta.
2. Nieopisywana tutaj zaleta karty powiązanej z kontem? Możliwość używania jej funkcji “wpłatomatowej”, ale uwaga! racjonalne tylko w niektórych bankach. Dla przykładu; Credit Agricole Polska ma wpłatomaty bez-prowizyjne, AliorBank zdziera 0,5% kwoty (1000zł=5zł).
Jeśli ktoś otrzymuje zarobek w formie gotówki, ma utarg itp. przy użyciu wpłatomatu wpłaca go na konto o wygodnej dla niego porze (wieczór, weekend). Księgowanie w Ca jest po ok. 15 minutach na koncie osobistym.
3. Wada karty- pomimo ustawowych regulacji nie da się otrzymać w wielu bankach kart bez funkcji paypass. Nie chodzi mi o jej wyłączenie lub zmianę limitu czy mechaniczne uszkodzenie. Chodzi mi o to- również ambicjonalnie- że bank udowadnia mi, że nie mogę do konta dostać karty bez tego “cudu”. Albo z tym albo wcale.
Komuś się pomieszało kto jest dla kogo.
Pozdrawiam i proszę o wasze komentarze do mych spostrzeżeń.
Witam,
Bardzo ciekawy artykuł. Ja – chyba jak każdy – uznałam kiedyś, że to Anioł, poteż że demon ale teraz sądzę, że tak jak wszystko inne – zależy co człowiek z tym zrobi. To jak ołówek – możesz napisać wiersz albo wbić w oko.
Ja “wyleczyłam” się z gotówki po tym jak byłam napadnięta. Gotówka poszła, czeki zrobiły ogromny “nieautoryzowany” debet, a jedynie karty w godzine miałam zastrzeżone. Wydanie następnych pomogło mi stanąć na nogi.
Teraz (o ile nie mam jakichś wyjątkowych sytuacji) to poprosiłam o limit na karcie w wysokości 1/3 zarobków netto. Oczywiście, że bank chce dać 3-4 krotność – z czegoś muszą żyć.Pozostała 1/3 to raty, koszty stałe itp. Reszta to “rezerwa na wypadki”. W ten sposób udaje mi się nie wpadać w spiralę zadłużenia.
Oczywiście przeraża, że użytkownicy kart jakby nie wiedzieli albo nie chcieli wiedzieć, że to są pieniądze. Nie chcą przeczytać kwoty przed wbiciem PIN-u. Jak usłyszałam kiedyś mentalne alibi “ta bluzka na mnie patrzy – muszę ją kupić w ustach osoby zadłużonej “po kokardy” to nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to nie problem karty.
Pozdrawiam,
Karolina
Ja też jestem tym “szczęśliwym” posiadaczem karty kredytowej. Niestety karta kredytowa bywa pułapką o czym się już raz przekonałam bo łatwo się wydaje nie swoje pięniądzę. Tylko nie należy zapominać o tym że wydaje nie swoje i z tym jest największy ból bo prędzej czy później ten dług trzeba oddać. W niektórych sytuacjach karta jest może nie tyle niezbędnym co wygodnym środkiem płatniczym i tak też jest u mnie. Po nie miłej sytuacji kiedy z wypłaty należało pokryć – na karcie postawiłam sobie ultimatum albo korzystam z karty rozsądnie albo całkowicie z niej rezygnuje. Co dla mnie oznaczało rozsądne korzystanie z karty:
1)limit karty- założyłam że moja karta kredytowa może posiadać limit maksymalnie równy moim dochodą i tu pojawia się też pierwsza pułapka gdyż trzeba być bardzo czujnym banki zwykle jeśli widzą że karta obsługiwana jest prawidłowo sami zwiększają sobie dostępny na karcie limit, ja zastrzegłam w banku że sobie tego nie życze.
2)kajecik- każdy wydatek kartą zapisuje, tym samym nie mam już poczucia że pieniądze które wydaje są kompletnie wirtualne co więcej pozwala mi to pilnować wydatków kartą oraz ustrzec się przed pomyłkami banków, tak pomyłkami miałam już taką sytuację choć była ona na moją korzyść, uczciwość nie pozwoliła mi zostawić tak sprawy.
3)maksymalnie szybka spłata zadłużenia bez czekania na zakończenie miesiąca rozliczeniowego z banku.
U mnie to się sprawdza i tylko dlatego korzystam jeszcze z karty która przy niewłaściwym użyciu może łatwo pogrążyć niemal każdy budżet domowy.
Kiedyś będąc na pewnej prezentacji usług bankowych, pan prezenter uraczył zebrane osoby danymi statystycznymi. Otóż jak mówił około 60% użytkowników kart kredytowych, już po trzech miesiącach posiadania karty, przynosi bankom duże zyski. Zyski te pochodzą właśnie z niewedzy na czym polega “dobra praktyka” posługiwania sie taką kartą. Przydałaby się jakaś ogólnobankowa akcja informacyjna… ale czy to im się opłaca? 🙂
Hej Pos,
Dziękuję za komentarz. Banki zarabiają gdy płacimy kartą, ale przede wszystkim gdy się zadłużamy i płacimy odsetki. Z drugiej strony wolą mieć kredytobiorców, którzy jednak spłacają zadłużenie bez popadania w spiralę długów. Więc być może jakiś sensowny program informacyjny miałby sens?
W Banku Millennium, żeby otrzymać kartę pre-paid (pobierana jest opłata 15 zł za wydanie) trzeba założyć konto ROR z opłatą miesięczną ok. 7 zł. To jakaś paranoja. Sam to przeszedłem. Masakra. Kierownik oddziału założył mi konto techniczne, ale potem okazało się, że to nie tędy droga. I facet stwierdził, po konsultacjach telefonicznych, że nie da rady bez ROR. Podziękowałem i zrezygnowałem z konta technicznego (rozwiązanie umowy).
Ja na szczęście też już należę do grona osób wyzwolonych spod hipnotyzującej mocy karty kredytowej. Niestety nadal muszę jednak od czasu do czasu odpierać “ataki” bankowej konsultantki, która niemal za każdym razem usilnie przekonuje mnie, że bez kk nie można się wprost w dzisiejszych czasach obejść. Bardzo fajny wpis – taki ku przestrodze. Pozdrawiam
Ja swoje finanse i męża kontroluję co kilka dni. Sprawdzam stan konta i dzielę przez pozostałe dni miesiąca. Są miesiące gdzie wydatki są większe i są takie kiedy kasa przechodzi na następny okres. Ale zawsze jest kontrola ścisła. I wiemy kiedy możemy sobie swobodnie pozwolić na nie zaplanowane kaprysy.Na osobne konto jest przesuwana kwota na większe inwestycje(nie do ruszenia). Kasa tylko z emerytur ale za karty kredytowe zawsze grzecznie dziękuję…i nigdy nie spotkałam się z sytuacją że nie mogłam zapłacić kartą debetową. Kocham natomiast kartę debetową i zawsze wiem na ile mogę sobie pozwolić. Moja zasada jest taka : jak kredyt to tylko jeden.
Serdecznie pozdrawiam….tematy na blogu są bardzo przydatne.
Witam! Obejrzałam program z Pana udziałem na TVN i od razu polubiłam stronę na “fejsie”, żeby moja pamięć znów mnie nie “wykiwała”. Obiecuję przeczytać każdy post, podjęłam decyzję, że będę żyć “z głową”. No i od razu super temat: KK! Większość z nas – w tym i ja – wypieramy z naszego umysłu stan faktyczny, lubimy myśleć “życzeniowo”. Dla nas, naiwniaków, w każdym przypadku, w tym też z KK, szklanka jest do połowy pełna… Dlaczego tak piszę? Dla mnie, przy limicie 13000 zł na KK, nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, że jestem winna Bankowi 11000 zł, tylko że mam do wykorzystania 2000 zł…. ach jak to ładnie brzmi! Wspaniale! 2000! Idiotka ze mnie!!! Jakiś czas temu zdecydowałam się na rezygnację z kart (mam dwie – 2000 zł i 13000 zł), oczywiście najpierw muszę je spłacić…taki szczegół… Zawsze staram się spłacać kwotę trochę większą niż wymagana minimalna spłata, ale zawsze przychodziła jakaś nagła potrzeba i…moje plany brały w łeb i znów stan na karcie sięgał dna… Miałam zamiar spłacić i zlikwidować najpierw tą kartę z mniejszym limitem, ale po tym, jak “przypadkowo” zauważyłam i w końcu do mnie dotarło, że płacę ponad 160 złotych miesięcznie prowizji, rozprawię się najpierw z tą “wypasioną”, oczywiście nie zaprzestając spłacania tej mniejszej. Jak dobrze pójdzie, to za dwa miesiące będę miała spłaconą tą mniejszą, ale zostawię ją w razie “W”, aby pod żadnym pozorem nie korzystać z tej drugiej, bym w końcu wyszła na prostą… Kusi mnie aby pociąć “złotą”, ale…boję się… Zrobię mały kroczek w kierunku przyszłości – schowam ją do szuflady, głęboko….
Pozdrawiam
Daria ;))