Dziś mam dla Was spotkanie z francuskim filozofem oraz konkurs z nagrodami. Zacznijmy jednak od eksperymentu. Sięgnij pamięcią 10 lat wstecz. Ile miałeś ubrań, mebli, samochodów, narzędzi, bibelotów? Teraz rozejrzyj się po swoim mieszkaniu. Ile rzeczy dokupiłeś w ciągu ostatniej dekady? Ile z nich było naprawdę potrzebnych i wartościowych? Uzbierało się tego trochę? Nie martw się, nie jesteś sam!
Niemal wszyscy mamy naturalną tendencję do ciągłego kupowania nowych rzeczy i chyba nigdy nie dochodzimy do momentu, w którym stwierdzamy: Mam już wszystko, czego potrzebuję. Wystarczy. Dość. Dlaczego tak się dzieje? Przyczyną może być efekt Diderota.
Denis Diderot (1713-1784) – wybitny francuski filozof i pisarz epoki oświecenia – większość życia spędził w ubóstwie. Jednak w wieku 52 lat otrzymał spore pieniądze od Katarzyny Wielkiej w zamian za swoją bibliotekę. Oto znalazł się w nowej sytuacji: mógł zrobić coś więcej, niż zaspokajać jedynie potrzeby. Nie namyślając się długo, kupił nowy, szkarłatny szlafrok, co pociągnęło za sobą nieoczekiwane zdarzenia.
Konsumpcja i dążenie do spójności
Okazało się, że piękny szlafrok, zupełnie nie pasuje do reszty posiadanych przez niego przedmiotów i wizerunku skromnego filozofa:
Mój stary szlafrok stanowił jedno z otaczającymi mnie gratami. Z krytym słomą krzesłem, drewnianym stołem, wyszywaną tkaniną, sosnową deską, podtrzymującą kilka książek, z kilku zakopconymi sztychami bez ram, przyczepionymi na rogach do tejże tkaniny, pomiędzy tymi sztychami kilka zawieszonych gipsów tworzyło wraz z moim starym szlafrokiem najbardziej harmonijny obraz ubóstwa.
Ta zakłócona harmonia i brak spójności zaczęły niezwykle męczyć Diderota. Mógł oczywiście pozbyć się szlafroka, lecz zamiast tego… przystąpił do intensywnych zakupów, aby “podciągnąć” swój wizerunek. Stary chodnik zastąpił pięknym dywanem z Damaszku, a nad kominkiem pojawiło się ozdobne lustro. Krzesło kryte słomą wylądowało w sieni, a jego miejsce zajęło nowe, obite skórą. Do tego stojący zegar, rzeźby z brązu, szafa… I tak, krok po kroku, przybywało kolejnych rzeczy, a wszystko w odpowiedzi na brak spójności wywołany pierwszym zakupem. Diderot opisał to barwnie w ironicznym artykule pt. “Żale nad starym szlafrokiem, czyli przestroga dla tych, co posiadają więcej smaku niż pieniędzy“, zaś Grand McCraken – kanadyjski antropolog badający fenomen konsumpcji – ukuł termin efekt Diderota.
Okazuje się, że dążenie do spójności łatwo nas wpycha w spiralę konsumpcji:
- Poszedłeś kupić garnitur? Zapewne dokupisz jeszcze koszulę i krawat. Ach, i może jeszcze spinki.
- Nowa sukienka? To również nowe buty. I może jeszcze coś z biżuterii?
- Kupiłeś nowy rower? To teraz jeszcze jakiś fajny strój do jazdy, lepszy kask, nowe zapięcie, i…licznik. Tak – czas zacząć mierzyć przejechane kilometry oraz tempo.
- Wymieniłeś sofę w salonie na nową? To teraz trzeba wymienić fotele, a wkrótce potem komodę.
- Nowy telewizor? W dzisiejszych czasach konieczny będzie szybszy internet, itd.
Działa to wszystko mniej więcej tak:
Czy z tym trzeba walczyć?
Czy mam coś przeciwko zakupom? Ależ nie! Tłumaczę to w wielu miejscach, że w dbaniu o własne finanse wcale nie chodzi o minimalizm, ciągle samoograniczanie się czy rezygnację z przyjemności. Tu chodzi o coś zupełnie innego: o świadome wydawanie pieniędzy. Co mam na myśli?
Opisany powyżej efekt Diderota to tylko jeden z przejawów naszych odruchowych i nieświadomych reakcji na bodźce związane z zakupami. Sztaby badających konsumpcję naukowców doskonale znają nas pod tym względem, a wyniki ich badań są skwapliwie wykorzystywane przez speców od marketingu. Oprócz łączenia towarów w spójne zestawy, są jeszcze przecież uśmiechnięte rodziny w reklamach, chwytające za serce niemowlęta, piękne kolory, światło, muzyka, odwołania do męskiego ego czy kobiecej pogoni za pięknem. Wszystko po to, by nakłonić nas do impulsywnych zakupów. I jeśli z czymś warto walczyć, to właśnie z zakupami impulsywnymi, bo one sprawiają, że nasze portfele są puste, za to piwnice i mieszkania wyglądają jak składowiska odpadów.
A czym są zakupy świadome?
Po pierwsze: kupujemy wtedy, gdy nas stać. Oznacza to, że nie zaciągamy na zakupy żadnych pożyczek i kredytów, bo to jest po prostu głupie i bezlitośnie drenuje nasze kieszenie (zobacz też: Ugotujesz się jak żaba, czyli długi w naszych głowach). Zacytuję tu jednego z czytelników: Tylko frajer konsumuje na kredyt!
Po drugie: kupujemy to, co ma dla nas prawdziwą wartość. Zauważ, że nie piszę kupujmy wyłącznie rzeczy niezbędne. Nie zasypujmy się po prostu stosem bzdur, które szczelnie wypełniają nasze szafy, mieszkania, samochody i garaże. Za chwilę tym wszystkim zaczniemy się dusić. A przecież te same pieniądze możemy spożytkować o wiele lepiej. Odłożyć? Tak, w pewnych okolicznościach odłożyć. Ale również przeznaczyć świadomie na coś, co realnie poprawi jakość naszego życia lub będzie inwestycją w doświadczenia. Ciekawa podróż, dobra lektura, wymarzony koncert, inwestycja we własny rozwój przez uczestnictwo w jakimś kursie, itp. Robiąc tak zyskujemy podwójnie: mamy więcej miejsca w domu i szersze horyzonty w głowie 🙂
Uwaga – konkurs! Jak skutecznie powstrzymać impulsywne zakupy?
Ponieważ sztaby marketingowców nieustannie myślą, jak wyciągnąć od nas więcej pieniędzy, pozostaje nam walczyć tą samą bronią: myśleć! Problem w tym, że impuls zakupowy potrafi być nagły, niespodziewany i tak przekonujący, że często nie zdołamy się oprzeć. I nie ma co liczyć na silną wolę. Jak wskazują badania Roya Baumeistera nasza silna wola działa trochę jak bateria. Po kilku aktach użycia – na przykład w celu powiedzenia “nie” kuszącemu towarowi – wyczerpuje się ona i w końcu ulegamy jednak pokusie. Chyba, że zrobimy sobie przerwę i naładujemy rezerwuar silnej woli dobrym odpoczynkiem i posiłkiem. W każdym razie lepiej sięgnąć po rozwiązania bardziej “systemowe”.
W mojej rodzinie stosujemy kilka różnych metod, by nie wydawać pieniędzy na bzdury:
– oczywiście prowadzimy budżet i planujemy zakupy,
– unikamy rodzinnych wypadów do centrów handlowych w niewiadomym celu,
– nie robimy zakupów “na głodniaka”, itp.
Pomyślałem sobie jednak, że wszystkim nam przyda się bardziej kompletna lista różnego rodzaju sprawdzonych sposobów na powstrzymanie impulsywnych zakupów.
Jakie macie na to własne sposoby? Jakie macie pomysły? A może słyszeliście o jakiejś ciekawej metodzie? Podzielcie się tymi sposobami w komentarzach.
Dla autorów dwóch najciekawszych komentarzy przygotowałem takie nagrody:Nagroda pierwsza: 60 minut finansowych konsultacji ze mną (osobiście lub na Skypie – w zależności od możliwości spotkania)
Nagroda druga: bon do Empiku o wartości 100 złWyniki konkursu ogłoszę w tym artykule, we wtorek, 21 czerwca o 20:00
Dziękuję Wam bardzo serdecznie za znakomite komentarze! Po raz kolejny otwieracie mi oczy, jak wiele fajnej wiedzy posiadamy jako grupa. Wybór, jak zwykle, był bardzo trudny. Nagrody tym razem otrzymają:
Jeszcze raz bardzo dziękuję i serdecznie gratuluję zwycięzcom! 🙂 (kliknięcie w imię przenosi do komentarza – proszę Was serdecznie o kontakt pod adresem email [email protected] w celu ustalenia szczegółów odbioru nagrody 🙂
Zapraszam Was również serdecznie do podzielenia się przemyśleniami na temat konsumpcji i efektu Diderota poza konkursem. Jestem bardzo ciekawy, na ile spójne (lub rozbieżne) są nasze poglądy w tej sprawie? 🙂
Podobne artykuły:
– Finanse osobiste według Kena i Barbie
– Ile szczęścia da się kupić?
– Ranking lokat bankowych i kont oszczędnościowych wystartował. Zobacz, które banki mają obecnie najlepsze oferty!
Nie słyszałam wcześniej o efekcie Didrota – aż szkoda, bo pięknie opisuje ludzkie zachowania! Jeśli takie skutki może wywołać zakup szlafroka, to co powiedzieć o przeprowadzce do nowego domu, pachnącego jeszcze świeżością? Starsza wersja mieszkańców, ich ubrań i rzeczy po prostu do niego nie pasuje! O meblach nawet nie wspominam. Oto jak wpaść w spiralę zadłużenia – przymus psychiczny wymiany wszystkiego na nowe zaraz po zaciągnięciu kredytu hipotecznego na budowę (oczywiście piszę z przymrużeniem oka).
Jeśli chodzi o sposoby na impulsywne zakupy, mam ich kilka:
– z reguły nie bywam w centrach handlowych (ani sklepach wielkopowierchniowych) – zakupy robię w internecie według wcześniej ułożonej zbiorczej listy
– ubrania i buty wole jednak kupować stacjonarnie – ale robię to 2-3 razy do roku i dokładnie wiem po co idę i do których sklepów. Odzwyczaiłam się od sztucznej przestrzni centrów, więc im szybciej pójdzie tym lepiej
– książki, filmy, muzykę i inne przyjemnostki (w tym gadżety) kolekcjonuję na liście “chciałabym mieć”, która udostępniam bliskim i przyjaciołom, gdy pytają o życzenia prezentowe. Sama też czasem robię sobie takie prezenty. Korzyść jest podwójna – lepsza kontrola nad zachciankami i brak obawy, że jak teraz tej wspaniałej rzeczy nie kupię, to o niej zapomnę.
– intensywnie korzystam z Ceneo i OLX, szczególnie w przypadku rzeczy dla dzieci – tu najtrudniej mi się oprzeć impulsom, więc przynajmniej szukam opcji najmniej obciążającej dla budżetu (a rzeczy już nie używane puszczam dalej w obieg żeby ograniczyć ogólny poziom zagracenia)
Pozdrawiam serdecznie!
Stosuje kilka przemyślanych metod:
1) o ile to tylko możliwe kupuje on-line – od spożywki po ubrania
2) jeśli planuje większe zakupy staram się odłożyć zakup w czasie – tak, aby ochłonąć przed decyzją, a dodatkowo, aby nabrać dystansu, porównać ceny i zobaczyć czy przypadkiem cena produkty szybko nie spada w dół
3) przy okazji pkt 2 regularnie czekam też na dobry moment z promocją
4) korzystam z alternatyw – ebooki są tańsze niż książki tradycyjne. Film z VOD oglądam tak samo jak film kupiony na DVD, choć ten pierwszy kosztuje połowę.
5) Unikam noszenia przy sobie kilku kart – wychodząc na zakupy albo biorę tylko jedną z wcześniej wydzieloną kwotą albo wypłacam wcześniej określoną kwotę
W moim przypadku sprawdziły się trzy metody walki z niepohamowanymi zakupami, które stosowałem w różnych okresach swojego życia.
Po pierwsze – moim głównym orężem w walce z nieplanowanymi wydatkami na początku przygody z zarządzaniem finansami była “lista niezbędnych zakupów”. Każdorazowo, gdy w sklepie lub w telewizji zobaczyłem coś co rozpaliło moje serce do czerwoności i mój wewnętrzny głos krzyczał: “kupuj, kupuj, kupuj” zapisywałem sobie taką zachciankę na mojej liście i odczekiwałem miesiąc przed dokonaniem zakupu. W 99% przypadków po takim okresie czasu okazywało się, że taki zakup nie był mi już wcale potrzebny i wtedy wykreślam go z listy. Historyczne zapisy na mojej liście rosły z czasem i każdorazowo przy dodaniu kolejnego pragnienia spoglądałem na wcześniejsze, skreślone już zapisy i już samo to przywracało mi zdrowy rozsądek.
Po drugie – ta zależność sprawdza się dobrze w obecnej chwili – od momentu kiedy zacząłem stosować Twoje finansowe porady to czuję znaczącą różnicę w portfelu – mam już odłożony fundusz awaryjny i kończę gromadzić fundusz bezpieczeństwa. Mając świadomość, że mam na koncie pieniądze i mogę sobie pozwolić na zakup każdej zachcianki to automatycznie tracę nimi zainteresowanie. Chyba chodzi tutaj o jakąś psychologiczną zależność – jeżeli coś możesz mieć z łatwością to już tego tak bardzo nie chcę 😉 Mogę teraz spojrzeć w sklepie na jakiś fajny gadżet, powiedzieć: “tak, fajna zabawka, mogę sobie ją kupić za gotówkę w dowolnym momencie, czy jest mi ona potrzebna?” Odpowiedź zawsze brzmi “nie” 🙂 Satysfakcja z faktu, że stać mnie na zakup czegoś jest o wiele przyjemniejsza niż faktyczny zakup tej rzeczy.
Po trzecie – to jest bardzo znana i często opisywana zasada – jeżeli masz gotówkę w portfelu to ciężko Ci będzie się z nią rozstać 🙂 Płacąc kartą kredytową czyściej dokonujemy impulsywnych zakupów. Zatem pozbądźmy się plastików i płaćmy tylko realnymi pieniędzmi. Zmienia to znacząco poziom świadomości i urealnia tracenie ciężko zarobionych przecież pieniędzy.
Po czwarte, to o czym wspominałeś już Marcinie w swoim dzisiejszym artykule unikanie jak ognia potencjalnych pokus – wizyt w galeriach handlowych, oglądania reklam i przede wszystkim walka nad naszą jakże polską “zazdrością”, że sąsiad ma to ja też muszę 🙂
Czym w Twoim przypadku różni się fundusz awaryjny od funduszu bezpieczeństwa?
F. Awaryjny : na wszelkie nie zaplanowanie i nie spodziewane wydatki np.( awaria instalacji elektrycznej , lodówki, auta innych…?)
F bezpieczeństwa : Utrata płynności finansowej (brak pracy , lub innych źródeł) Typowo dosłownie na “CZARNĄ GODZINĘ “
Ja w tym miesiącu pierwszy raz korzystam z arkusza dot planowania budżetu. I pierwszy raz nie kupiłam nic zbędnego do domu i okazało się ze zaoszczędziłam ponad 1000 zł! Miałam chęć kupić kurtkę, buty i suszarkę mimo że ich nie potrzebuję bo mam. Nie zaplanowałam tego w budżecie i zrezygnowałam z kupna. To był kaprys tak naprawdę. Mam nadzieję że uda mi sie wytrwać w oszczędzaniu bo planuję budowę i kredyt ok 200k na 20 lat więc muszę nauczyć się oszczędzania na dłuższą metę
Kurczę, zupełnie nie rozumiem tego, że trudniej wydać gotówkę.
Jak wydaję kartą, od razu widzę stan konta. Jak mam kilka setek w portfelu, to wydaję i wydaję, nie ma różnicy jeden papier mniej czy trzy…
Ale ciągle słyszę, że komuś trudniej się rozstać z gotówką.
A wiesz kto wybudował kanion w Kolorado i za ile ???
odp. Poznaniacy i Krakowiacy dosłownie !! Amerykanin rzucił złotówkę z aluminium a ci zaczeli tak drapać żeby ją znaleźć że aż powstał KANION w Kolorado. I co można ??
zgadzam sie, zakupy karta moge przeanalizowac wstecz z dokladnoscia do 1zl, a gotowka /ucieka/ z portfela i zawsze zostaje jaks stowa, ktorej sie nie mozna doliczyc…
Nie chodzi o to, aby, mieć w portfelu bankomat, który bez żadnej ewidencji wywala gotówkę, po to by ta nstępnie się rozpłynęła na głupoty, chodzi o to, by idąc do sklepu z listą zakupów wziąć niezbędną ilość gotówki. Myślę, że u jednych działa to mocniej a u innych słabiej, ale jednak coś jest w tym, że jak masz przed sobą żywy pieniądz, to jakoś trudniej się z nim rozstać.
1. Dokładnie planuję zakup żywności, nic się nie marnuje 🙂 Przez co stać mnie na lepszej jakości jedzenie.
2. Organizuje remanenty rzeczy, to co się nie sprzeda, wydaję.
3. Kiedy dostaję od kogoś rzeczy dla dzieci, robię przegląd, co niepotrzebne, idzie dalej. Dokupuje w sumie tylko buty i to w czasie obniżek.
4. Wymieniam się ze znajomymi zabawkami dla dzieci.
5. Nie daję się naciągać na promocje w czasie typu: zakup kosmetyki za kwotę taką a taką a dostaniesz dodatkowe punkty 😉
6. Nauczyłam się szyć i sama podkładam spodnie jak trzeba.
7. Regularnie odwiedzam bibliotekę, to duża ulga dla mojej kieszeni 🙂
8. Wynajduję sobie darmowe webinary i ciekawe warsztaty. Dużo się można nauczyć .
9. Organizuję pomoc dla potrzebujących, czasem worek ciuchów potrafi kogoś zmobilizować do ogarnięcia się 😉
Aniu, polecisz konkretne strony/fora/ itp., na których znajdujesz ciekawe propozycje webinarów? czy to raczej pojedyncze wyszukiwania “perełek”?
– Kupuję w małych sklepach blisko domu, w odróżnieniu od supermarketów, to oszczędność czasu, pieniędzy, narażenia na możliwość kupna dodatkowych niepotrzebnych produktów spoza listy, oraz wsparcie małych lokalnych biznesów.
– W przypadku większych zakupów, zazwyczaj korzystam z tego samego marketu, znam orientacyjnie ceny produktów oraz ich lokalizacje. Pozwala mi to w szybki sposób zebrać niezbędne produkty z półek według listy bez zbędnej eksploracji całego marketu, jak również obliczyć ilość pieniędzy które przeznaczę na zakupy.
– Nie chodzę na zakupy głodny oraz nie ulegam technikom sprzedaży które działają na konsumenta:
m.in: produkty sugerowane na półkach na wysokości wzroku, pieczywo na końcu marketu aby idąc jedynie po chleb kupić mnóstwo innych rzeczy, oświetlenie, zapach, kolorystyka
– Zakupy online to możliwość analizy rynku, cen, jakości czy konkurencji. Poświęcenie kilkunastu minut na „searching” w przypadku zakupu droższych produktów na pewno wpłynie korzystnie na nasze konto czy tez portfel.
– Nie kupuję pod wpływem chwili, pozwalam sobie dać czas na ochłonięcie oraz miniecie entuzjazmu. Po pewnym czasie warto zweryfikować czy dany produkt jest nam aż tak bardzo niezębny jak wydawał się w pierwszej chwili.
– Uważam i dokładnie analizuje promocje zarówno ilościowe, jakościowe jak i cenowe. Dokładnie wiemy że pracuje nad nimi spory zespół abyśmy bez zastanowienia sięgnęli po to co oni chcą.
W swoim życiu odnośnie finansów i wszelakich zakupów kieruję się dwoma prostymi zasadami:
1) Nie lubię pracować na zjedzony chleb
2) Cierpliwemu wszystko przychodzi na czas
Te dwie maksymy doskonale sprawdzają się podczas większych zakupów. Na wymarzony motocykl odkładam już drugi rok tak by jego zakup nie spowodował zbytniego obciążenia mojego budżetu, byłoby to po prostu nieodpowiedzialne.
Zakupy w centrum handlowym. Jakże kuszące się te wszystkie świecidełka ustawiane na wystawach. Kilka razy byłem już blisko zakupu niepotrzebnej rzeczy. Jak sobie z tym radzę? Przymierzając się do zakupy wyszukuję w internecie różnego rodzaju recenzje na temat danego sprzętu i wybieram ten dla mnie odpowiedni. Idąc do sklepu znam już konkretny model i dokonuję zakupu. Bez zbędnego oglądania kilkunastu wystaw bo jestem pewny, że wtedy coś innego, może droższego przyciągnęłoby moją uwagę. Zwróćmy też uwagę, że wszelkiego rodzaju bibeloty pięknie wyglądające na wystawie jednak w naszym domu nie są już takie efektowne.
Chcesz coś impulsywnie kupić? Nie kupuj tego dziś! “Prześpij się” z decyzją czy jest mi to potrzebne, czy będę tego używał/a / napawał/a się tego widokiem, co się stanie jak tego nie będę mieć? Po obudzeniu się następnego dnia – jeśli to dalej siedzi Tobie to w głowie, dalej chcesz to mieć i odpowiedziałeś sobie na wymienione pytania, że będzie Tobie to potrzebne (nawet tylko do patrzenia na to), będziesz tego używał / napawał się tego widokiem oraz iż nie możesz bez tego żyć, kup to wtedy. Najprawdopodobniej wiele z tych rzeczy po “przespaniu się” z myślą, czy rzeczywiście tego potrzebuje okaże się jednak Tobie niepotrzebnych.
ja polecam takie coś
1. Kwotowy “bezpiecznik spontaniczności” – działa może tak: choćby nie wiem co, choćby nie wiem jak mnie ktoś przekonywał jaka to niepowtarzalna okazja nie zrobię “na spontana” zakupu za więcej niż 50 zł.
Popatrzę, przymierzę, pooglądam, dopytam się. Pójdę do domu, pomyślę, porównam w internecie i pójdę spać. Jeśli wciąż będę uważał, że warto, i jeśli ta rzecz mnie chce, to na mnie zaczeka;) A ja wrócę po nią następnego dnia i kupię, ale już świadomie.
Nie liczę okoliczności specjalnych typu wyjazd, bo tam jest osobny budżet w którym można zawczasu przewidzieć że coś się kupi (choć nie wiadomo jeszcze co).
2. Mieć listę swoich priorytetów, takich ważnych w życiu i na które dopiero zbierasz fundusze. I mieć to wbite do głowy. Gdy kuszą nas kolejne buty, szklaneczki, czy inne d*perele, których nie uznaliśmy przed wyjściem z domu za istotne i potrzebna, to polecam każdorazowo zastanowić, się czy naprawdę warto opóźniać realizację tego celu głównego? Bo przecież tym jest wydanie pieniędzy na coś innego, spoza przemyślanej listy potrzeb. Czasem uznasz, że warto, bo w międzyczasie “też żyć trzeba” i nie wszystko musi być idealnie zaplanowane. Zgoda. Ale zwykle natychmiastowo przychodzi otrzeźwienie.
Pozdrawiam
Ludzie sie nie zmieniaja, zmienia sie tylko tlo historyczne…
Moja historia jest podobna do tej Diderota – najpierw skromne zycie, czy wrecz bieda, potem zastrzyk gotowki, a potem to juz hulaj dusza, piekla nie ma! Bo przeciez trzeba sobie wynagrodzic mizerne lata. Stac mnie w koncu.
Na poczatku jest fajnie. Naprawde. Przyjemne uczucie, tak moc sobie kupic wszystko*. To taki haj. Ale haj ma to do siebie, ze przechodzi. Frajda ze spontanicznych zakupow tez. A gdy nagle (bo to zazwyczaj jest nagle) okazuje sie, ze znow trzeba klepac biede, zastanawiamy sie, co sie do licha stalo z ta cala kasiora?! Bo jakos niczego sie nie dorobilismy.
W kazdym razie tak bylo u mnie. Po kilku tlustych latach zostalam z niczym. Wstyd mi przed sama soba, gdy to pisze. I zloszcze sie, ze bylam taka nieodpowiedzialna i bez wyobrazni. Przypuszczam (tak to sobie zawsze tlumaczylam), ze to normalne zachowanie u ludzi w podobnej sytuacji. No i mialam racje, skoro ponad 200 lat temu na to samo wpadl francuski filozof. O czym nie wiedzialam. I wcale nie jestem pewna, czy powstrzymaloby mnie to przed bezrefleksyjnym konsumpcjonizmem, gdybym wiedziala… Uwazam, ze pewne bledy trzeba popelnic samemu, zeby wyciagnac z nich nauke na przyszlosc.
Ja sie nauczylam. Ucze sie nadal (np. tutaj) i wiem, ze nigdy wiecej nie doprowadze siebie ani rodziny na skraj bankructwa!
Nie jestem minimalistka, ale umiem sie ograniczyc. Nauczylam sie cieszyc tym, co mam i nie pragnac tego, co jest poza moim zasiegiem. Taka postawa unieszczesliwia (choc niektorzy twierdza, ze motywuje).
Moja silna wola jest raczej slaba, wiec nie polegam na niej ani troche. Wierze za to w rutyne, w przyzwyczajenia i odruchy warunkowe. Pomaga mi filozofia malych krokow (Kaizen?)
Prawdopodobnie stalo sie ze mna to, czego obawialam sie na poczatku przygody z budzetowaniem – stalam sie sknera! – najpierw “place” sobie, potem innym. Oszczednosci rosna 🙂 Dla mnie to najlepszy hamulec na nieplanowane zakupy. Odkrylam rowniez, ze zakupy planowane sprawiaja mi znacznie wieksza przyjemnosc 🙂
Czytam blogi o roznej tematyce, a zaczelam od tych o ciuchach. Doprowadzenie swojej garderoby do porzadku (tzn. tak, zeby wszystko pasowalo do wszystkiego) kosztowalo mnie duzo czasu i energii, ale oplacilo sie. Finansowo i estetycznie 🙂
Poza tym staram sie po prostu pieknie zyc. Otaczac sie przedmiotami, ktore sa nie tylko praktyczne, ale rowniez ladne. Pomoca sluzy mi “Szkola dam” 🙂
Nie zapominam o aspekcie ekologicznym. Dlatego wole kupic jedna porzadna rzecz, zamiast kilku, ktore za jakis czas bede musiala wyrzucic, np. buty – lepiej jedne dobrej jakosci, niz kilka szmaciakow na jeden sezon. Albo sztucce… moje rdzewieja! Wiec zbieram na nowe. Hefra, a co 😀 Takie bede mogla przekazac nastepnym pokoleniom.
Wiecej grzechow nie pamietam 😉
* “wszystko” dla kazdego oznacza cos innego. Dla mnie byly to rzeczy, na ktore w domu rodzinnym zawsze brakowalo. Samochodu jednak nie kupilam 😉
Taki mały lifehack – w banku zazwyczaj jest możliwość otrzymywania SMSów oraz maila przy każdej transakcji. Ustawiłem to tak, że każda transakcja przychodzi SMSem do żony a mailem do mnie. Czyli permanentna inwigilacja – nam to nie przeszkadza a hamuje czasem pewne pokusy :).
Myślę, że u mnie jest bardzo mało nieprzemyślanych zakupów, ale to był dość długi proces.
1. Zrób porządek. Kiedyś miałam taki szał na uporządkowanie rzeczy. Ubrania – jeśli nie nosiłam rok, znaczy się, że tego nie założę więcej, więc trzeba to oddać, sprzedać itd. Dokumenty, drobne pierdoły, które się ciągle gdzieś walają po mieszkaniu, niepotrzebne sprzęty kuchenne. Wyniosłam kilkanaście worków śmieci i poczułam, że mam więcej powietrza w mieszkaniu, a także racjonalnie pozwoliło mi określić czego mi brak.
2. Zaplanowanie zakupów z jak największym wyprzedzeniem. Mam taką listę rzeczy, które potrzebuje bądź chciałabym kupić i plany – zwłaszcza jeśli chodzi o ubrania staram się robić jak najwcześniej (np. moje balerinki wyglądają ok, ale na następny sezon przydałoby się kupić nowe – trafiają na listę). To samo z kosmetykami, zaczęłam używać różu, trafia na listę, że potrzebuję następnego. Dzięki temu poluję na promocję. Buty potrzebne będą za rok, ale mogę trafić na atrakcyjną cenę na tegorocznych wyprzedaży i nie pamiętam kiedy kupiłam jakiś kosmetyk w regularnej cenie. To zapewnia wszystkie emocjonalne aspekty robienia zakupów, a kupuje to co potrzeba i udaje mi się trochę mniej wydać. To też ma drugi pozytywny aspekt, jak zrobię sobie taką listę to mogę za kilka tygodni spojrzeć na nią znów i zastanowić się czy na pewno tego potrzebuję, a nie jest to jakiś kolejny grat zawadzający mi w życiu.
3. Zaplanowanie zakupów z określeniem ile pieniędzy jestem w stanie na to przeznaczyć. Jeśli zaplanowałam, że potrzebuję swetra i wydam na niego max. 70 zł, to nie rzucam się na ten który kosztuje 150 zł, bo wiem, że to przewyższy mój budżet i nie pozwoli na inne zakupy.
4. Na koncie oszczędnościowym mam osobne subkonto na zakupy z tej listy. Odkładam tam to co zostanie mi z pieniędzy, które nie zaplanowałam w moim budżecie. Rozpisując comiesięczny budżet mam osobne pozycje służące oszczędzaniu pieniędzy, ale często mi się zdarza, że zostają mi takie “końcówki” nie zagospodarowane. Tam przelewam te środki i wydaje wtedy tylko pieniądze, które “fizycznie” posiadam. Ta świadomość pozwala mi swobodnie wchodzi do centrów handlowych kiedy akurat mam chwilę wolnego – bo przecież wiem co chce kupić, za ile i czy akurat w tym momencie mam na to pieniądze.
Jeśli świadomie rozporządzamy nasze finanse i naszym celem jest ograniczenie wydatków na rzeczy niepotrzebne, powinniśmy również:
– Przed zakupem sprzedać przedmiot który ma być zastąpiony. Dla przykładu, kupuję rower, więc najpierw sprzedaję stary. To da nieco czasu na zastanowienie się nad zakupem, nie będzie tak gorącą decyzją. Poza tym pozwala dostrzec jaką różnicę pieniędzy inwestujemy w lepszy sprzęt. A może jednak stary był całkiem dobry, lub wystarczy w niego trochę zainwestować?,
– Przeliczyć sobie ile dni pracy musiałem poświęcić na to by pozwolić sobie na nowy zakup i czy rzeczywiście jest to coś czego pragnę/potrzebuję. To uświadamia, ile ranków można było wygodnie leżeć w łóżku, zamiast zrywać się do pracy 😉 (oczywiście w domyśle).
– Stosować listę zakupów i się jej trzymać,
– Być świadomym marketingu. To że coś stoi na półce na wysokości oczu, nie oznacza że znalazło się tam przypadkiem. Nawet w sklepach elektronicznych, miejsca przy wejściu są na sprzedaż.
Stosuję kilka technik.
Podstawową jest odpowiedzenie sobie na pytanie “Dlaczego chcę to mieć?”. Na przykładzie książki, odpowiedź na ogół będzie brzmieć “Bo chcę ją przeczytać”. Samo to pozwala ustawić w perspektywie oczekiwania względem zakupu. No właśnie – czy koniecznie zakupu? Odpowiedź na to pytanie pozwala poszukać innych sposobów osiągnięcia dokładnie tego samego celu. Kontynuując przykład książki – jeżeli jedynym celem jest jej przeczytanie, dlaczego jej po prostu nie wypożyczyć z biblioteki? Nakład czasowy jest podobny (albo i mniejszy – nie trzeba porównywać cen, kolejki też często mniejsze :)), cel osiągnięty i na dodatek nie musimy przejmować się składowaniem. Oczywiście cel może być inny – “chcę mieć ładną biblioteczkę” – wypożyczenie wtedy nie wchodzi w grę, rozumowanie pozostaje jednak to samo – jak osiągnąć cel najmniejszym nakładem środków (również tych przyszłych, związanych z utrzymaniem przedmiotu, porządku i czasu – pozwala to przy okazji zweryfikować czy rzeczywiście chcemy dążyć do danego celu związanego z posiadaniem biorąc pod uwagę wszystkie aspekty jego realizacji). Dodatkowo – postawienie przed sobą takiego wyzwania pozwoli sprawdzić, czy rzeczywiście chcę tego zakupu dokonać – jeśli tak to na pewno znajdzie się odrobina czasu i energii na to, żeby zrobić to w sposób przemyślany, jeśli ich brak, to prawdopodobnie jednak aż tak mi nie zależało.
Ze względu na czasochłonną naturę rzeczy, które zdarzało mi się kupować impulsywnie (książki i gry) kolejnym pytaniem, które sobie zadaję jest “Kiedy będę miał czas skorzystać z tego zakupu?”. Ze względu na sporą kolejkę oczekujących pozycji, uświadomienie sobie bezcelowości dokonywania zakupu “teraz w tej chwili” również gasi chęć jego dokonania. To pytanie akurat jest dość specyficzne, ale bardziej ogólne “Czy będę mógł skorzystać z tego zakupu w pełni tak, jak tego oczekuję?” pasuje już do szerszej gamy produktów. Wymaga to oczywiście wiedzy “Po co chcę to kupić” 🙂
W moim przypadku z powyższego wynika też naturalnie trzecia technika, tak oklepana, że nie będę się nad nią rozwodził – odłożenie zakupu w czasie, tym dłuższym im większy jest zakup. A co jeśli jest to okazja, która może przepaść?
Wówczas zapala mi się czerwona lampka – czy przypadkiem nie wpadam w pułapkę którejś z reguł wywierania wpływu Cialdiniego? W przypadku zakupów nawet bez aktywnego udziału sprzedawcy sporo z nich może na nas nadal działać – reguła niedostępności oczywiście najsilniej, co widać powyżej, ale też reguła autorytetu, społeczny dowód słuszności oraz reguła konsekwencji.
Wpływ reguły niedostępności może być trudny do pokonania, jeśli coś rzeczywiście jest okazją – wówczas decyzję o zakupie bądź jego braku musimy podjąć w przyspieszonym trybie – wtedy podstawową rzeczą którą musimy wiedzieć jest “Czy i kiedy planowałem to kupić gdyby okazja się nie pojawiła?”.
Regułę autorytetu i społecznego dowodu słuszności można pokonać dokonując samodzielnych analiz i porównań celu naszego zakupu. Być może reklamowy ekspert rzeczywiście poleca najwspanialszą odmianę danego produktu (wątpliwe), tylko czy koniecznie potrzebujemy najwspanialszej? To, że dużo osób posiada daną odmianę nie świadczy tak naprawdę o niczym – pewnie spełnia część potrzeb części z nich. Jednak, nawet zakładając że jest idealnym spełnieniem wszystkich potrzeb wszystkich członków tej grupy – nam to nic nie daje. Musimy sami wiedzieć czego oczekujemy.
Wpływ reguły konsekwencji opisał w poście Marcin. Trudno znaleźć uniwersalną regułę na jej uniknięcie, poza rozbiciem każdego konsekwentnego działania na czynniki pierwsze stosując powyższe techniki. Pytanie kiedy powiemy sobie “dość” i utniemy ciąg przyczynowo-skutkowy – może się to stać nawet u źródła rozważań czyli pierwszego zakupu.
Oczywiście działanie tych reguł nie zawsze jest złe – dogłębne analizowanie każdego zakupu nie zostawiłoby wiele czasu na jakiekolwiek inne czynności w życiu, ważne jest jednak żeby zdawać sobie z nich sprawę i świadomie akceptować pewne uproszczenia w rozumowaniu.
Staram się też świadomie minimalizować możliwość powstania impulsów zakupowych – unikam reklam jak tylko się da (unikam telewizji i radia, Internet przeglądam z adblockiem), i nie rozglądam się po sklepach – minimalizuję czas spędzony na zakupach na ile się da.
Trochę się rozpisałem, więc w skrócie:
– Kluczowa jest wiedza o tym, dlaczego chcę coś mieć – wtedy mogę zrealizować to najmniejszym nakładem środków biorąc pod uwagę cel.
– Wiedza czy i kiedy będę w stanie wykorzystać nabytek, żeby ten cel zrealizować.
– Czas na zastanowienie przed zakupem.
– Zastanowienie, czy chęć zakupu pochodzi z rzeczywistego pragnienia, czy może wpływu czynników zewnętrznych. Świadoma akceptacja ewentualnego wpływu tych czynników zewnętrznych.
– Unikanie źródeł impulsów zakupowych – wtedy powyższe cztery czasochłonne punkty trzeba wykonywać znacznie rzadziej 🙂
Fajna obserwacja – i bardzo prawdziwa!
U siebie wypracowałam kilka rodzajów “zniechęcaczy”, w zależności od typu pokusy. Z rzeczami do mieszkania, wystrojem wnętrz itp sprawa jest o tyle łatwa, że mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu (raczej małym), bez dostępu do piwnicy, a z planem przeprowadzki do innego (też wynajmowanego) w niedalekiej przyszłości. W tej sytuacji każda rzecz przed zakupem wymaga odpowiedzi na pytanie “czy będzie mi się chciało to ze sobą ciągnąć?” i bardzo często sama myśl o pakowaniu kolejnego grata podsuwa odpowiedź “nie” 😉
Z impulsywnie kupowanymi ubraniami, moim największym budżetowym wyzwaniem, staram się walczyć z pomocą Asi ze Styledigger i Kasi z Simplicite, które skutecznie przekonują mnie, że problemu “nie mam się w co ubrać” nie rozwiązują dodatkowe ciuchy, tylko świadomie dobrane, świetne jakościowo ubrania, które po prostu mam ochotę nosić, bo mi pasują i dobrze się w nich czuję. Powoli zaczynam widzieć efekty.
Myślę, że rozwiązaniem uniwersalnym jest po prostu bycie świadomym konsumentem – unikanie pułapek marketingowych, odkładanie decyzji zakupowych na później, kiedy mamy możliwość dobrze je przeanalizować, a także zrozumienie wpływu naszych zakupowych przyzwyczajeń nie tylko na nasz portfel, ale też środowisko, klimat i życie ludzi nawet na drugim krańcu świata.
Ja już od paru lat staram się pozbywać niepotrzebnych rzeczy oraz pomagam mojej partnerce w tym samym. Na ten moment chyba jedynym rodzajem przedmiotów, których mi przybywa to są różnorodne narzędzia ręczne i elektronarzędzia, dzięki którym coraz więcej rzeczy w domu jestem w stanie naprawić lub zmodernizować samodzielnie i sprawnie. Przez 11 lat od kiedy sprzedaję rzeczy na Allegro i OLX pozbyłem się z domu ponad 600 przedmiotów. Moje zasady są następujące:
1. Wyjdź ze sklepu internetowego zanim klikniesz “kupuję”
Standardową zasadą której hołduję, jest wylogowywanie się ze sklepu internetowego zanim nacisnę “kupuję”. Mam rzeczy w koszyku, ale w 98% przypadków nie zatwierdzam zakupów. Jeśli kolejnego dnia i jeszcze kolejnego zakup chodzi mi po głowie to pytam się po raz kolejny czy na pewno to mi jest potrzebne. Jeśli dochodzę do wniosku że tak, to przechodzę do kolejnego etapu weryfikacji “potrzebności” co opisałem w następnym punkcie.
2. Co sprzedasz na Allegro / OLX aby “zbilansować” zakup?
Kolejną zasadą jest sprzedaż co najmniej jednej, a najlepiej 3 rzeczy na miejsce jednej zakupionej. Dlatego też jak chcę coś kupić to zastanawiam się co mogę wystawić na sprzedaż w zamian. Najlepiej, aby sprzedawany przedmiot był większy niż kupowany, tak abym miał wrażenie że wokół mnie jest coraz więcej przestrzeni. W ten sposób udaje mi się sprzedawać przedmioty nawet za symboliczne 1-2 PLN. Dodatkowo zaspokajam tym swoją potrzebę dawania rzeczom “drugiego życia”.
3. Jakie koszty posiadania nowego zakupu poniosę w przyszłości?
Gdy wiem co sprzedam w zamian za nowy nabytek, przechodzę do analizy ile posiadanie danej rzeczy będzie mnie kosztowało w przyszłości. Patrzę zarówno na kwestie finansowe jak i czas niezbędny na serwisowanie, naprawianie czy czyszczenie danego przedmiotu. Efektem tego jest częstokroć kupowanie prostych, solidnych i relatywnie drogich rzeczy, które prawdopodobnie się nie zepsują, a mają tylko i wyłącznie niezbędne dla mnie właściwości. Rozwiązawszy ten etap pozytywnie przystępuję do ostatecznej weryfikacji “możliwości” zakupu.
4. Czy na pewno “mam” na to środki?
Mam 2 rachunki bankowe w tym samym banku, do obu jest dostęp on-line, ale tylko do jednego mam kartę bankomatową. Na koncie z kartą trzymam tylko tyle środków ile potrzebne jest mi na wydatki stałe (jedzenie, mieszkanie, cykliczne opłaty + 1000 PLN na “zachcianki” i inne wydatki). Z tego 1000 PLN pokrywam koszty transportu, relaksu oraz właśnie zakupów impulsywnych. Dlatego też jak kupię drogą zachciankę to nie starczy mi potem np. na bilety kolejowe na weekendowy wyjazd nad morze.
5. Ile godzin życia oddałem za to “must have” w pracy
Mimo, iż lubię swoją pracę i nie męczy mnie ona specjalnie to zwykle patrzę też ile godzin życia oddałem za dany zakup – może nie warto przehandlować kilku / kilkunastu godzin za niepotrzebny przedmiot? Czasem to też otrzeźwia mnie i skłania do rezygnacji z nabycia danej rzeczy.
Dodatkowo staram się jeszcze postępować w następujący sposób:
a) płacę za wszystko co mogę gotówką, z bankomatów wyjmuję zwykle 80 PLN. W ten sposób każdy zakup, za który płacę banknotem, powoduje “ból serca” co likwiduje dużą część zachcianek typu “kawa na mieście”
b) mam bardzo niski limit transakcji miesięcznych i dziennych na rachunkach bankowych – rzędu 300-400 PLN dziennie / 2000 PLN miesięcznie. Dlatego też każdy większy zakup wymaga dodatkowej procedury zmiany limitu, na jednym z kont limit miesięczny zmieniany jest wyłącznie telefonicznie co jest bardzo żmudną procedurą.
c) na koncie bez karty większość środków blokuję na krótkoterminowych lokatach odnawialnych. Chcąc mieć dostęp do większej gotówki muszę jeszcze przejść procedurę zerwania lokaty i widzę utratę odsetek, które choć minimalne to odbieram jako “stracone”
d) wszystkie wpływy inne niż pobory z podstawowej pracy (dochody z najmu mieszkania, wpłaty od komornika, wpłaty za sprzedane rzeczy) wpływają na rachunek bez karty, co powoduje że w blisko 100% są oszczędzane z automatu.
e) póki co mam jeszcze kartę internetową pre-paid, dzięki czemu jeśli muszę za coś zapłacić “kartą kredytową” to doładowuję ją tylko do wysokości zakupów. Dzięki temu mam funkcjonalność karty kredytowej bez jakiejkolwiek możliwości zadłużania się. Niestety wariactwo “antyterrorystyczne” spowodowało, iż jak karta mi wygaśnie jesienią 2017 roku to nowej sobie nie kupię, bo zostały wycofane z oferty banków. 🙁
f) 90% kupowanych książek jest po przeczytaniu sprzedawana. Utrzymuję z tego powodu tylko 4 półki z książkami, a dodatkowo odzyskuję przeciętnie 30% ceny za którą dany wolumin nabyłem.
Dodatkowo nie mam w zwyczaju chodzić do centrów handlowych, toteż nie jestem wystawiony na pokusy marketingu. Zakupy spożywczej robię w sklepie na parterze bloku, który co prawda ma wyższe ceny, ale pozwala na kupowanie tylko na jeden dzień z góry. Ostatnio testuję też catering domowy, dzięki czemu w każdy roboczy dzień rano mam na progu mieszkania torbę z 5 posiłkami – różnorodne i smaczne jedzenie dodatkowo bez konieczności tracenia czasu na wizyty w sklepach i ryzyko impulsywnych nabytków.
Takie postępowanie jest oczywiście dość nudne i czasochłonne – nawet jeśli na coś się ostatecznie zdecyduję to między ideą a jej materializacją mija nawet kilka tygodni. Przykładowo zakup nowego telefonu komórkowego tkwi w miejscu już od półtora roku – zwykle dochodzę do wniosku, iż nowy smartphone nie jest wart swojej ceny.
Oj skąd ja to znam 😛 Niestety ale bardzo często łapię się na takie pułapki. Kasa leci, a w domu coraz mnie miejsca.
Bardzo ciekawy artykuł.
Od czasu kiedy zaczęliśmy z Żoną stosować się do porad FBO wypracowaliśmy kilka metod, które gorąco polecamy wszystkim:
1. Jeśli idziemy na zakupy to tylko z listą, którą robimy w domu.
2. Jeśli w skrzynce pocztowej lub na wycieraczce przed drzwiami znajduje się gazetka reklamowa z marketu – od razu ląduje w koszu – kusi i sprawia, że zaczynamy o tym myśleć – dlatego won
3. Kiedy wychodzimy z linii kas nasz następny przystanek to bagażnik samochodu – nie ma spacerowania po galerii i namiętnego oglądania witryn (no chyba, że jedziemy po ubranie itp – ale wtedy tylko po to).
Kiedyś rozmawialiśmy o tych gazetkach i ulotkach i mamy takie przemyślenia:
Jeśli czegoś nam potrzeba wtedy zaczynamy się rozglądać za konkretnym towarem ewentualnie promocjami tego towaru, to jest prawidłowa kolejność, a te gazetki sprawiają, że oglądając je zaczynamy “potrzebować” tego co jest na obrazkach a ta kolejność po prostu ogłupia potencjalnych klientów i nie potrzebnie miesza w głowach niezależnie czy jest to skromna rzecz codziennego użytku czy np. drogi sprzęt elektroniczny. Nie ma co tego przeglądać bo z pewnością ma to wpływ na gromadzenie przez nas nie do końca potrzebnych produktów (pomijam fakt marnowania papieru i makulatury).
LISTA sprawdzonych sposobów na powstrzymanie impulsywnych zakupów:
-robię przemyślane zakupy w internecie gdzie produkty dostaję bez „sklepowej marży” i proszę obsługę sklepu o maksymalnie długi okres na wykonanie przelewu, dzięki czemu mam czas aby przemyśleć czy rzeczy które skrupulatnie wybrałam są mi rzeczywiście potrzebne, i ewentualnie mogę zrezygnować ze zbędnej pozycji z koszyka
-chętnie zakładam na siebie ubrania z drugiego obiegu bądź wymieniam się z przyjaciółkami co niweluje koszty garderoby, moim dzieciom również funduję ubranka „wypożyczone” ale za to pięknie pachnące i wyprane z chemicznych substancji – pochodzące od rodziny i najbliższych znajomych
– korzystam z programów partnerskich, które oferują mi zniżki i punkty za zakup wymaganych w każdym domu produktów a zaoszczędzone pieniądze inwestuję w kieszonkowe dla dzieci
– stosuję zasadę minimalizmu: żyj prościej, skromniej a jednak pełniej:) mniejsze wynagrodzenie (stypendium stażowe), które planuję sukcesywnie zwiększać proporcjonalnie do nabytego doświadczenia ucz
uczy mnie pokory w wydawaniu i zmusza do zaiste przemyślanych kroków:)
Moje sposoby?
1. Lista zakupów, ale to oczywiste. Niestety sztuką nie jest zrobić listę ani nawet kupić to co na niej jest tylko nie kupić nic więcej.
2. Żeby uniknąć pułapki dużych opakowań, które nie zawsze są opłacalne – sprawdzać cenę za kilogram lub za litr
3. Jeśli wpadnie ci w oko jakaś niesamowita okazja i myślisz że właśnie tego potrzebujesz – wyjdź że sklepy, przejdź się i wróć za pół godziny a najlepiej następnego dnia.
4. Na każde zakupy (na podstawie listy) ustalić sobie budżet i wziąć tylko tyle gotówki ile potrzebujemy (jeżeli okaże się za mało to oczywiście można wyjąć kartę ale to zawsze dodatkowy bodziec do zastanowienia)
I najważniejsze:
5. To co się da kupujemy przez Internet. Wtedy dużo łatwiej trzymać się listy zakupów i na bieżąco kontrolować wysokość rachunku. Oczywiście przy zakupach internetowych trzeba z reguły dopłacić za dostawę ale ten koszt naprawdę jest niewielki w porównaniu ze wsxystkimi “wyjątkowymi okazjami” których nie kupilismy.
Mam nieodparte wrażenie, że niektórzy mylą pojęcia albo nie do końca czytają ze zrozumieniem… Pojawiły się komentarze, które bardziej odnoszą się do sposobów na oszczędzanie niż do głównego tematu, czyli impulsywnych zakupów. To, że ktoś coś robi samemu, sprzedaje na allegro, wymienia się, to wszystko godne pochwały praktyki, co nie zmienia faktu, że nadal jesteśmy narażeni na spontaniczny zakup. Zakupy w internecie.. Też je lubię, bo czas, bo prostota, ale… mogę przytoczyć wiele przykładów, kiedy nagle kupiłem coś na aukcji, albo płytę, albo książkę, albo jeszcze inną mniej lub bardziej przydatną rzecz. I też tak jak Wy, noszę gotówkę w portfelu, że niby mniej wówczas wydaję.. Oczywiście, chyba, że robię przelew online. Spożywka w internecie? Też były takie zakupy i do tego jeszcze paczka cukierków lub czekolada, której nie było w planach. Szczególnie jak się wejdzie w zakładkę “promocje”. Możemy się zapierać łokciami i nogami, zaklinać rzeczywistość, że chodzimy tylko bezpośrednio do konkretnego sklepu, do konkretnych półek, z listą w dłoni, ale i tak się zdarza, że finalnie lądują dodatkowe 2-3 produkty w koszyku.
Jak z tym walczyć? Dlaczego kupujemy niepotrzebne rzeczy? Jaki mam sposób na spontaniczne rzeczy? To co zostało już wspomniane przez poprzedników. Kapitalną robotę robi czas. Czas i zastanawianie się czy aby na pewno warto. Choć wiadomo, że czasami warto, choć się nie opłaca i odwrotnie 🙂 Czas. Czas, aby nie odkładać na ostatnią chwilę, bo wówczas w pośpiechu kupujemy to co musimy, nie to co chcemy. Łatwiej o pierwszy lepszy zakup.
Oczywiście to się tyczy głównie grubszych zakupów. A co z drobiazgami? Pewnie jak większość z Was zaczęła robić budżet, to na początku okazywało się, że sporo kasy idzie na drobnostki. Tu kawa, tam lody, jeszcze batonik, hot-dog na stacji benzynowej, cola, energetyk, pączek na mieście itd. Warto zwrócić uwagę na… nawyk, którym nam wszystkim przy tym towarzyszy. Wg mnie rola nawyku jest nie do przecenienia. Kawa kupowana w/do pracy z sieciówki? Zwróć uwagę kiedy to robisz. Co Ci temu towarzyszy? Jakie to budzi w Tobie emocje? Opisz otoczenie, przyjrzyj się temu i… zastanów się, jak temu zaradzić. Miałem nawyk, że po obiedzie w pracy szedłem do automatu po słodycz – wiecie, batonik na zmianę smaku, podwyższenie cukru. Zwykle działo się o tej samej porze. Taki rytuał. I tak regularnie, prawie dzień w dzień… Wystarczyło ów nawyk lekko zmienić. Zamiast batonika – owoc. Raz, że w kieszeni zostawało ciutkę więcej (tak, owoce też kosztują), to i zdrowiej dla organizmu. I tak zacząłem się przyglądać różnym schematom, które towarzyszyły zakupom – głównie tym spożywczym, bo w tych momentach najłatwiej było “wyjechać” poza faktyczne potrzeby. Skala finansowa może nie była w tym wszystkim olbrzymia i najważniejsza. Przede wszystkim zyskałem świadomość mechanizmów i nawyków, które mną kierowały. Także teraz łatwiej jest mi się pilnować, co nie znaczy, że kompletnie wyeliminowałem spontaniczne, drobne zakupy.
Na ten problem stosuję nową aplikację BILLY – ASYSTENT ZAKUPÓW.
Ograniczam wydatki i zaoszczędzam miesięcznie nawet do 250 zł.
W domu:
– szybko zrobisz listę zakupów z konkretnymi produktami (z opisem, zdjęciem, itp.)
– wybierzesz produkty bezpieczne dla Twojego zdrowia (jeśli jesteś alergikiem) dzięki sortowaniu produktów w wyszukiwarce
– możesz przeczytać informacje o produkcie, wartości odżywcze, składniki, alergeny
– sprawdzisz (dzięki cenom podawanym przez innych) za ile i gdzie warto kupić twój koszyk produktów, zarówno produkty w promocji jak i w stałej ofercie (czasami SUPER PROMOCJA jest droższa niż stała oferta w sklepie za rogiem)
W sklepie:
– podając cenę podczas zakupów zapisujesz ją automatycznie jako wydatek
– możesz sprawdzić zanim dojdziesz do kasy ile przy niej zapłacisz
W domu:
– możesz spokojnie przeglądać w jakich kategoriach, w jakich sieciach, na co i ile wydajesz, żeby wiedzieć gdzie możesz zaoszczędzić
Zachęcam do spróbowania.
Zróbmy społecznościową akcję “Sąsiedzie podziel się…. ceną” 😉
To raczej oryginalnie nie będzie ale to moje sposoby:
1. Chodzenie na zakupy z listą. Jeżeli chcę kupić np. buty to wiem jakie to mają być buty. Tak żeby nie błądzić między półkami i przymierzać wszystkie co mi się podobają 🙂 tylko takie po jakie przyszłam
2. Nie zostawanie długo w centrach handlowych. Bo jak człowiek jest zmęczony i głodny to sobie nawet jest w stanie kupić świeczkę za 80 zł. Zupełnie nie potrzebną. Ale za to przypomina mi teraz, że jak do centrum handlowego to wejść i wyjść.
3. Nie kupowanie rzeczy teraz 🙂 Jak coś widzę co zaraz chcę mieć to sobie mówię w duchu, że jak jutro będę chciała tak samo bardzo to wrócę i to kupię. Taka obietnica w duchu 🙂 Pomaga, bo następnego dnia już nie ma takiej chęci zakupów.
4. Listy rzeczy, które chcę 🙂 Potem przekazywane rodzinie jako lista potencjalnych prezentów. Bo jednego roku zorientowałam się, że spełniłam wszystkie swoje zachcianki i na urodziny nie potrzebuję prezentów. Bo sama sobie co rusz jakiś prezent kupowałam.
Witam,
Ja mam jeden skuteczny sposób na zakupy impulsywne czyli brak odpowiednich środków a mianowicie posiadam dwa konta bankowe i tylko do jednego z nich mam Kartę i staram się mieć na nim w danej chwili tyle środków ile w danym momencie potrzebuje. A działa to tak:
– wybieram się do kina,
– sprawdzam koszt biletu,
– stan baku w aucie aby dojechać,
– sprawdzam stan konta w baku z kartą i uzupełniam je na tyle aby starczyło na zaplanowane wyjście do kina + 25 zł ( taka moja zasada na drobną zachciankę 🙂 )
I w ten piękny sposób idąc do kina przechodzę obok sklepu z super gadżetem, który bez namysłu pewnie bym kupił nie zrobię tego ponieważ nie mam na niego w tej chwili kasy a po 5 h dochodzę do wniosku “po co mi to” 😛
I w taki piękny sposób kolejna kaska zaoszczędzona.
A tak już po za tematem wspomnianego filozofa według mnie to nie jest efekt uzupełnienia a raczej nagłego wzrostu zamożności. Osobiście wychowałem się w średnio zamożnej rodzinie i nadal zaliczam się do tej grupy nie mam takich problemów aczkolwiek wielu moich znajomych , którzy wychowali się w biednych domach a dzisiaj dorobili się trochę lepszych pieniążków zaczynają dużo kupować aby dostosować się do nowej sytuacji i otoczenia, po prostu nikt ich nie nauczył jak rozsądnie wydawać bo zawsze wystarczało na bieżące potrzeby i na pokusy nie było środków a dzisiaj są po prostu w lepszej sytuacji materialnej.
Moja metoda na to, by nie kupować impulsywnie:
1. Robię listę zakupów. Towary krótkoterminowe ogarniam w kilka-kilkanaście minut. Przed tak zwanymi dużymi zakupami każdy z domowników podaje, czego mu brakuje. Czasami to może się zacząć kilka dni przed wyprawą do sklepu. A robię to po to, żeby nie chodzić/jeździć potem po jedną tubkę pasty do zębów. Lista leży w kuchni i każdy może ją uzupełniać. Idę/jadę, gdy lista jest gotowa.
2. Robię zakupy wtedy, gdy nie ma na nie zbyt dużo czasu: przed pracą, tuż przed obiadem, przed zamknięciem sklepów. Wchodzę tylko do tych sklepów i tych alejek, które były w planie. Przelatuję jak pershing i zbieram do koszyka/wózka tylko to, co było na liście. Gdy na liście jest jedna rzecz, nie biorę koszyka.
Proste? Banalnie!
Ja wypracowałam swoją metode -chodze po sklepach ,ogladam ,przymierzam a zarazem świetnie się bawię,To nieznaczy ,ze kupuję.Potem zadaję sobie pytanie Czy to mi potrzebne.Jesli coś naprawde potrzebne czekam na promocje.Gdy ide na rynek to się targuję jeśli sprzedawca nie obniży ceny nie kupuję.Karty kredytowej nie mam ,że to co mam przeznaczone na tydzień musi mi wystarczyć.I w ten sposób ograniczyłam impulsywne zakupy.Ale oczywiście wolny czas wolę spedzić na świeżym powietrzu gdzie moge przemyśleć wiele spraw i wtedy jest przyjemne z pożytecznym.
Marcin,
W moim przypadku stosuję strategię 3 kroków, choć dwie ostatnie pozycje, to raczej strategie narzucone 🙂
1. Prowadzenie zestawienia wydatków – od prawie 4 lat spisuję wydatki. Rzetelna wiedza, co ile kosztuje dość szybko zniechęciła mnie do kupowania gazet czy porannej kawy w kawiarni. Po kilku latach przyjemnośc z tego była już niewielka, a wydatek spory.
2. Dzieci – Moje dzieci dość szybko i bezkompromisowo wyleczyły mnie z wydatków na kulturę i rozrywkę. Od kiedy urodził się pierwszy syn koszty mojej rodziny w tych kategoriach spadły prawie do zera. To samo dotyczy ubrań – kilka lat temu potrafiliśmy z żoną spędzić nawet pół dnia w galerii chodząc po sklepach i wizytując kino. Niestety każdy kij ma dwa końce i wraz z małymi szkrabami pojawiły się nowe wydatki na pieluchy, mleko i dziecięce ubrania 🙂
3. Praca obok Galerii Handlowej – Mam ten „luksus”, że pracuję obok dużej Galerii Handlowej. Siłą rzeczy bywam w środku kilka razy w tygodniu, bo albo idę na obiad, albo robię zakupy spożywcze. Dzięki temu nie mam zbyt wielkiej ochoty odwiedzać innych centrów handlowych w weekend i pieniądze zostają w portfelu 🙂
Cześć.
Wspaniałe komentarze i porady, ja jednak jak zawsze trochę pod prąd. Uwielbiam chodzić po galeriach, pasażach, bazarach itp. Lubię to tak jak kulturysta siłownię a narciarz stok 🙂 Po prostu trenuję silną wolę, m więcej pokus pokonanych tym większa pewność siebie. Jeżeli wykształcimy w sobie nawyk niekupowania i nieulegania pokusom to poczujemy się silniejsi i lepsi 😉 a kiedy raz to poczujesz to chcesz być taki zawsze. Dlatego namawiam trenujcie silną wolę a nie uciekajcie w niechodzenie do sklepów, niskie salda na kontach itp. Potwierdzam to co napisał jeden z czytelników w komentarzu, kiedy widzę coś na co mnie stać to praktycznie zawsze stwierdzam że tego nie potrzebuję, a świadomość że mogę w zupełności mi wystarcza. Kiedy jest coś poza moim finansowym zasięgiem to nie zwracam na to uwagi, logika wskazuje że i tak tego nie będę miał po co więc się oszukiwać i niepotrzebnie napinać. Kiedy przychodzi do wydawania targuję się ze sobą samym potem z sprzedawcą a na końcu liczę ile wydałem i ile będę pracował lub zarabiał na to co wydałem (dobry kubeł zimnej wody – szczególnie jak porówna się zyski z lokat). Tak więc nie bądźcie strusiami, z podniesioną głową chodźcie gdzie chcecie i trenujcie silną wolę bo o to w tym chodzi – a w marketingu i tak pracują asy które czytają nasze blogi komentarze i już planują kolejną “pułapkę” Powodzenia wszystkim.
Pracowałam kiedyś w galerii handlowej, od tego czasu unikam takich miejsc jak ognia, bo po 15 minutach jestem poirytowana i mam ochotę wyjść.
Ja równiez w ten sposób robie. Spaceruje po galerii ,ogladam i rezygnuje. Cos wspaniałego powiedziec sobie–czy to mi jest potrzebne??? .I jaką mam satysfakcje ze powiedziałam–Nie. Kiedys kupowałam w lumpeksach i sie tego nazbierało.Teraz ide ogladam i wychodze..Trenuje silną wole…
Ja jestem zajęta 🙂
Wyjście do sklepu czy analiza oferty kilku sklepów w sieci mnie męczy i staram się tego unikać.
W konsekwencji kupuję tylko to, na czym mi naprawdę zależy.
To, że jestem zajęta, nie znaczy, że się przepracowuję. Zwykle to po prostu rozwijanie pasji po pracy lub spędzanie przyjemnie czasu.
Pewnie że pasja lubi kusić, by zaopatrzyć się w jakieś gadżety, ale szczęśliwie w moim przypadku te kwoty pozostają pod kontrolą budżetu.
Nie kupuję impulsywnie, nie wydaję na bzdury, a potrzebuję niewiele. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz żałowałam jakiegoś zakupu. To nie oznacza wcale, że nie kupuję nic, żyję w kompletnej ascezie, wśród białych ścian i pustych półek jak z magazynu wnętrzarskiego. Po prostu żyję w zgodzie ze sobą, a reszta jest tego konsekwencją.
1. Już od dawna nie przejmuję się trendami, opiniami obcych mi ludzi na temat tego, jak powinnam żyć i co robią “wszyscy normalni ludzie”. Uważnie wsłuchuję się w siebie. Nie potrzebuję samochodu, więc go nie mam. Nie lubię oglądać telewizji, więc jej nie mam. Nie interesuje mnie zdanie jakiejś tam stylistki, że każda kobieta musi mieć trencz, szpilki, białą koszulę i małą czarną. Nie obchodzi mnie moda na buldożki, mój pies jest nierasowym schroniskowcem.
2. Nie próbuję imponować innym ludziom za pomocą rzeczy. To się łączy z pierwszym punktem. Nie staram się nikogo olśnić, nie staram się wpasować w towarzystwo tym, co mają wszyscy. Bez poczucia wstydu mówię, że coś nie mieści się w moich priorytetach finansowych, więc np. nie wyjdę na drinki do drogiej knajpy.
3. Jeśli chcę coś mieć, zadaję sobie pytanie “dlaczego” i uczciwie na nie odpowiadam. Np. dlaczego chcę mieć to drogie pióro? I wychodzi, że takie ma koleżanka, która pięknie pisze, jest świetnie zorganizowana, utalentowana i odnosi sukcesy, a ja w pewnym sensie kupując kojarzący się z nią gadżet chciałabym wziąć w pakiecie to wszytko. Tyle tylko, że mam świadomość, że to tylko fantazja.
4. Ale daję sobie prawo do własnych snobizmów. Co roku mam kalendarz Moleskine, choć mogłabym notować terminy w jakimkolwiek. Wiem, że mam go ze snobizmu, bo kojarzy mi się z podziwianymi przeze mnie reporterami. Ale realizacja tego snobizmu sprawia mi przyjemność i z pełną świadomością daję sobie do niej prawo.
5. Daję sobie też prawo do zachcianek, np. zimnej lemoniady w uroczej kawiarni połączonej z nieplanowanym wylegiwaniem się na leżaku.
6. Hołduję filozofii “wystarczająco”. Nie szukam ideałów, interesują mnie rzeczy wystarczająco dobre. Komputer działa wystarczająco dobrze? Nie kupię nowego. Mam dobrą kurtkę na zimę? Nie idę po kolejną.
7. Zawsze sobie powtarzam, że nie muszę kupić browaru, jak chcę się napić piwa. Jeśli czegoś potrzebuję, sprawdzam, czy mogę to od kogoś dostać (serio, ludzie pozbywają się zupełnie dobrych rzeczy, które komuś innemu mogą się przydać), pożyczyć albo gdzieś wypożyczyć. Wolę ekonomię użytkowania od ekonomii własności.
8. Staram się pamiętać, że nadmierna konsumpcja generuje sterty śmieci. Zużywam rzeczy do samego końca, dbam o nie, a jak coś jest mi już niepotrzebne, staram się to sprzedać,wymienić lub oddać.
9. Mam zawsze w pamięci moje cele finansowe. Nie chcę żyć, jak moi rodzice i wiele znanych mi osób: wiecznie na kredyt, wiecznie od pierwszego do pierwszego, w stresie, że nie wystarczy, bez zabezpieczenia finansowego. Dlatego po każdym przychodzącym przelewie rozdysponowują pieniądze od razu między różnymi kontami celowymi: tu odkładam na mieszkanie, tam na wakacje, na innym leżą pieniądze na wyprawkę szkolną (znam ludzi, którzy co roku narzekają na wrześniową kumulację wydatków, jakby to ich za każdym razem zaskakiwało), a nawet na prezenty gwiazdkowe, na które odkładam przez cały rok. Nie kupuję niczego, dopóki na to nie uzbieram, nie biorę kredytów konsumpcyjnych, nie mam karty kredytowej. Pod ręką mam stosunkowo niewielką kwotę na zachcianki, więc nie ma pokusy, by szczególnie zaszaleć w sklepie.
10. A na koniec polecam bardzo inspirującą książkę Marty Sapały “Mniej”. Mnie niesamowicie poszerzyła horyzonty i otworzyła oczy na wiele kwestii. To były znakomicie wydane pieniądze zachciankowe 🙂
Polecam ze dwie przeprowadzki ze wszystkimi glamotami. Po takiej przygodzie czlowiek zaczyna nieco powściągliwiej nabywać kolejne przedmioty.
Ja zaczelam, ale wciaz jeszcze zaliczam wpadki.
Co do zakupow on line, o ktorych niektorzy wspominaja, to dla mnie bilans jest na niekorzysc. Prawie zawsze kupie czegos za duzo, bo przeciez za przesylke tyle sie płaci, ze bardziej “oplaca” mi sie kupic cos hurtem.
Podobnie ze wszystkimi promocjami.
Mam nadzieje, ze z obu tych zlodziei sie wnet wyleczę. Ale nie powiem, zebym była mądrzejsza od marketerow. O nie, non stop obserwuję swoje porażki.
Cześć Marcin,
po raz kolejny super artykuł, który wymusza chwilę refleksji na temat naszego postępowania z pieniędzmi.
A oto moje 5 sposobów na walkę ze zbyt intensywnymi zakupami, które udało mi się wypracować:
1. Tworzę listę zakupów
Na taką listę zapisuje to czego zaczyna brakować w domu, od niedawna moją listę tworzę w aplikacji Nozbe, dzięki czemu mam ją zawsze przy sobie (w komórce), a ponadto znacznie ułatwia to tworzenie wspólnej listy zakupów z małżonką, nawet kiedy fizycznie jesteśmy w różnych miejscach. Aczkolwiek lista zakupów na zwykłej kartce papieru również dobrze się sprawdza.
Najważniejsze i zarazem najtrudniejsze to podczas zakupu trzymać się tego co rzeczywiście znajduje się na takiej liście. Moja wskazówka dla osób, które mają z tym problem: zrobić listę i przekazać ją innej osobie, bratu, tacie, czy sąsiadowi, która zrobi dla nas zakupy. W zamian możemy odwdzięczyć się inną przysługą lub zapłacić za przysługę kilka złotych.
Rozwiązuje to problem impulsywnych zakupów w sklepach i dodatkowo daje oszczędność czasu, a niemal zawsze znajdziemy osobę, która nam pomoże. Są osoby, które kochają robić zakupy. Trochę gorzej jeżeli sami należymy do tej grupy 🙂
2. Robię zakupy spożywcze 2 razy w tygodniu
To zdecydowanie wystarcza, żeby zawsze mieć świeże produkty a mniejsza liczba wizyt w sklepie skutecznie ogranicza pokusy.
3. Razem z żoną przygotowuję plan posiłków na cały tydzień (w każdą niedzielę)
To przynosi chyba najlepsze efekty, ponieważ to właśnie do tego planu dostosowujemy naszą listę zakupów i dokładnie wiemy czego potrzebujemy. W ten sposób nie kupujemy zbędnych produktów, które trzeba później wyrzucić. Niestety na doświadczeniach z domu rodzinnego wiem jak kończy się postępowanie bez planu i kupowanie zbyt dużej ilości produktów objętych promocją – po prostu wyrzucamy jedzenie i co za tym idzie nasze pieniądze.
Oprócz korzyści z ograniczeniem impulsywnych zakupów daje to oszczędność czasu i zdrowsze odżywianie, dlatego też serdecznie polecam takie rozwiązanie dla osób, które jeszcze tego nie próbowały.
4. “Konsultacja z poduszką”
Jest to zasada, która mówi, że zanim kupimy coś powyżej kwoty “x” trzeba się z tym pomysłem przespać. W moim przypadku stosuje to do zakupu przedmiotu powyźej 100zł, kiedy zobaczę coś co “chciałbym kupić”, czy to w sklepie stacjonarnych czy sklepie internetowym, nigdy nie dokonuje tego zakupu pierwszego dnia pod wpływem emocji. Daje sobie czas od 1 dnia do nawet kilku tygodni w zależności jak duży jest ten wydatek. W ten sposób nie dokonałem wielu zakupów, o których teraz wiem, że były to rzeczy całkowicie zbędne.
5. Kupuje w internecie niemal wszystko z wyjątkiem produktów spożywczych
Mieszkam na wsi gdzie dostawa produktów spożywczych jest dość droga ale w przypadku innych produktów jest to opłacalne i ponadto daje czas potrzebny do namysły czy daną rzecz rzeczywiście potrzebuje. Ponadto dzięki temu mam również możliwość porównywania cen na różnych stronach i wyłapywania najlepszych ofert.
Co ciekawe nie trzeba tutaj wcale spędzać długich godzin na codziennie sprawdzanie i oczekiwanie na “dobrą cenę” produktu, który nas interesuje. Np. w serwisie Allegro możemy ustawić opcję informowania mailowo kiedy cena danego produktu spadnie poniżej ceny X.
Inne pomysły i spostrzeżenia:
Obok listy zakupów tworzę również listę rzeczy, które chciałbym posiadać w przyszłości (tutaj również wykorzystuję Nozbe), gdzie dodaję rzeczy takie jak: nazwy książek, programów komputerowych itp. Taka lista pozwala mi spojrzeć z dystansem na wszystkie potrzeby, a takźe zachcianki i dokonać bardziej świadomych zakupów, a ponadto daje mi pewność, że o niczym nie zapomnę.
Lepiej nie zabierać dzieci na zakupy – sam nie posiadam jeszcze dzieci, ale często obserwuje w sklepach jak “pomagają” one rodzicom robić impulsywne zakupy. Jeżeli jest taka możliwość to na czas zakupów dzieci najlepiej zostawić w domu pod opieką innej osoby.
Wskazówka dla osób, które nie mają wyboru i muszą zabrać ze sobą dzieci: przed pójściem do sklepu zaproście dzieci do wspólnego stworzenia listy zakupów, a następnie kiedy już jesteście w sklepie dajcie dziecku listę i pozwólcie mu szukać zanotowanych tam produktów (można zrobić listę obrazkową). Dzieci lubią takie zabawy, a kiedy skupione są na szukaniu produktów z listy nie mają wiele czasu na inne “zakupy”.
Jeszcze jedna myśl. Słyszałem o osobie, która wchodząc do galerii i spacerując po sklepach powtarza sobie przez cały czas mantrę “tego nie potrzebuje, tego nie potrzebuje….” Podobno w jej przypadku to naprawdę działa i ogranicza impulsywne zakupy. Osobiście wolę zwyczajnie unikać wizyt w galeriach handlowych 🙂
Moje praktyki:
-Unikam już secondhandow. Tak, dokładnie. Potrafiłem kupić mnóstwo firmowych rzeczy, np koszula Zaryzykować za 9 zł. Brzmi ok, tyle że robi się to nałogiem- to raz, a dwa- w lumpeksie częściej kupuje się to co się opłaca, a nie potrzebuje (czyli: mam 30 koszul, ale ta jest genialna i tylko dycha, jak tu nie brać?),
– Nie boję się kupować używek, ponieważ często zmieniam sprzęt elektroniczny (hobby, lubię testować). Można kupić nowy laptop na gwarancji, ale można też wylicytowac używany w dobrym stanie Lenovo z najwyższej półki, który na forach uznawany jest jako bezawaryjny. 🙂
-Mimo że,mieszkam z rodzicami to wiele żywności kupuje sam (zdrowy tryb życia, dieta) to daje niesamowitą motywację do unikania fastfoodow i innych tego typu lokali 🙂
– Sprawdzam nie tylko czy stać mnie by kupić dana rzecz,sprawdzam czy stać mnie by ją mieć. Np odłożylem sobie pieniądze na bardzo fajne auto, niestety duża pojemność to wysokie opłaty OC,a auto ma kilka ‘sztandarowych usterek” które są bardzo drogie w naprawie. To samo robię z elektroniką,
– inwestuję- nic nie daje tak wielkiego szacunku do waluty jak inwestycje,
– Dużo sprzedaję: zbędna koszulka, nieużywany tablet, wystawiam na lokalny portal 🙂
-uprawiam sport: mój trener personalny jest darmowy na YouTube, Drążek zrobiłem sam, a ławeczka ( używana kosztowała mnie 150zl plus 100 zł ciężarki) i taka inwestycja powoduje że trenuje dwa lata! ( kiedy karnet na siłownię to minimum 80 zł/MC, takie zabiegi i kalkulację (np ile oszczędzilem na siłowni) powodują że nie chcemy wydawać zbędnie pieniędzy,
Przeciwko wszelkim impulsywnym działaniom sprawdza sie w naszym przypadku zasada “szklanki wody zamiast”/” jak kocha to poczeka” Mam na coś wielka ochotę wiec resztka sił mowię sobie ze wrócę po to za godzinę /jutro etc. Jak juz eyjde ze sklepu 75% szans ze nie wrócę ?
Marketing, sprzedaż i zakupy to nic innego jak czysta psychologia. Za wszytskim stoją psychologowie i spece od marketingu. To oni dzieki swojej wiedzy na temat psychologi społecznej, popartej tysiacami badań, sterują naszymi wyborami, tym jak zachowujemy się na zakupach i co koniec konców wpada do naszego koszyka. Bardzo ciężko z tym walczyć jesli nie znamy kilku prostych mechanizmów i regół, które powodują, że łatwo ulegamy wpływom.
Ale dlaczego tak łatwo ulegamy wpływo marketingowców? Odpowiedzi należy szykać w stosowanych przez nas skrótach myślowych. Tempo współczesnego zycia często nie pozwala nam na refleksję i analizowanie wszystkich dostepnych danych. W związku z czym coraz częsciej zmuszeni jesteśmy do podejmowania decyzji idąc na skróty tzn. podejmujac decyzje na podstawie tylko jednej, ale ważnej informacji i korzystać na przykład ze skojarzeń typu :drogi=dobry, lubiany=dobry czy trudno dostępny=dobry.
Takie korzystanie ze skrótów myślowych wydaje się być jedynym słusznym sposoben na poradzenie sobie z zalanym informacjami i wyborami otoczeniem. Jednak osoby dobrze znajace psychologię i zachowania człowieka moga za pomocą kilku prostych technik wpłynać na nasze wybory. Aby więc uniknąć sytuacji, w których zamiast nas samych, decyzję podejmują technicy wpływu społecznego i marketingowcy zapoznajmy się bliżej z regułami żądzącymi naszymi wyborami,czyli : regułą niedostępności, społecznym dowodem słuszności, sympati i lubienia, niedostępności czy zaangazowania i lubienia.
ZASADA JA TOBIE, A TY MNIE 🙂
Polega ona na tym, że starasz się nie robić zakupów dla siebie (może ona nie dotyczyć odzieży, perfum itp. – tego typu zakupy lepiej robić we własnym zakresie ze względu na gust – ktoś może mieć inny niż my, chyba że macie podobny to ktoś może również je zrobić za Ciebie; codziennego pieczywa bo je kupuje się na bieżąco). Pozwolę sobie opisać to na moim przykładzie. Razem z bratem mamy zasadę, że ja robię jemu zakupy, a on mnie. Takie zakupy robimy raz w tygodniu. Jeśli chcę coś kupić to przygotowuję mu listę oraz odpowiednią kwotę za którą musi dokonać dla mnie zakupów. On biorąc ode mnie listę i pieniądze daje mi swój portfel i karty, aby w trakcie zakupów dla mnie nie miał możliwości dokonać dla siebie zakupów impulsywnych. Wtedy nawet jeśli rzuci mu się coś w oczy podczas zakupów dla mnie to zanim wróci do mnie i odbierze swoje pieniądze i karty to ma czas na ochłonięcie i zastanowienie się czy jest sens jechać do tego sklepu ponownie czy to może była tylko chwilowa fascynacja danym produktem. Ponadto mamy również taką zasadę, że jeśli któryś z nas zdefraudowałby pieniądze drugiego to musi mu oddać dwukrotność zdefraudowanej kwoty. Ponadto jeśli okazałoby się, że któryś z nas oszukał i schował pieniądze oraz podczas zakupów dokonał jakiegoś zakupu dla siebie, to musi przekazać kwotę 500 zł drugiemu (wiemy co kto ma i takie oszustwo prędzej czy później by wyszło). Kolejnym czynnikiem pozytywnym tej zasady jest to, że zakupy dla kogoś zajmują dużo mniej czasu ponieważ masz listę i pieniądze w których musisz się zmieścić oraz masz świadomość, że każdy wydatek będzie skontrolowany. Może ktoś skorzysta z takiej zasady. U nas sprawdza się ona w 100%. Pozdrawiam Michał
Ja mam to szczęście, że mam kilka “wspomagających” warunków.
Mieszkam na wsi, ale pracuję w innej miejscowości, zatem większość zakupów robię wracając z pracy do domu – jestem wtedy trochę zmęczona, więc szybko kupuję tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
Mam też taką swoją zasadę, że każdego dnia odwiedzam w mieście tylko jedno miejsce, czyli np. jeśli muszę odebrać avizo z poczty, w tym dniu nie robię już zakupów, lub jeśli zrobiłam zakupy spożywcze, a po drodze jest jeszcze drogeria, to nie wstępuję do niej, bo jeszcze coś mi się przypomniało, tylko odkładam to na następny dzień.
Kiedy kupuję coś droższego, ubrania, buty itp. staram się umawiać na takie zakupy z moim chłopakiem i powiedzieć mu w jakim celu jedziemy do sklepu, a on jak stereotypowy mężczyzna na zakupach z kobietą zwykle godzi się max. na jedną konkretną rzecz do oglądania i sam w każdym sklepie od razu szuka ze mną półki gdzie to się znajduje, np. ostatnio, jak mu powiedziałam, że chcę kupić buty baleriny to kazał sobie dokładnie wytłumaczyć jak one wyglądają i tylko tego typu buty pozwalał mi oglądać.
I ostatnia rzecz, z którą często mam problem – kupowanie słodyczy i przekąsek. Tu wspomagam się moimi staraniami o szczupłą sylwetkę i sprawdzam ile dana rzecz ma kalorii, myśląc o tym jak długo będę musiała np. biegać, żeby to spalić – w moim przypadku sprawdza się idealnie, chipsy wracają na półkę!
kilka moich osobistych uwag…
kupowanie w necie przysparza dodatkowych kosztow, trudnosci z reklamacja, nacinanie sie na oszustow, kupowanie rzeczy zlej jakosci… zatem net nie daje wcale oszczednosci…
systematyczne wyrzucanie: moim problemem jest pozbycie sie starych rzeczy i wyrzucenie ich na smietnik.. podobnie troche z przeznaczeniem rzeczy do oddania… np. za ciasne spodnie, pachnace nowoscia…. przeciez jeszcze sie przydadza… 3 stare komorki, lezace w szufladzie…
dobrze zadzialaly szybkie przeprowadzki, bez przeprowadzania rzeczy… przeszlosc zostawala pod starym adresem
dublowanie: zauwazylam, ze wiele razy kupuje rzyczy podobne do siebie… np. dwie takie same kurtki… lub chociazby tylko ogladam…
udalo mi sie
1. zrezygnowac z zamrazarki… kupuje mniej jedzenia na zapas
2. do sklepu typu hipermarket podjechac rowerem (do bagaznika auta zmieszcza sie wszystko)
3. robic czasem wypady do sklepu z iloscia gotowki 0
4. fotografowac ciuchy i whatsupem konsultowac zakupy-czesto konsultant odradza i fota tez duzo negatywow zakupu odslania
5. kupowac to co chce dla siebie, jako prezent dla kogos…
Ja po prostu nie zabieram ze sobą na zakupy mojego faceta.. Najlepszy sposób.
Kupuję tyko to co jest potrzebne, najczęściej według listy, a ubrania kompletuję tak, żeby zawsze coś co kupuję, pasowało do tego co już mam.
Ja, aby powstrzymać zakupy nieprzemyślane i pod wpływem impulsu, przede wszystkim nie oglądam reklam (bo w tym momencie może powstać impuls do takiego zakupu), poza tym dużo kupuję on-line, ale tylko w sklepach z ‘listą życzeń”. Dlaczego? bo jak wpiszę coś na listę życzeń to już trochę się czuję jakbym to kupiła, z drugiej strony daję sobie czas na przemyślenie sprawy (w 90% produkt z listy nie trafi do koszyka). Poza tym jak mam jakąś zachciankę (i mam świadomość, że tak to trzeba zdefiniować), zakładam, że 50% wartości muszę uzbierać sprzedając rzeczy niepotrzebne na olx.pl Ponieważ proces sprzedaży zwykle trochę trwa, to i zachcianka z czasem nawet potrafi zniknąć. Sprzedając rzeczy używane uświadomiłam sobie, że nie ma sensu kupować zbyt drogich ciuchów, okazuje się, że takie ubrania używane marki takiej czy innej potem sprzedaje się w cenie czyściwa. I takie doświadczenie bardzo zmieniło moje podejście do kupowania tzw. markowych ubrań. Ale, to wszystko co napisałam wyżej, pewnie by się nie działo, gdybym nie prowadziła domowego budżetu (robię to z powodzeniem od kilku miesięcy)- dzięki autorowi tego bloga. Dzięki Marcinie 🙂
Wszystkie standardowe taktyki wchodzą w grę, tj. lista zakupów, na zakupy zawsze z pełnym brzuchem, budżet domowe etc.
Ostatnio jednak zastanawiałem się nad wydatkami w czasie wolnym, zwłaszcza wydatkami na hobby.
Efekt, który jest opisany w artykule bardzo dobrze uwidacznia się w wydatkach na hobby, zwłaszcza gdy dopiero “zaczynamy zajawkę”. No bo przecież chcąc jeździć na nartach, to oprócz sprzętu trzeba wykupić lekcje, kupić ciuchy narciarskie, gogle, kask no i bagażnik samochodowy z mocowaniami na narty(o wypadzie w góry nie wspominam..). A pewnie jeszcze coś się znajdzie. Warto przekalkulować, bo może się okazać że znacznie lepszą opcją jest zakup samych ubrań narciarskich i wypożyczanie sprzętu, zwłaszcza że sprzęt w wypożyczalniach jest naprawdę dobry. Dzięki temu oszczędność jest widoczna na samym sprzęcie i na wspomnianym bagażniku samochodowym. Dodatkowo przy odrobinie szczęścia korzystamy z najnowszych modeli nart. Tyczy się to wielu sportów. Obecnie możliwości wypożyczenia różnorakiego sprzętu sportowego są o niebo lepsze niż jeszcze 10-15 lat temu. Dodatkowo daje nam to możliwość sprawdzenia czy aby na pewno dany sport jest “tym czymś” specjalnym dla nas.
Ale podobne sytuacje można odnieść do wielu hobby. Np. modele sterowane(te takie profesjonalne a nie zabawki z targu). Zabawa przednia, ale koszty wysokie – chyba żeby wybrać się do wypożyczalni, czy na specjalny tor. Może to zaspokoi pragnienie obcowania z takimi zabawkami dla dorosłych…
Majsterkowanie to bardzo przydatne hobby, ale czy warto kupować młot udarowy żeby skuć kilka kafelek? Są miejsca gdzie bez problemu, za nieporównywalnie niższą cenę można je wypożyczyć. A właściwie to… może sąsiad ma młot udarowy i pożyczy go za czteropak bezalkoholowego?
I tak można wymieniać w nieskończoność: czytanie, paintball, żeglarstwo, strzelectwo, gotowanie, wędkarstwo…
Nie mówię, że jest to możliwe zawsze, albo że zawsze jest to najlepszy pomysł. Są momenty kiedy warto wydać pieniądze na własny sprzęt do uprawiania hobby – jest to w pełni zrozumiałe. Mówię, że warto się nad tym zastanowić bo bywa to nieopłacalne, czasami z tak błahego powodu, że nie mamy dość czasu wolnego by zajmować się hobby tak często by obfite zakupy miały sens.
Z doświadczenia wiem, że próby zachowania dyscypliny kończą się różnie, a na pewno nie dają poczucia zadowolenia. Można robić listy zakupów, ale specjaliści od marketingu i tak wiedzą lepiej jak doraźnie coś wcisnąć. Przez internet wszystkiego kupić się nie da, poza tym to żadne rozwiązanie. Zgodnie z wspomnianym efektem Diderota po jednym zakupie internetowym przychodzi potrzeba drugiego. Dlatego oprócz oczywistych metod jak budżetowanie, nie kupowanie na głodnego czy wreszcie listy zakupów wypracowałem trzy nawet przydatne sposoby.
– Po pierwsze wypracowałem naturę, aby nie kupować od razu. Większość rzeczy nie zniknie z półek po jednym dniu. Jeżeli idę do centrum handlowego, to najpierw na rekonesans. Za kilka dni wracam. W międzyczasie mam kilka nocy na przemyślenie tematu, zastanowienie się czy to jest mi naprawdę potrzebne i czy nie ma alternatywy. W ten sposób zrezygnowałem z wielu zakupów lub wybrałem jednak inne.
– Druga metoda to budżetowanie większych wydatków. Robię listę tego co muszę nabyć do gospodarstwa domowego lub większych inwestycji osobistych. I tutaj układam, krótki plan. Znowu pytania czy potrzebuję czy nie. Ale też najważniejsze: czy w tej chwili. W ten sposób udało mi się przełożyć kilka wydatków nie obciążając się zbytnio w danym miesiącu.
– Trzeci i najważniejszy sposób to zwykła świadomość własnych potrzeb. W sensie nieco zawężonym, czyli swojej tożsamości i stylu. Wiadomo, że ubiór czy inne rzeczy mocno indywidualne są sposobem przekazu własnego ja. Dlatego staram się aby to było spójne. Nie kupuję bez wyraźnej przyczyny nowego ubrania w zupełnie innym stylu niż dotychczas tylko dlatego, że mi się spodobało. To by pociągnęło za sobą efekt Diderota, czyli do koszuli potrzebuję nowych spodni. Zachowując spójny styl dokupuję tylko niezbędne i pasujące do mnie rzeczy. Pozdrawiam
Moje metody na zakupy:
1. Stosuje system kopertowy. Wszystkie pieniądze mam rozdzielone co do grosza na poszczególne kategorie.
2. Mam 2 konta. Jedno na opłaty, drugie na nieprzewidziane wydatki.
3. Nie trzymam pieniędzy w portfelu.
4. Jeśli coś upatrzę w sklepie, to jeszcze ze 3 razy pójdę zanim kupię. Zakładam, że jeśli ma być dla mnie to nikt nie kupi zanim się zdecyduje.
5. Monitoruje ceny produktów które najczęściej się kupuje by nie być zaskoczoną nieprzewidzianą podwyżką.
6. Idę do sklepu z listą i kupuję tylko to co na niej jest.
7. Nie chodzę z dziećmi po zakupy. Jeśli kupuję dla nich to wcześniej idę z nimi bez gotówki w celu wybraniu np modelu buta i odpowiedniego rozmiaru. A konkretny zakup robię już bez nich następnego dnia.
8. Jeśli coś jest potrzebne ale nie konieczne, a mnie w tej chwili nie stać, to odkładam przez kilka miesięcy nawet.
9. Nie mam telewizji w związku z czym nie oglądam reklam, maile czytam tylko od znanych mi nadawców, a ulotki przeglądam tylko w celu sprawdzenia cen na produkty z pkt5.
A ja mam nieco nietypowy sposób na walkę z impulsywnymi zakupami. Ponieważ większość zakupów do domu, dla siebie i dla rodziny robię przez internet, w sytuacji, kiedy pojawia się impuls i nachodzi mnie nieprzeparta ochota na kupno ubrań, kosmetyków itp. po prostu wybieram to co mnie interesuje i dodaję do koszyka. Tylko, że nie finalizuję transakcji. Zostawiam taki zapełniony koszyczek, żeby sobie “powisiał” i albo sam wygaśnie, albo za jakiś czas zamykam stronę, bo już mam coś innego do zrobienia. Ubrania sobie pooglądałam, kosmetyki wybrałam, ale za nie nie płacę:)) A nazajutrz już nie pamiętam o butach czy sukience, które wydawały mi się jeszcze wczoraj takie niezbędne:))
Ja w tym celu założyłam blog o minimalizmie. Po to, by podtrzymać swoją konsekwencję. Blog to coś w rodzaju obietnicy społecznej, więc siłą rzeczy trzeba się tego trzymać, nawet w momentach słabości jest to dopingujące. Dodatkowo skłania mnie to, żeby czytać o minimalizmie, zastanawiać się, jak go osiągnąć od podstaw i aktywnie poszukiwać rozwiązań, które pozwolą mieć mi mniej i lepiej się z tym czuć. To z kolei pokazuje, mi że jest sporo ludzi z podobnymi problemami: kupowanie za dużo, bez umiaru, dla oka, pod wpływem chwili, . Nie jesteśmy z tym sami.
Jako że jak zapewne większość kobiet lubiłam wydawać pieniądze na ubrania i buty i ciągle było ich za mało, zaczęłam od ogarniania właśnie tego tematu. Z jednej strony jest mi do tego najbliżej, z drugiej jest to problem wielu osób, więc może i z moich rozwiązań ktoś skorzysta.. Widzę bowiem, że w moim przypadku to działa – klucz do sukcesu to uświadomienie sobie, ze przynajmniej w niektórych obszarach życia, mamy czegoś wystarczająco dużo (a nawet za dużo), a w niektórych za mało (np. oszczędności na czarną godzinę).
Najbardziej przykry moment na mojej drodze do zmiany, a jednocześnie najbardziej otrzeźwiający, to podliczenie, ile kosztowały rzeczy, których pozbyłam się przy sprzątaniu szafy. I mówię tu tylko o rzeczach, które były kiepskimi zakupami, czyli zostały włożone raz czy dwa i przeleżały mnóstwo czasu w szafie wciskane w kąt.
I tak właśnie myślę, że dobrym sposobem na powstrzymanie się od impulsywnych zakupów jest skrupulatny przegląd posiadanych rzeczy i prosta wycena tego, co niczemu nie służy, jest nieużywane, żałujemy, że kupiliśmy. I odpowiedzenie sobie na pytanie, czy ucieszylibyśmy się, gdyby te przedmioty zamieniły się w gotówkę 🙂 i czy którejś z tych rzeczy by nam brakowało. Na mnie podziałało bardzo otrzeźwiająco i długoterminowo. Teraz, gdy mam kupić coś, co mi się po prostu spodoba, zadaję sobie pytanie, jakie jest prawdopodobieństwo, że trafi do powyższej kategorii.
Mój sposób na impulsywne zakupy:
Kiedy jestem na zakupach i kusi mnie, żeby kupić coś zbędnego wyciągam daną sumę z portfela i odkładam ją w osobne miejsce (u mnie jest to słoik). Po jakimś czasie uświadamiam sobie, że dalej funkcjonuję bez tej rzeczy i już nawet nie pamiętam, że chciałam ją mieć, a w słoiku uzbierała się konkretna suma, którą mogę przeznaczyć na swoje przyjemności.
Przedstawiam poniżej metody na ograniczenie impulsywnych zakupów, które sam stosuję lub bym stosował:
– na pewno przed każdą taką zachcianką należy przypomnieć sobie ile zarabiamy, jakie mamy zobowiązania, bieżące wydatki – osobiście wolę to niż prowadzenie budżetów, o których mowa od kilku miesięcy na blogu Marcina. Uważam, że prowadzenie budżetów, zapisów wydatków, planowania to bardziej domena przedsiębiorstw niż konsumenta. Lepiej liczby mięć w głowie (chyba nie jest ich tak dużo, a do tego będąc w centrum handlowym możemy akurat nie mieć przy sobie komputera z naszą tabelką w Excelu) i myśleć o nich będąc w punktach handlowo-usługowych. Oszczędzamy wtedy czas spędzony przed ekranem monitora, co akurat dla mnie ma duże znaczenie, odpoczywają mi oczy po 8h pracy. Problemem może być tutaj druga połówka, być może Marcin prowadzi takie plany, budżety, aby móc powiedzieć żonie, że w tym miesiącu albo tym kwartale przekroczyliśmy budżet na ubrania i niestety trzeba odłożyć zakup nowej pary butów na kolejny okres rozliczeniowy, a że między czasie zmieni się pora roku to i potrzeba zniknie, i pieniądz zaoszczędzony” 😛 Myślę, że Marcin sam bez zapisów wie kiedy i co ma kupić, bo liczby ma w głowie. Reasumując każdy przypadek jest inny, być może niektórym osobom przyda się prowadzenie budżetu, więc więcej już nie zniechęcam,
– można przed takim zakupem pomyśleć nad przyszłymi większymi potrzebami, np. zakup samochodu, mieszkania, wyjazdu w ezgotyczne kraje – przychodzi wtedy myśl, że po co mam wydawać pieniądze na jakieś kosztowne bibeloty, jak mogę odłożyć i wydać na coś wow!
– w zależności od sytuacji w jakiej jesteśmy możemy pomyśleć na odwrót, bardziej pesymistycznie – co będzie jak stracę pracę, stanie coś złego, za co będę wtedy żył, może lepiej odłożyć coś na gorsze czasy,
– w przypadku jak nie mamy gotówki, a ktoś nam proponuje coś na kredyt to wtedy trzeba się odwołać do bloga Marcina, policzyć sobie ile ten kredyt podniesie ostateczną wartość tego zakupu w czasie, do tego warto odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego nie mam pieniędzy, czy będzie mnie stać na spłatę rat, może wtedy przyjdzie refleksja, że lepiej jednak odkładać i mieć w przyszłości gotówkę na takie ekstra potrzeby – w końcu nie zawsze musimy sobie odmawiać,
– dla tych co mają dzieci – zawsze można pomyśleć o zabezpieczeniu przyszłości dzieci, wydatkach na edukację, które pojawią się w niedalekiej przyszłości, pozostawieniu jakiegoś majątku w przypadku własnej śmierci, itd.
– takich sposobów jak pozostawianie w domu portfela i kart płatniczych nie polecam – to nie jest żadne rozwiązanie. Zdarzają się różne sytuacje losowe, trzeba mieć pieniądze zawsze ze sobą (no chyba, że akurat spacerujemy ze swoim psem pod blokiem), a czasem nawet duży limit na karcie kredytowej (np. w podróży zagranicznej), analogicznie rzecz biorąc – na problem z kaszlem palacza (pierwsze objawy odmy płucnej) bralibyśmy chętnie reklamowane preparaty na kaszel palacza zamiast po prostu rzucić palenie papierosów i zgłosić się do lekarza,
– wszystkie powyższe sposoby można łączyć, wybrać coś dla Ciebie, zależnie od sytuacji życiowej, finansowej, a nawet nastroju lub zastosować własne – problem jest taki, że przedstawione wyżej sposoby działają na mnie, bez gwarancji, że zadziałają na kogoś innego, a dla innych mogą się nawet wydać śmieszne i pozbawione sensu. Dlatego też, każdy musi wpierw sam dobrze poznać siebie, aby skutecznie zarządzać swoimi popędami 🙂
Pozdrawiam,
Hubert
PS: szczerze liczę na 60-minutowe doradzctwo finansowe z Marcinem 🙂
Kiedy mój syn był małym chłopcem, stosowałam na zakupach pewną metodę, zapobiegającą wybuchom histerii a zarazem pozwalającą na uszanowanie potrzeb malutkiego człowieka. Zawsze mieliśmy przy sobie kartkę i długopis, żeby zrobić listę rzeczy, które Maluch wskazywał, bo mu się podobały lub nęciły go smakiem. Dotyczyło to głównie zabawek, ale zdarzały się słodycze. Wcześniej zawieraliśmy układ. Ja zapisuję, a jak będę miała pieniądze kupimy jakąś rzecz z listy. Oczywiście następnym razem w sklepie, trzeba było zrealizować “zamówienie” w postaci choćby najbanalniejszej zabawki z listy. Do Malutkiego Człowieka docierało, że jest poważnie traktowany, a mnie pozwalało uniknąć niespodziewanych wydatków, przykrych sytuacji w sklepie i nauczyć syna czegoś bardzo mądrego. Początki były trudne, ale efekt spektakularny. Jak się domyślacie, metodę stosuję zarówno wobec siebie jak i innych członków rodziny. Teraz nie chodzi oczywiście o unikanie histerii ;-).
Sporo produktów, które znam i używam, kupuję w necie ze znacznym rabatem w stosunku do sklepów stacjonarnych.
Kupując nowe ubrania, staram się je dobrać do zasobów już posiadanych, choć zdarza mi się popełnić ekstrawagancję w tym temacie.
Kino czy teatr planuję korzystając z ofert promocyjnych. Książki głównie wypożyczam z biblioteki. Inwestuję w te, do których często sięgam, są dla mnie wskazówką i inspiracją.
Prowadzę budżet domowy od kilku lat.
Oczywiście hołduję zasadom robienia listy zakupów i wybieraniu się do sklepu po posiłku, a nie przed.
Rzadko jadamy poza domem. Nasze posiłki są zbilansowane i wiem co podaję na talerzu. Sporadycznie zdarza mi się wyrzucić jedzenie.
Regularnie wymieniamy części eksploatacyjne w samochodzie, co pozwala uniknąć niespodziewanych awarii i jak łatwo się domyśleć sporych wydatków.
Pilnujemy również, takich banalnych rzeczy, jak zużycie wody (prysznic zamiast kąpieli, zmywarka czy mycie naczyń w komorze zlewozmywaka w wodzie z płynem, a płukanie pod bieżącą wodą), gaszenie światła przed wyjściem z pomieszczenia, wyjmowania ładowarek za gniazdek po zakończonym cyklu czy rozsądnego gospodarowania energią cieplną w sezonie grzewczym.
Regularnie konserwujemy sprzęt AGD, co pozwala przedłużyć jego żywotność.
Anegdota rodzinna: Wiele lat temu mąż długo i namiętnie tłumaczył mi konieczność dokonania zakupu opon zimowych do samochodu ( były to czasy kiedy nie były one tak popularne i do tej pory przeciętni zjadacze chleba używali takich uniwersalnych) Argumenty, których używał docierały do mnie jak najbardziej, tylko zasób portfela na to nie pozwalał. Na co dzień to ja zajmuję się finansami domowymi i wiem ile mamy w kieszeni. Przy kolejnej rozmowie zmieniłam front i zamiast odmawiać zgodziłam się na zakup, czym bardzo zaskoczyłam moją drugą połowę. Postawiłam jeden warunek. Kiedy zabraknie mi na życie, przyjdę do niego, żeby dał mi pieniądze. Opony zimowe zostały zakupione, ale za pieniądze, które mój mąż dorobił. Czasem a nawet często niekonwencjonalne myślenie, wyjście poza schemat pozwala rozwiązać problem. Również finansowy. Trzeba tylko czasem wybić się ze ślepej uliczki.
Pozdrawiam. Kama
Moja “impulsywność” objawia się głównie w tematyce typowej dla kobiet: odzież (swoja i dzieci) i kosmetyki.
I jedyna słuszna zasada jaka działa w moim przypadku to zapisać w kalendarzu za tydzień lub dwa produkt, który mnie aktualnie uwodzi.. o jakże często okazuje się, że za dwa tygodnie nawet nie pamiętam o co mi chodziło 🙂
Jestem na krótkim urlopie i dopiero teraz mogłem zapoznać się z Waszymi komentarzami. Po raz kolejny dajecie jednoznaczny dowód na to, że największą siłą tego bloga są czytelnicy. Dziękuję Wam za znakomite komentarze i oczywiście proszę o więcej! Każdy sposób może pomóc komuś z nas w lepszym zadaniu o finanse 🙂