jak skutecznie działać

Jak skutecznie działać w nowym roku – wywiad z Jackiem Kłosińskim

10

Kolejny rok, a Twoje cele stoją w miejscu? Masz już dość złotych rad i cudzych systemów produktywności, które nigdzie nie prowadzą? Mam dobrą wiadomość – wcale nie musisz planować i działać tak jak inni. Najlepsze rezultaty osiągniesz, dobierając narzędzia i metody do swoich upodobań i preferencji. A pomoże Ci w tym Jacek Kłosiński. 

Jacek jest przedsiębiorcą i od 10 lat prowadzi blog: klosinski.net. Pomaga małym firmom rozwijać się i działać po swojemu. W ramach swojej działalności prowadzi także kursy i szkolenia, a w 2019 roku wydał książkę „Metoda Tęczówki”

Książka Jacka była jedną z najlepszych książek na temat skutecznego działania, które przeczytałem w zeszłym roku. Wyniosłem z niej bardzo dużo nowych sposobów, pomagających mi lepiej działać. Dlatego właśnie zaprosiłem Jacka na rozmowę. Wierzę głęboko, że dzięki jego podpowiedziom, wszyscy wejdziemy w nowy rok uzbrojeni w wiedzę i metody, które pomogą nam w tym roku skutecznie realizować nasze marzenia i pasje.

Zapraszam Cię do zobaczenia wywiadu z Jackiem, a na końcu artykułu, czeka na Ciebie niespodzianka oraz specjalny kod promocyjny 🙂 

Poniżej znajdziesz transkrypcję wywiadu z Jackiem: 

Cześć, Jacku.

Witam.

Dziękuję Ci bardzo serdecznie za przyjęcie zaproszenia i za chęć podzielenia się z nami Twoim autorskim przepisem na skuteczne działanie. Zanim do tego przejdziemy, opowiedz nam trochę więcej o sobie: kim jesteś i czym się na co dzień zajmujesz?

Dzięki za zaproszenie. Mega mi miło, bo też należę do twoich fanów. Ja nazywam się Jacek Kłosiński. Pomagam małym firmom w ich rozwoju. Wspieram także osoby, które chciałyby założyć taką firmę, pomagam im stawiać pierwsze kroki. Mały biznes to jest coś, co najbardziej znam i najbardziej czuję. I tym swoim doświadczeniem, przepisami, które po drodze znalazłem, staram się dzielić. Zaczynałem od bloga klosinski.net i w grudniu obchodziłem dziewiątą jego rocznicę. Teraz prowadzę podcast, mam też kanał na YouTubie. Wokół mojej działalności pojawiają się czasami takie produkty jak kursy on-line czy książka Metoda Tęczówki.

Przy okazji chciałem Ci bardzo podziękować właśnie za Metodę Tęczówki, czyli za Twoją książkę dotyczącą skutecznego działania. To hasło: działaj skutecznie, po swojemu i bez stawania na głowie, bardzo mi pomogło. Po wydaniu swojej książki, po takim bardzo pracowitym okresie, miałem chwilę oddechu. Starałem się wtedy pewne rzeczy bardziej świadomie zaplanować. 

Dostosuj narzędzia do samego siebie

Przerobiłem więc wszystkie testy z Metody Tęczówki, od dechy do dechy, przebrnąłem przez to i dlatego tak bardzo zależało mi, żebyśmy teraz, na początku roku – bo to jest świetny czas na rozmowę o takich tematach – porozmawiali o Twojej książce i  skutecznym działaniu. Ale zanim do tego przejdziemy, powiedz, jak to się stało, że wziąłeś na warsztat właśnie temat skutecznego działania.

Temat biznesu towarzyszy mi od zawsze, bo swoje pierwsze kroki biznesowe stawiałem już w liceum – łapałem wtedy pierwsze freelancerskie zlecenia. Już wtedy wiedziałem, że droga przedsiębiorczości to jest coś dla mnie. Więc na swoim jestem od początku. Od zawsze buduję mniejsze, większe firmy, realizuję się biznesowo. Nigdy nie pracowałem na etacie. Myślę, że każdy, kto jest na swoim, wie, że czas jest cenny – nie ma taryfy ulgowej. Jeśli sami czegoś nie ogarniemy, to nikt za nas tego nie zrobi. Każda godzina, w której jesteśmy mniej efektywni, kiedy nie robimy czegoś tak dobrze, jakbyśmy mogli, sprawia, że tracimy. Dlatego od zawsze interesowałem się tym, jak mogę działać lepiej. Już na studiach z zarządzania i marketingu przeczytałem książkę Getting Things Done, z której dowiadywałem się, jak pewne rzeczy realizować lepiej, np. zadania, obsługę klientów. Starałem się optymalizować swój biznes także od strony produktywności, tyle że na początku do tego źle podchodziłem. Starałem się znajdować książki, rozwiązania, które powiedzą mi, co mam dokładnie zrobić, żeby to wszystko zadziałało.

Firmę założyłem na ostatnim roku studiów. W pierwszych latach jej prowadzenia nie do końca różne rzeczy mi wychodziły. Z perspektywy czasu wiem, że chciałem iść na zbyt dużą łatwiznę. Liczyłem na to, że ktoś powie mi, co i jak mam dokładnie zrobić, i że to zadziała. Przez lata uczenia się tego zrozumiałem, że nie ma gotowego wzoru. Doszedłem więc do wniosku, że muszę wypracować własne rozwiązania. Kiedy zacząłem dzielić się swoimi doświadczeniami na blogu, rozmawiać z ludźmi, zauważyłem, że każdy z nas ma inną perspektywę patrzenia na tematy związane z zarządzaniem sobą w czasie, planowaniem, bo każdy ma inną sytuację, możliwości, cele, priorytety i talenty.

Lata praktyki, testowania i eksperymentowania pokazały mi, że personalizacja w zarządzaniu czasem jest kluczem.

Z drugiej strony mam wrażenie, że większość takich źródeł, jak książki, kursy, blogi, trochę pomija ten aspekt. Autorzy starają się iść na łatwiznę albo wręcz ją nam obiecać: mówią: Dam ci złoty przepis na sukces, zrób: raz, dwa, trzy, i staniesz się człowiekiem sukcesu, który świetnie planuje, zarządza swoim czasem. Pewnie dotyczy to też sfery finansów. Jest dużo obietnic dotyczących organizowania swoich finansów albo inwestowania. W dziedzinie produktywności to w dużej mierze się sprawdza. I dlatego w Metodzie Tęczówki starałem się pokazać tę inną stronę – to, że każdy z nas jest inny, ma swoje talenty, predyspozycje, i do tego powinniśmy dobierać rozwiązania, tworzyć plany, sposoby zarządzanie zadaniami, wyznaczać cele – właśnie zaczynając od siebie, od tego, co jest dla nas najważniejsze, jacy my jesteśmy, czego potrzebujemy. Nie szukajmy drogi na skróty, że ktoś nam poda gotowe rozwiązanie, które sprawdziło się u niego, bo to, co sprawdza się u kogoś, niekoniecznie zadziała u nas. Mimo że książek na temat zarządzania sobą w czasie i planowania jest pełno, ja postanowiłem napisać taką, która patrzy na to z innej perspektywy, nie daje gotowego rozwiązania, tylko pomaga czytelnikowi znaleźć takie dopasowane do niego. Ta personalizacja jest motywem przewodnim Metody Tęczówki.

Czyli każdy z nas ma unikalną, jedyną, niepowtarzalną tęczówkę i stąd ta swojego rodzaju inspiracja.

Ta metafora wzięła się stąd, że tęczówka to najbardziej unikatowy element naszego ciała, jest dużo bardziej niepowtarzalna niż odciski palców.

I w Twoim podejściu właśnie to mi się najbardziej spodobało: że można zastosować ten sposób zarządzania sobą w czasie, planowania i efektywnego działania do swoich unikatowych cech.

Na początek: poznaj siebie

Jacku, mamy nowy rok i to jest świetny czas, żeby się mentalnie przygotować na nowe. I jeżeli słucha nas ktoś, kto bardzo chciałby zacząć wreszcie działać naprawdę skutecznie, to od czego powinien zacząć?

Ja nazywam to etapem rozpoznania. Osobie, która chciałaby skutecznie działać, poprawić swoje umiejętności zarządzania sobą w czasie, planowania, wyznaczania celów, wycisnąć więcej z kolejnego roku, radzę zacząć od rachunku sumienia, czyli z uczciwego sprawdzenia tego, w czym jesteśmy dobrzy, jakie mamy talenty, predyspozycje, w czym nie jesteśmy za dobrzy, jakie mamy ograniczenia, czego nie lubimy, do jakiego stylu organizacji pracy się nie nadajemy. I dopiero do tego dobrać takie rozwiązania, które pomogą nam lepiej wykorzystać nasze możliwości, mocne strony, i pozwolą zminimalizować zły efekt tych nieidealnych obszarów, które każdy z nas ma.

Ja od tego nigdy na początku nie zaczynałem i to był błąd, który powodował, że te rozwiązania, które później dobierałem, były nieskuteczne, bo nie pasowały do moich potrzeb. Jest cała masa książek, które mówią: Wstawaj o 5 rano, będziesz człowiekiem sukcesu, ale nie każdy, kto zacznie wstawać o 5 rano, nim będzie, ponieważ mamy inne biorytmy, i u części osób się to sprawdzi, a u innych nie. Więc to jest jeden z przykładów tzw. wylewania dziecka z kąpielą, czyli próbujemy wpisywać wszystkich w jeden schemat, jedno rozwiązanie, które się nie sprawdza. Dlatego ja najpierw zacząłbym od rozpoznania tych swoich cech.

Pytanie: jak to zrobić i jak do tego podejść? To wszystko, o czym powiedziałem, brzmi bardzo teoretycznie, ale moim zdaniem tutaj bardzo dużo podpowiada psychologia, zarówno jako dziedzina, jak i nauka. Osobiście kojarzyła mi się ona z czymś, co skupia się na naszych negatywnych stronach, pomaga nam rozwiązać problemy tkwiące w naszej głowie. Czyli kładzie duży nacisk na problemy. Natomiast im bardziej zacząłem się interesować tym tematem, sprawdzać, jak psychologia mogłaby mi pomóc w pracy, tym bardziej przekonywałem się, że jest to dziedzina, która zajmuje się badaniem tego, dlaczego działamy tak, a nie inaczej, podejmujemy określone decyzje, a nie tylko leczeniem tych złych rzeczy, które są w naszej głowie. Więc im bardziej się tym interesowałem, tym więcej znajdowałem narzędzi, które pomogły mi zrozumieć, dlaczego w określonej sytuacji zachowuję się tak, a nie inaczej. Na przykład: dlaczego tego celu nie zrealizowałem, mimo że bardzo chciałem; co wpłynęło na moje decyzje; co sprawiło, że tak się zachowałem w stosunku do pracownika w mojej firmie. Im bardziej szukałem odpowiedzi i pomocy w psychologii, badaniach, opracowaniach, książkach, tym łatwiej było mi dobrać takie działania, cele, plany i narzędzia, które pozwalały mi lepiej działać, budować moje preferencje, mój styl, moje skłonności w określonych sytuacjach.

W książce staram się podawać konkretne narzędzia, rozwiązania, metody i testy. Dzięki ich zastosowaniu otrzyma się konkretne odpowiedzi, z których wyciągnie się wnioski. Na podstawie tych wniosków można budować dalej nasz system i opierać na nim nasze dalsze działania.

Kilka przydatnych testów 

Bardzo podobało mi się właśnie to, że tak niezwykle esencjonalnie to wszystko opisałeś, a szczególnie tę część, która mówi o właściwym rozpoznaniu samego siebie, czyli od czego zależą nasze sukcesy i porażki, co nas motywuje, jaki jest nasz styl pracy, jak współpracujemy z innymi, jakie mamy talenty, typ osobowości i jaki mamy stosunek do przyszłości. Po każdym wprowadzeniu podawałeś także link do testów, od razu można znaleźć przetestowane już odpowiedzi na te pytania. Niektóre fragmenty tej książki czytałem z moją 15-letnią córką, która jest na etapie rozpoznawania siebie, i te testy robiliśmy wspólnie. To wszystko bardzo fajnie wychodziło. Ale przeprowadzenie takiego pełnego rozpoznania wymaga czasu i wysiłku, bo trzeba te wszystkie testy faktycznie zrobić. Gdybyś mógł polecić jeden lub dwa, to które by to były i dlaczego?

W książce starałem się dać narzędzia o różnej sile rażenia. Takie, które dają małe efekty przy małym koszcie, i takie, do których można podejść w bardziej skomplikowany sposób. Są więc proste testy, które dzielą ludzi na cztery kategorie i można próbować siebie gdzieś w nich odnaleźć, ale też takie bardziej rozbudowane. Jeśli miałbym poradzić jeden lub dwa, to poleciłbym te drugie, bo te proste mogą być zbyt proste. One wtedy stanowią dodatek do tych bardziej rozbudowanych.

Poleciłbym testy bazujące na badaniach i działalności psychologa Gustava Junga, które zostały rozwinięte przez takie psycholożki jak Myers i Briggs. Stworzyły one test 16 typów osobowości, który stara się podzielić sposób naszego zachowania, myślenia, działania na cztery różne kategorie. Każda z nich ma swoje dwie strony. Na podstawie tego możemy wpadać w jeden z 16 różnych typów osobowości. Test jest darmowy.

Zrobiliśmy go sobie wszyscy w zespole. To nam bardzo ułatwiło komunikację, bo zdecydowanie lepiej się rozumiemy. Byliśmy pod wielkim wrażeniem, jak szczegółowo potrafi on opisać każdą osobę. Zdecydowanie podpisuję się obiema rękami pod testem 16 Personalities albo test Myers-Briggs.

Ten test jest bardzo popularny, ale ma też swoją rzeszę krytyków. Więc to nie jest tak, że on będzie jednoznacznie dobry i powie nam całą prawdę. Z powodu tego, że sam stosuję to podejście z książki Metody Tęczówki, że nie ma jednego idealnego rozwiązania, podaję w niej kilka testów, żeby ten obraz był pełniejszy, czyli z tego testu wyciągniemy takie wnioski, a z tego takie. Decydując się tylko na jeden test, musimy wziąć pod uwagę to, że on nie do końca będzie miarodajny, bo bazujemy tylko na jednym źródle.

Jeśli miałbym podać drugi test, który wymaga trochę większego zaangażowania i jest płatny, ale moim zdaniem warto go zrobić, to byłby to test talentów Gallupa, czyli test Strengths Finder. Jak wpiszemy w wyszukiwarce talenty Gallupa, to na pewno szybko go znajdziemy. Przeprowadzenie go kosztuje kilkadziesiąt złotych [105 zł wersja podstawowa – top 5 talentów, 255 zł wersja rozszerzona – 34 talenty].

Warto go zrobić, dlatego że wyniki tego testu są jeszcze bardziej złożone. Tam jest kilkadziesiąt kategorii, do których możemy wpaść, więc ten model jest dużo bardziej plastyczny, a materiały, z których później będziemy korzystać, żeby wyciągać wnioski, uczyć, dowiadywać się więcej na temat siebie na podstawie wyników, są bardzo rozbudowane. 

W internecie znajduje się pełno blogów, podcastów poświęconych temu tematowi, wśród nich jest też polski podcast prowadzony przez Dominika Juszczyka. Mając wyniki i znając już pięć swoich największych talentów, odnajdziemy całe odcinki podcastów, wpisy na blogach na temat tego, jak dane osoby z tym typem talentów mogłyby lepiej działać, organizować swój czas, pracę i inne sfery życia. Robiąc jeden test, otrzymujemy dostęp do bezpłatnej wiedzy, która pozwoli nam wyciągnąć więcej wniosków na temat siebie samego. Tak więc test 16 osobowości i test Gallupa to takie dwa rozbudowane, ogólnoświatowe rozwiązania, które mają background w formie darmowej wiedzy w internecie o tym, co możemy dalej zrobić, mając w rękach wyniki tych testów.

Czyli to są dwa najważniejsze, a Ty w swojej książce wskazujesz kilka dodatkowych. Pozdrawiamy też serdecznie Dominika Juszczyka, który w ubiegłym roku był gościem mojego podcastu. Zdecydowanie potwierdzam, że w bardzo fajny sposób uczy tego, jak budować na swoich mocnych stronach.

Sposoby, techniki i narzędzia

W książce Metoda Tęczówki napisałeś, że osiągnięcie dowolnego celu zależy od dwóch czynników. Pierwszy to osoba, która ten plan realizuje, czyli jej umiejętności, talenty, sposób myślenia, ograniczenia, ale ważny jest też drugi składnik, czyli sposoby, techniki, narzędzia, które wykorzystujemy. Jakie sposoby, techniki i narzędzia opisałeś w Metodzie Tęczówki i dlaczego właśnie te?

Starałem się, żeby ta książka była konkretna, aby nie było w niej lania wody, i aby odbiorca to czuł. I faktycznie udało się to osiągnąć, ale wymagało to ode mnie przesiania setek narzędzi, metod i wybrania z nich najlepszych albo najbardziej uniwersalnych pod kątem tego, by można je było przerabiać i dostosowywać do siebie. W samej książce opisałem ponad 40 różnych narzędzi i sposobów, więc trudno byłoby mi je wszystkie tu opisać, ale starałem się je podzielić na pięć kategorii.

Pierwsza grupa dotyczy tego, jak lepiej zarządzać zadaniami, obowiązkami, jak sprawić, by nie czuć się tym wszystkim przytłoczony, zrobić tam porządek. Następna to narzędzia, które mówią o tym, jak to przesiać, czyli nadać priorytety, zrobić hierarchię, bo nie wszystko jest warte robienia albo nie wszystko wykonamy od razu. Kolejna grupa narzędzi pomaga nam przejść do działania. Jak już mamy uporządkowane wszystko to, co musimy zrobić, określiliśmy cele, plany, znamy ich kolejność, to jak się zabrać do działania i przejść do tego najważniejszego etapu, czyli realizacji.

Później jest taki rozdział, który dotyczy bardzo ważnego problemu. Mike Tyson kiedyś powiedział, że plany są super i warto je robić, ale nawet najlepszy plan nie przetrwa, kiedy dostaniesz pięścią w twarz. Więc jak robię sobie plan, to zaczynam zastanawiać się, co się stanie, jak dostanę pięścią w twarz, i robię wtedy plan B. Wydaje mi się, że taką największą pięścią w twarz, jaką dostałem, był brak koncentracji z powodu tego, że wszystko się rozjeżdża, bo pojawia się życie, kwarantanna, kusi nas Facebook. Małe i duże rzeczy przeszkadzają nam i sprawiają, że nawet te najlepsze metody nie zadziałają. Z tego powodu w książce zamieściłem rozdział o koncentracji, skupieniu, utrzymaniu tego dobrego kierunku. Ostatni rozdział dotyczy tego, jak to wszystko na końcu zweryfikować. Bo oprócz tych przeszkód dużym problemem jest to, że robimy plany, a po dwóch miesiącach sprawdzamy, jak nam idzie ich wykonywanie. A wydaje mi się, że takie przeglądy należy robić regularniej, np. codziennie, trzymać rękę na pulsie.

Każde z narzędzi, które opisuję, staram się przedstawiać jako elastyczne, takie, które można dostosować do siebie, przerobić, zmodyfikować. Daję podpowiedzi, dzięki którym dopasujemy je do siebie, np. na podstawie tych wniosków z pierwszego rozdziału rozpoznania. Jeżeli do tych 40 narzędzi dodamy różne ich warianty, to tych możliwości zrobi się znacznie więcej. Co więcej, poprosiłem czytelników mojego bloga o to, żeby podpowiedzieli swoje pomysły na to, jak oni realizują plany, opisali swoje podejście do zarządzania sobą w czasie. I fragmenty ich wypowiedzi też się w treści książki przewijają jako taka inspiracja. Dzięki tym wspólnym wnioskom czytelnik stworzy własne, dopasowane do siebie narzędzie.

Spróbuj poeksperymentować 

Czy musimy znać wszystkie te narzędzia, żeby je dostosować do siebie, czy może są jakieś takie bardziej uniwersalne?

Zdecydowanie nie jest tak, że musimy znać je wszystkie. Bo na pewno wszystkie narzędzia nie będą do nas pasowały. To nie jest tak, że ja korzystam na co dzień z nich wszystkich. Każdy z nas powinien zrobić swój system zarządzania zadaniami i organizacji pracy. U niektórych ludzi system ten będzie uwzględniał trzy elementy, u innych pięć, ale one będą zupełnie różne. Ja starałem się stworzyć taki skondensowany podręcznik, poradnik, żeby można było znaleźć odpowiednie dla siebie narzędzie, które będzie się sprawdzało. I to przerabianie jest bardzo ważne.

Jednym z narzędzi jest praca w blokach czasowych. Ja bardzo lubię z tego korzystać. Swego czasu to mi pomogło w organizacji mojej pracy. Bloki czasowe polegają na tym, że pracujemy nie wg listy 20–30 zadań na dany dzień i lecimy jedno po drugim, tylko ubieramy je w bloki: godzinne, dwugodzinne itd. Do takiego bloku przypisujemy zadania podobnego typu, tematu, czynności. Popularną formą tej pracy jest technika Pomodoro, która zakłada 24-minutowe bloki. Robimy listę zadań na 24 minuty, staramy się to wszystko w tym czasie zrobić. Chwila przerwy i bierzemy się za kolejne 24 minuty. Technika Pomodoro wzięła się od kuchennego czasomierza, który wyglądał jak pomidor. Niestety u mnie 24 min zupełnie się nie sprawdziły. Jak pierwszy raz skorzystałem z tej metody, to nim się obejrzałem, timer dzwonił, a ja dopiero zaczynałem się skupiać. 

Później zrozumiałem, że praca w blokach ma sens, ale muszę przetestować inne długości tego bloku. Okazało się, że godzina jest dla mnie idealnym rozwiązaniem. Pracuję z timerem już od wielu lat. Teraz już jestem tak wytrenowany, że jak zaczynam się męczyć i gorzej mi idzie, to timer wskazuje 58 min. To mi pokazuje, że ja dokładnie wiem, kiedy pracuję godzinę, bo czuję to po sobie. I nie wiem, co było pierwsze: czy ja aż tak bardzo się wytrenowałem w tych godzinnych blokach, czy jednak odnalazłem takie, które najbardziej do mnie pasują, bo tak jestem skonstruowany.

Chodzi o to, by dobrać narzędzia do siebie, sprawdzić, przeeksperymentować. Nie trzeba korzystać z nich wszystkich, ale warto wypróbować ich jak najwięcej, w różnych wariantach, opcjach, żeby znaleźć te, które najbardziej do nas pasują.

Mogę to tylko potwierdzić, bo od wielu lat interesuję się efektywnym działaniem – przy prowadzeniu biznesu jest to bardzo potrzebne i pomocne. Przetestowałem wiele metod, część z nich zupełnie się u mnie nie sprawdziła. Na przykład praca w blokach czasu sprawdza się świetnie. Całą moją książkę napisałem dzięki temu, że co rano pierwsze trzy godziny, podzielone na trzy jednogodzinne odcinki, poświęcałem właśnie pisaniu książki.

Marcin, Ty zdecydowanie jesteś tu dla mnie wzorem. W podcaście opowiadasz, jak pisałeś książkę, jak do tego podchodziłeś, planowałeś. Ja podcastów słucham tylko na siłowni, dlatego zawsze na nią chodzę taki uśmiechnięty. I uśmiech wywołuje u mnie to, jak jesteś zorganizowany i fajnie do tego podchodzisz. Dlatego, Marcin to zdecydowanie osoba warta wzorowania się.

Pamiętaj, że nic nie jest czarno-białe

Bardzo dziękuję. W Twojej książce podoba mi się to, że po każdym rozdziale występuje sekcja głos rozsądku. Przytaczasz w niej takie trzeźwiące ciekawostki, np. 23% osób poświęca więcej czasu na tworzenie listy zadań niż na jej późniejszą realizację. Dlaczego zdecydowałeś się na to rozwiązanie?

Chciałem pokazać, że te rzeczy, które opisuję, nie są czarno-białe. Jeśli ja mam cały rozdział o tym, że warto robić sobie listę zadań, to na końcu chciałem zasygnalizować, że z tą listą zadań można przesadzić. Ludzie poświęcają za dużo czasu na jej robienie, zamiast część już poświęcić ogarnianiu tych rzeczy. Więc mi bardzo zależy na tym, żeby to, o czym piszę, nie zabrzmiało jak taki złoty przepis, typu: zawsze rób to, to i to – bo ze wszystkim można przesadzić. I że to jest kwestia eksperymentowania, testowania. Nie ma drogi na skróty. Warto podejść do tego z otwartą głową i przesiać to przez sito własnych doświadczeń, własnej sytuacji. Ten głos rozsądku ma być taki: wiesz, jak to zrobić, jakie są zalety, dorzuciłem taką gorzką pigułkę, że to nie zawsze działa, wyciągnij z tego średnią i zrób to tak, żeby zadziałało u ciebie. Te głosy rozsądku dodałem na końcu, ale wydaje mi się, że są one dobrym zaakcentowaniem Metody Tęczówki i tego podejścia personalizacji i customizacji, które zakłada, że nie wszystko jest idealne dla każdej osoby.

Planowanie wpada w paradoks brokuła

Wiele osób uważa, że planowanie zabija spontaniczność, a robienie planów sprawia, że nasze życie staje się monotonne i mało ciekawe – co Ty o tym myślisz?

Ja bardzo często spotykam się z tym stwierdzeniem. Mam nawet na to określenie. Ja to nazywam paradoksem brokuła. Masz taki brokuł i jak zapytasz mojego pięcioletniego synka, czy brokuł jest smaczny, to okaże się, że brokuł to jego wróg numer jeden. Natomiast jeśli zapytasz moją żonę, która jest wegetarianką, czy brokuły są OK, to ona odpowie, że super, brokuły są świetne.

Paradoks brokuła polega na tym, że on jest zarazem smaczny i niesmaczny. A ten biedny brokuł jest cały czas ten sam. 

Wydaje mi się, że z planowaniem, ale pewnie też z wieloma innymi technikami, narzędziami czy dziedzinami, jest tak samo; finansami również. To są narzędzia same w sobie, one nie są ani dobre, ani złe, one niczego nie zabijają. To sposób, w jaki my to zrobimy, nasz subiektywizm sprawiają, że to planowanie staje się dla nas złe. Masz prawo uważać, że planowanie zabija spontaniczność, i masz prawo go nie lubić, ale pod warunkiem, że uznasz to za twoją subiektywną ocenę bazującą na twoim doświadczeniu i twojej sytuacji. Bo są osoby, które lepiej działają, kiedy wszystko dobrze zaplanują, dokładnie zrobią, a są osoby, którym większa spontaniczność da lepsze efekty.

Ja, jako Jacek Kłosiński wolę lepiej rzeczy zaplanować, bo się wtedy mniej stresuję. Mniejsze planowanie, większa spontaniczność sprawiają, że ja się bardziej stresuję i działam gorzej, ponieważ czuję, że nie mam kontroli i nie trzymam ręki na pulsie. Z kolei są ludzie, których będzie stresowała odwrotna sytuacja: wszystko jest rozpisane punkt po punkcie, ramy sztywne – zbyt wiele ograniczeń zabije ich elastyczność, poczują mniejszą swobodę i będą mniej kreatywnie pracowały. Wydaje mi się, że to zawsze zależy od tego, kim Ty jesteś, jaki masz styl, co lubisz. Co na Ciebie działa lepiej, co gorzej. I z planowaniem, mierzeniem czasu, ustawianiem bloków czasowych, budżetem domowym jest tak samo. Te rzeczy, które zadziałają u Ciebie dobrze, u kolegi, który je wypróbował za twoją radą, nie sprawdzą się. Po prostu: każdy z nas jest inny, planowanie nie stanowi tu wyjątku.

Ja na co dzień korzystam z Nozbe i tam sobie wrzucam przypominajki na różne zadania. Średnio raz w miesiącu wyskakuje mi task, który zatytułowałem Spontanicznie kupić żonie kwiaty, czyli spontaniczność połączona z planowaniem, systemowe rozwiązanie.

Działa? Działa. Trzeba znaleźć rozwiązania, które działają u nas i nie przejmować się tym, że ktoś to źle interpretuje.

Sztuka wyznaczania priorytetów

Jacek, bez względu na to, co znajduje się na naszej życiowej liście zadań, nie ma szans, że zrobimy wszystko. Musimy znaleźć priorytety, czyli to, co jest naprawdę dla nas najważniejsze. Tylko jak to zidentyfikować?

Priorytety to złożony temat. Inaczej powinniśmy podejść do ich ustalania, kiedy ktoś wysyła nam świetną propozycję biznesową. Pytanie, czy mamy na to czas, możliwości, czy robić tę nową rzecz, czy dalej to, co robimy. A inaczej powinniśmy do nich podejść, kiedy ustalamy funkcje naszej aplikacji mobilnej i zastanawiamy się, co w niej wdrożyć najpierw, bo mamy mniej środków. Inaczej też powinniśmy podejść do ustalania priorytetów w codziennej pracy nad listą zadań. W książce starałem się podać takie rozwiązania, które będzie można zastosować w ramach różnych sytuacji. Czasami sprawdzają się proste metody i rozwiązania.

Jestem dużym zwolennikiem tzw. zjadania żaby, czyli najważniejsze, najgorsze i najtrudniejsze zadanie robimy najpierw. Dzięki temu reszta dnia stanie się lżejsza. Po angielsku nazywa się to MIT – most important task, najważniejsze zadanie dnia. Ale są ludzie, u których to się nie sprawdza. Rozmawiam często z czytelnikami i kiedyś radziłem im, żeby zaczynali od najważniejszej rzeczy. Wielu z nich narzekało, że to się nie sprawdza, bo oni potrzebują rozgrzewki, czyli pół godziny przeznaczają na kawę, maile, zrobienie trzech, czterech prostych rzeczy, żeby wejść w rytm i się skupić, a dopiero wtedy zabrać się za ten swój największy task. Czyli kolejny raz personalizacja, nawet w takim małym aspekcie.

Są też metody bardziej zaawansowane. Ja najbardziej lubię sposób o nazwie action priority matrix. Dzieli on zadania na podstawie tego, ile wysiłku coś wymaga, oraz ile korzyści z tego wyciągniemy. Czyli jak mamy dwie osie – coś wymaga mało wysiłku i dużo wysiłku, coś daje dużo korzyści i mało korzyści – to naturalnie stwarza nam cztery bloki. I od zadań, które dają dużo korzyści i mało wysiłku, powinniśmy zacząć. Są też zadania, które dają mało korzyści, a wymagają dużo wysiłku, więc w ogóle ich nie powinniśmy robić albo je oddelegować. My często o tym zapominamy, mamy listę zadań do zrobienia i nie zastanawiamy się, ile wysiłku będzie to kosztowało, jakie to nam da korzyści. Czasami widać to od razu. Coś będzie wielkim wysiłkiem, a da dużo korzyści, np. napisanie książki. Ale często nawet w codziennej pracy, kiedy mamy pięć zadań na dany dzień, to nie widać od razu, od czego powinniśmy zacząć.

Nie rozrysowuję sobie tej macierzy na kartce i nie robię tego formalnie, ale choćby na pierwszy rzut oka stwierdzam, co będzie mi najłatwiej zrobić, co z kolei da duże korzyści. Więc takie proste myślenie o priorytetach za pomocą rachunku zysków i strat już daje większe efekty. U mnie się to sprawdza. W książce natomiast opisałem wiele innych metod, które można zastosować.

Jak zacząć działać?

Znamy już siebie, zrobiliśmy rozpoznanie, wyznaczyliśmy priorytety. Ale to nie wystarczy, bo trzeba jeszcze przejść do działania. Nawet najlepszy plan, który zostanie na papierze, nic nie da. Więc o zrobić? W jaki sposób zmusić się do działania?

Poruszyłeś dwa tematy. Moim zdaniem nie warto się zmuszać. Zawsze kiedy zaczynamy się zmuszać, coś jest nie tak. Jest taka teoria odwróconego „u”. Chodzi o wykres w kształcie odwróconej litery „u”, który pokazuje, jak działa na nas stres. Pokazuje on, że do pewnego poziomu przymus daje nam wyższe efekty, ale jak z tym przesadzimy, to one spadają. Więc takie zmuszanie się nie pomaga. Jestem zwolennikiem rozpoczynania działań od takich kroków, które sprawią, że czynności staną się łatwe, przyjemne i krótkie. Na mnie dobrze działa rozbijanie zadań na małe części i robienie dosłownie jednej małej rzeczy. Jeśli miałby milion złotych kredytu do spłacenia, to rozbiłbym go na mniejsze zadania, np. sprzedaj książkę X, zarób za nią 20 zł na OLX-ie i masz 20 zł do spłacenia miliona kredytu. Wystawienie tej książki na OLX jest takim mikrozadaniem, które przełoży się na większy task.

Każda osoba potrzebuje trochę innego stopnia szczegółowości w ramach tych mniejszych kroków, ale zauważyłem, że jeśli czujesz, że musisz się zmuszać do jakiegoś zadania, że ono ci nie idzie, to jest to powód fizjologiczny. Twój organizm mówi ci, żebyś tego nie robił, bo zmarnujesz za dużo energii, a ona może być ci potrzebna. Zaraz może cię zaatakować tygrys szablozębny, a Ty będziesz potrzebował tej energii. Te atawistyczne odruchy są w nas bardzo silne. Dlatego wszelka praca i wysiłek spotykają się z takim oporem. Więc im łatwiejsze zadanie do wykonania, tym ten opór będzie mniejszy, bo tej cennej energii zużyjemy mniej. Więc jeśli czujesz, że nie możesz się do czegoś zabrać, zmotywować, to dlatego, że to zadanie jest za trudne, za duże, za złożone i to cię przytłacza. Więc ja bym rozbił to na mniejsze części i zaczął od małych kroków. Jeden procent, ale codziennie, to zdecydowanie lepiej niż zmuszanie się, tydzień nierobienia nic i zabrania się do tego, i dopiero po tygodniu robimy 20% z wielkim cierpieniem.

Czyli kroimy zadania na małe kawałki, które nas nie przerażają.

Jest taka metafora: jaki jest najlepszy sposób na dobrą formę i budowanie mięśni? Nie opuszczać treningów. Ja się z tym zgadzam. Ludzie, którzy trenują, oglądają do 23 filmiki typu: Jak ułożyć kciuk na sztandze, żeby efekty były lepsze? – rano nie mogą wstać i na tę siłownię w ogóle nie idą.

Skupiamy się na detalach, niepotrzebnych rzeczach, zapominając o podstawach: działajmy 1%, pojawiajmy się w tej pracy, odhaczajmy rzeczy z tego naszego dużego celu i małymi krokami do przodu.

Najwięcej rzeczy zrobiłem w ten sposób i przynajmniej u mnie się to sprawdziło.

Podobnie jak metoda jednej pompki, czyli żeby zaplanować zrobienie jednej pompki, bo jak już zrobimy tę pierwszą, to przychodzi ochota na kolejne. Z zadaniami jest tak samo.

Co to znaczy – działać skutecznie

Czym właściwie jest skuteczne działanie?

Skuteczne działanie to takie, które daje efekty. Można robić dużo, ale z tego nic nie wychodzi. A skuteczne działanie jest tym odwrotnym, czyli wracając do tej macierzy korzyści, to jest to zadanie, które daje nam efekty, korzyści, w namacalny sposób udało nam się coś osiągnąć.

Zapytałeś mnie, skąd wzięło się u mnie zainteresowanie tym tematem. Gdy przy pisaniu książki zastanawiałem się, o co chodzi z tą produktywnością, po co my to robimy i po co ja to w ogóle piszę, doszedłem do wniosku, że dużo ludzi ma problem z osiąganiem efektów, na których im zależy. Więc te metody i narzędzia mają nam pomóc realizować zadania, nie chodzi zatem o same plany, tylko o działanie, żeby posunąć się nawet o mały kroczek, ale do przodu. Więc każde działanie, które zbliża nas do naszego celu, jest skuteczne. I te narzędzia mają pomóc w tym, aby tych skutecznych działań było więcej. To da nam więcej efektów w krótszym przedziale czasu, np. żebyśmy osiągnęli większe korzyści przy mniejszym wysiłku, czasowym, finansowym itd.

W skutecznym działaniu piękne jest to, że summa summarum jesteśmy mniej wyczerpani, mniej zmęczeni, kosztowało nas to mniej wysiłku, a mamy większe efekty. A osoby działające w sposób nieświadomy często urobią się po kokardy, namęczą i nie są usatysfakcjonowane efektami. Więc zdecydowanie warto w ramach swojego rozwoju sięgnąć również po to skuteczne działanie.

Często jest tak, że my mamy np. długą listę zadań, robimy pierwsze, drugie, trzecie, dziesiąte i na koniec dnia czujemy, że robiliśmy dużo, ale efekty nie są zadowalające. I czasami wystarczy inaczej spojrzeć na te zadania, inaczej je ułożyć, inaczej podejść do naszej pracy, do naszych bloków czasowych, trzymając się tych wszystkich przykładów, które już powiedziałem. Okazuje się, że przy takim samym wysiłku energetycznym i czasowym robimy dwa razy więcej. Nie chodzi o zamienianie się w robota czy efektywność dla samej efektywności, tylko o to robienie więcej rzeczy, które dają nam korzyści przy mniejszym wysiłku.

A co Twoim zdaniem najbardziej przeszkadza ludziom w skutecznym działaniu?

Powiedziałem o tej pięści w twarz. Ja dużo czasu w swojej pracy poświęciłem temu, żeby pomagać ludziom, którzy pracują kreatywnie, czyli tym, którzy żyją z wymyślania, pomysłów, siedzą przy komputerze, tworzą różne koncepcje. Wydaje mi się, że u współczesnego człowieka największym tego typu problemem jest brak szeroko rozumianej koncentracji, bo w mózgu dzieje się za dużo. Czyli człowiek ma za dużo różnych kontekstów, niuansów, o zbyt wielu rzeczach musi pamiętać, zbyt wiele rzeczy walczy o naszą uwagę. 

Jest takie fajne porównanie, że współczesny człowiek w ciągu jednego dnia otrzymuje tyle informacji, bodźców, kontekstów z otoczenia, ile człowiek w średniowieczu przez całe swoje życiu. I my jako ludzie nie mamy lepszego mózgu, w sensie naszych zdolności poznawczych, od czasów średniowiecza. Mamy praktycznie taki sam mózg, a jednak tych informacji jest znacznie więcej. I to zaczyna być dużym problemem dla współczesnego człowieka, szczególnie takiego, który stara się pracować głową, bo ten mózg przeciąża się różnymi śmieciowymi informacjami. 

Więc ja, w mojej książce i w ramach mojego samodzielnego poszukiwania sposobu poradzenia sobie z tym, zauważyłem, że porządek, przejrzystość, system organizacji zadań, mierzenie czasu pracy i różnego rodzaju inne techniki sprawiają, że głowa się odciąża i skupia się tylko na tym, co mamy do zrobienia. Problemy z koncentracją i brakiem produktywności, efektywności wiążą się z tym, że chcemy za dużo rzeczy upchać w tej naszej głowie i ona wtedy po prostu nie wyrabia.

Jak jeszcze pracowałem w banku, byłem takim młodym, zaangażowanym w pracę pracownikiem, młodym wilczkiem i wychodziłem z niej z teczką pełną dokumentów, segregatorów do przejrzenia w domu. Mój starszy kolega, który był trochę bardziej doświadczony, wychodził sobie latem w garniturze, ręce w kieszeni, nie miał nic. Ja tak do niego mówię: Michał, a co ty się tak wyluzowałeś? Gdzie ty masz swoją teczkę? A on mówi do mnie: Wiesz, rzeczy ważne mam w głowie, a nieważne w… Więc to też jest jakiś sposób na to, żeby faktycznie mieć jasność i przejrzystość tego, czym będziemy się w danej chwili zajmować.

Michał zdecydowanie ustalił priorytety.

Nie miał bałaganu w głowie, on dokładnie wiedział, że idzie do domu i nie zamierza przejmować się tym, czym zajmował się w pracy. Bardzo mi tym zaimponował. Z czasem tę jego metodę sam zacząłem stosować.

Czy warto śledzić postępy?

Kolejne pytanie dotyczy weryfikacji naszych postępów. Wspomniałeś, że warto właśnie nie zaglądać do tego, czy nam idzie dobrze, czy źle, raz na dwa miesiące, tylko regularnie. Jak weryfikować nasze postępy i dlaczego warto to w ogóle robić?

To jest bardzo ważne i temu poświęciłem cały rozdział na temat koncentracji i weryfikowania. Niestety często to się lekceważy i nie chce nam się tego podsumowania i kontroli robić. Można byłoby to porównać do następującej sytuacji: dlaczego ktoś ma od 20 lat prawo jazdy, jeździ codziennie i jest nadal słabym kierowcą? – innymi słowy: ktoś robi coś codziennie, często, ale nadal słabo mu to wychodzi? Dzieje się tak, dlatego że za mało świadomie podchodzi do tej czynności i za mało wyciąga wnioski, podsumowuje i szuka ulepszeń. Tak samo jest z naszą pracą, organizacją czasu i zadań.

Jeśli od pół roku realizujemy jakiś cel, ale nadal słabo nam to wychodzi, to być może dlatego, że słabo zastanawiamy się nad samą realizacją. Gdybyśmy zrobili sobie takie spojrzenie wstecz, zauważyli to, co nam dobrze wychodzi, co nam nie wychodzi, co nam się sprawdza, co nie sprawdza, jak coś ulepszyć, co zminimalizować, to osiągnęlibyśmy lepsze efekty.

Badania też to potwierdzają. Przeprowadzano je wśród dwóch grup pracowników, jednej polecono robić podsumowanie na koniec dnia. To byli ludzie zajmujący się sprzedażą, więc tę efektywność łatwo było policzyć. Istotna okazała się korelacja pomiędzy tym, że ktoś robił chociażby 15 min podsumowania na koniec dnia – co mu poszło, co mu nie wyszło, co może jutro zrobić lepiej – a osobom, które tego nie robiły. Z tego wynika, że nawet taka prosta weryfikacja działa.

Jest taka bardzo prosta metoda, którą nazywam robieniem min. Polega ona na tym, że mając wypisanych kilka rzeczy do zrobienia, my lubimy je odhaczać. Te miny polegają na tym, żeby zamiast odhaczania przypisać poszczególnym elementom listy ocenę. Na przykład uśmiechnięta mina oznacza, że poszło mi super, smutna – co mogę zrobić następnym razem, żeby to się udało. Chodzi o taką refleksję, wyciąganie wniosków i to już pomaga osiągać lepsze efekty.

Było też badanie, które miało za cel sprawdzić, co nas najbardziej motywuje do robienia, co sprawia, że chce nam się pracować, i co nas najbardziej demotywuje. W badaniu tym kilkaset osób musiało prowadzić przez pewien okres czasu dziennik i robić w nim każdego dnia podsumowanie, co się udało, co się nie udało, dlaczego jestem zmotywowany, co było dziś złe i dlaczego nie chce im się pracować. Wnioski były jednoznaczne: zadowolenie osób z pracy wynikało z robienia przez nich postępów. To nawiązuje do tego, co powiedziałem wcześniej – poczucie robienia postępu nas motywuje. Czynnik, który sprawia, że nam najbardziej się chce, to poczucie, że idziemy do przodu. Powodem tego, że ktoś miał zły dzień, było to, że miał poczucie, jakby zupełnie nic nie zrobił danego dnia. Więc lepiej zrobić jedną mikrorzecz, kiedy nam się zupełnie nic nie chce i zupełnie nie możemy się już skupić i skoncentrować. Lepiej posunąć się do przodu o te pół procent, niż nie robić nic i mieć poczucie porażki.

Jestem osobą, która wydała własne dzienniki. Pokazałem w nich system ich prowadzenia. Dziennik piszę od wielu lat i uważam, że to bardzo pomaga. To podsumowanie tego, jak mi poszło, jakie były przyczyny mojego niepowodzenia i jak im zaradzić. Wyciąganie wniosków i podsumowania są ważne, bo pozwalają nam zauważać te małe postępy, które robimy. A te postępy z kolei przekładają się na to, że nam się chce, zyskujemy motywację i chęć do działania. Warto to robić nawet w takiej prostej formie.

Przykład skutecznego dnia

Jak w praktyce wygląda Twój skuteczny dzień?

Trudno mi się nie uśmiechnąć, jak słyszę to pytanie, dlatego że jestem teraz w domu na kwarantannie. Słychać w oddali dzieciaki. Obecne warunki nie należą do optymalnych ze względu na te różne covidowe sytuacje. Natomiast jeśli miałbym bazować na rytmie, który miałem przez lata, to taki skuteczny dzień polega na tym, że uwielbiam wstawać wcześnie. Wstaję ok. 5 rano. Idę na siłownię. Lubię trenować rano. Siłownia wtedy jest pusta. Odpalam sobie podcast. Wracam do domu ok. 7.30 i mam poczucie, że już zrobiłem jedną dużą rzecz dla siebie, dało mi to dużo energii. Treningi są bardziej dla zdrowotności. Zacząłem je z konieczności, bo miałem problemy z plecami, ale teraz mi tego brakuje i cierpię, że siłownie są zamknięte i nie mam możliwości, żeby tam pójść i zacząć dobrze dzień. Po przyjściu z siłowni zawożę synka do przedszkola. I po powrocie do domu, od 9 do 16, mam czas na pracę. Ja pracuję z domu razem z moją żoną. W zależności od tygodnia, od projektów, które realizujemy, ten czas na pracę bardzo się różni. Czasami coś nagrywam, czasami piszę. Mam bardzo dużo różnych zadań, w związku z tym ciężko byłoby to sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika, ale niektóre elementy tego dnia są stałe.

Na pewno taką podstawą dla mnie jest to, że ja sobie wprowadziłem jakiś czas temu tzw. dni tematyczne. Jednego dnia staram się trzymać jednego wątku. Robię sobie jeden dzień na nagrywanie, zamiast dwóch godzin nagrywania, dwóch tworzenia jakiejś umowy itd. Dużo łatwiej jest mi zorganizować te zadania. I to jest przykład pracy w blokach czasowych, tylko w bardzo zaawansowanym wydaniu, bo jeden blok może trwać jeden dzień. W ramach takiego dnia tematycznego mimo wszystko robię bloki godzinne. Staram się dzielić te zadania. Czyli jeśli zajmuję się researchem do artykułu, filmu lub książki, to dzielę to na bloki: np. godzina researchu w tym miejscu, godzina w tamtym miejscu, podzielone przerwą.

W ramach jednego bloku robię różne zadania, które są skupione wokół jednego wątku. Najpierw robię research w książkach na dany temat, potem w internecie. Nie skaczę pomiędzy książką a internetem. Tak proste dzielenie bardzo u mnie działa i wiąże się z kolejną rzeczą, czyli mierzeniem czasu pracy. Już jestem tak wytrenowany, że ten licznik czasu jest dla mnie obowiązkowy. Nie zdarza mi się w ogóle zapomnieć go włączyć. On pomaga mi się skupić i daje mi kolejnego kopa. Dzięki temu wiem, że dana godzina ma być przeznaczona na daną rzecz i nie zaburzam wyników tego licznika innymi zadaniami. Później wyciągam z tego wnioski, np. ile czasu zajęło mi zrobienie jakiegoś kursu, nagrywanie materiałów, ile pracowałem w kwietniu. To mi ułatwia planowanie. Lubię bazować na takich danych, bo daje mi to pełniejszy obraz. Jeśli miałbym zrobić następny kurs, to wiem już, ile czasu zajęło mi zrobienie poprzedniego, więc mogę to dokładniej zaplanować.

Około 16 jadę do przedszkola po synka. My mamy dwupoziomowe mieszkanie. Ja zajmuję antresolę, która jest naszym biurem, a na dole mamy część mieszkalną: sypialnię, kuchnię, pokój dzienny. Jak już przyprowadzę synka, to nie wchodzimy więcej na górę. To jest takie nasze fizyczne odcięcie od pracy, bo antresola nie ma drzwi, więc nie możemy zamknąć biura. Ja mam poczucie, że nie pracuję jakoś specjalnie dużo. Jest to siedem godzin, ale w to wliczone są posiłki. To mi wystarczy, aby osiągnąć te efekty, na których mi zależy. A ten czas dla rodziny jest dla mnie bardzo ważny. Jestem takim family guyem. Rodzina to dla mnie priorytet. Więc elementem dobrego dnia jest czas spędzony z moją rodziną, z dziećmi, pobawienie się lego, pójście na lody, jak jest fajna pogoda. Na końcu są inne obowiązki typu gotowanie, zakupy.

Po południu staram się też uwzględnić chociażby jakąś mikronaukę. Raz w tygodniu mam angielski. Czytam książki, słucham podcastów. Chcę mieć poczucie, że chociaż o jeden procent więcej się czegoś dowiedziałem, bo na tym bazuje moja praca. Kiedy przestanę się uczyć i rozwijać, to wszystko się u mnie zatrzyma, więc każdego dnia staram się czegoś więcej dowiadywać.

Czyli coś dla zdrowia, coś dla biznesu, coś dla rodziny i jeszcze na koniec ta mikronauka. Bardzo podoba mi się określenie mikronauka, od razu przypomina mi takie zdanie Charliego Mungera, który powiedział: Staraj się każdego wieczoru zasypiać odrobinę mądrzejszy, niż wstawałeś rano.

Tak, chociażby odrobinę. Przeczytaj jedną stronę książki, ale jednak przeczytaj. Czasami to naprawdę dużo daje, otwiera. Ja zawsze staram się uwzględniać te małe kroki, tym bardziej że zauważyłem brak możliwości, żeby usiąść w weekend na pięć godzin i przerobić jakiś kurs on-line od „a” do „z”. W związku z tym przerobiłem to na takie mikrokroki, i to faktycznie działa.

Super. Jacek, dziękuję ci bardzo serdecznie za wiedzę, którą się z nami podzieliłeś, za Twoją pasję, energię i entuzjazm. Zdecydowanie polecam Metodę Tęczówki, książkę, która pomogła mi jeszcze bardziej poukładać mój sposób działania. Przygotowałeś niespodziankę dla widzów, słuchaczy i czytelników podcastu Finanse bardzo osobiste. Powiedz dwa słowa o kodzie rabatowym na Metodę Tęczówki.

Pomyślałem, że jeśli ktoś po tej rozmowie chciałby zobaczyć, co jest w środku tej książki i miałby ochotę ją poczytać, to mogę wziąć wysyłkę na siebie i ta wysyłka z użyciem w naszym koszyku kodu „FBO2021” będzie darmowa, więc płacicie tylko za książkę. Mam nadzieję, że ona chociaż trochę pomoże Wam zacząć lepiej 2021 rok.

Kod promocyjny ważny do 10 stycznia 2021:

FBO2021

link do książki: https://klosinski.net/metodateczowki/

Bardzo dziękuję, Jacek. Powiedz jeszcze, gdzie znajdziemy książkę i więcej informacji na twój temat.

Książkę znajdziecie pod adresem metodateczowki.pl, natomiast więcej informacji na mój temat pod adresem: klosinki.net. Tam jest mój blog, linki do mojego podcastu oraz książki. Mam też swój kanał na YouTubie. Przez te dziewięć lat prowadzenia bloga uzbierało się dużo artykułów na temat pracy kreatywnej, prowadzenia małego biznesu. Jeśli kogoś to interesuje, to mam nadzieję, że znajdzie tam coś ciekawego dla siebie.

Wszystkie linki umieścimy w notatkach do dzisiejszego odcinka. Jeszcze raz, Jacek, bardzo serdecznie ci dziękuję za dzisiejsze spotkanie.

Ja również dziękuję. To był dla mnie zaszczyt, że mogłem z Tobą porozmawiać. Mam nadzieję, że chociaż troszkę udało mi się komuś pomóc.

Linki do materiałów wymienionych w audycji:

 

Mam nadzieję, że słuchanie/czytanie rozmowy z Jackiem dało Wam tyle samo radości, co mnie jej prowadzenie. Jacek podsunął naprawdę konkretne wskazówki, dzięki którym można zacząć działać już dziś. Ale to nie wszystko. Poniżej znajdziesz arkusz do planowania celów finansowych, który stworzyłem wspólnie z Jackiem. Pomoże Ci rozpracować Twoje cele i przekuć je na konkretny plan działania:

Jak skutecznie działać

Plik do realizacji finansowych celów 2021

Teraz już nie ma wymówek. Mamy wiedzę i narzędzia, reszta zależy już tylko od nas samych. Będę Wam bardzo wdzięczny za kilka słów do Jacka w komentarzach – dajcie znać, czy rozmowa Wam się podobała i jak wykorzystacie arkusz.

Jeżeli podobał Ci się ten artykuł, może zainteresuje Cię moja książka o inwestowaniu – „Finansowa Forteca”. W podobny sposób jak tutaj na blogu- prosto i merytorycznie – tłumaczę w niej, jak inwestować skutecznie i mieć święty spokój. Szczegóły poznasz TUTAJ.

PODOBAJĄ CI SIĘ ARTYKUŁY NA BLOGU?

Dołącz do ponad 45 513 osób, które otrzymują newsletter i korzystają z przygotowanych przeze mnie bezpłatnych narzędzi pomagających w skutecznym dbaniu o finanse.
KLIKNIJ W PONIŻSZY PRZYCISK.

PLANUJESZ ZACIĄGNĄĆ KREDYT HIPOTECZNY
I NIE WIESZ OD CZEGO ZACZĄĆ?

To zupełnie naturalne. Kredyt hipoteczny to ogromne zobowiązanie, które przygniata przez kilkadziesiąt lat. W dodatku mnóstwo osób bardzo za niego przepłaca. Przygotowałem kurs Kredyt Hipoteczny Krok po Kroku, aby uzbroić Cię w niezbędną wiedzę i dać narzędzia do wygodnego podjęcia najlepszych dla Ciebie decyzji. Chcę Ci pomóc w znalezieniu kredytu hipotecznego, który:

✅ w bezpieczny sposób pomoże Ci zrealizować marzenie o własnym mieszkaniu czy domu,
✅ nie obciąży nadmiernie budżetu Twojej rodziny,
✅ będzie Cię kosztował tak mało, jak to tylko możliwe,
✅ szybko przestanie być Twoim zobowiązaniem, bo sprawnie go spłacisz.

Powiadom
Powiadom o
guest
10 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze