Czy to już akcyjna bańka? Jak inwestować gdy boisz się giełdowego krachu?
Podcast: Odtwarzaj w nowym oknie | Pobierz (Czas trwania: 19:52 — 30.9MB) | Umieść link
Subskrybuj: Apple Podcasts | Spotify | Android | RSS
Boisz się, że na giełdzie mamy bańkę spekulacyjną? Zainwestujesz, ceny akcji runą, a Ty stracisz swoje pieniądze – tego typu obawy powstrzymują przed inwestowaniem bardzo wiele osób. Stawmy więc wspólnie czoła temu strachowi. Wycisnąłem dla Ciebie esencję z kilkuset stron raportów na temat obecnej sytuacji na rynku. Podzielę się z Tobą najważniejszymi wnioskami i razem poszukamy odpowiedzi na pytanie: Czy rzeczywiście dzisiejszy rynek akcji stoi nad przepaścią?
Kiedy piszę ten artykuł (marzec 2024 r.), indeks akcji globalnych zalicza szczyt wszech czasów – all time high (ATH). Wyznaczanie przez indeks nowych maksimów samo w sobie oczywiście nie jest niepokojące. Ale tym razem, na szczyt nałożyły się 3 czynniki, przez które analitycy coraz częściej zastanawiają się, czy duże wzrosty wycen spółek są naprawdę uzasadnione:
- Wzrost wycen był bardzo mocny w krótkim czasie.
- Rynek akcji (na przekór rynkowi obligacji) nie boi się recesji.
- Lokomotywą wzrostów cen akcji na całym świecie był już nawet nie pojedynczy, amerykański rynek akcji, a zaledwie 7 konkretnych, amerykańskich spółek.
W koszyku największych amerykańskich spółek 493 firmy podrożały na giełdzie od początku 2023 r.o 17%. W tym samym czasie akcje pozostałych spółek S&P 500 (TOP 7 indeksu): Apple, Microsoft, Alphabet, Amazon, Nvidia, Meta Platforms i Tesla podrożały o ponad 90%+. Widać to wyraźnie na poniższym wykresie:
Linie pokazują procentową zmianę wartości koszyka akcji – niebieska to „Siódemka Wspaniałych” (tak analitycy nazywają 7 gigantów rynku amerykańskiego: Apple, Microsoft, Nvidia, Google, Amazon, Meta i Teslę), linia granatowa to 500 największych spółek amerykańskich (czyli indeks S&P 500), a czerwona to ten indeks bez „Siódemki Wspaniałych” (potocznie nazywa się go wtedy „S&P 493).
Dlaczego temat bańki jest teraz bardzo żywy w mediach?
Pewnie zauważyłeś na wykresie, że w zaledwie 13 miesięcy, „Siódemka Wspaniałych” odnotowała wzrost cen akcji aż o 75% większy niż pozostałe spółki z indeksu. Nic dziwnego, że komentatorzy rynku zaczynają coraz częściej wspominać o możliwej bańce spekulacyjnej. Większość firm z wielkiej siódemki to przecież firmy z sektora technologicznego, a jak na złość dokładnie 24 lata temu (w marcu 2000 roku) pękła bańka internetowa. Wyobraźnia zaczyna pracować. Czy w związku mamy już gotowy przepis na wielki krach? Powoli! Nie wyciągaj pochopnych wniosków.
Kiedy możemy mówić o bańce spekulacyjnej?
Jeśli śledzisz ten blog od jakiegoś czasu i znasz „Finansową Fortecę” (#MarkaWłasna) doskonale wiesz, że sam wykres cen nie przesądza o niczym. Nawet jeśli pnie się do góry i swoim kształtem przypomina kij hokejowy. Najważniejszą kwestią jest określenie, z jaką sytuacją mamy do czynienia. Czy ceny oderwały się od wartości akcji, a może przeciwnie – wzrost ma tak naprawdę solidne podstawy? I właśnie ustalenie tego pomoże nam określić, czy obecna sytuacja na rynku może być uznawana za bańkę spekulacyjną. Do jej zaistnienia potrzebujemy kumulacji trzech problemów:
- Bardzo wysokich wycen (to co innego niż wysokie ceny!)
- Nieracjonalnych oczekiwań biznesowych
- Nadmiernego i wszechobecnego optymizmu na rynku.
W dalszej części artykułu weźmiemy pod lupę wszystkie trzy obszary.
Bardzo wysokie wyceny
Zaczynamy od wycen, czyli tego, ile inwestorzy są w stanie zapłacić za bieżący i przyszły biznes spółki (lub spółek) w danym koszyku. Już na wstępie chciałbym Cię uczulić na jedną, ważną kwestię – nie ma sprawdzonego sposobu na to, żeby jednoznacznie i obiektywnie określić, czy akcje danej spółki są drogie, czy tanie. Dlaczego? Bo akcje to „towar” znacznie bardziej skomplikowany niż np. koszula w sklepie. W przypadku koszuli jesteś w stanie dotknąć materiał, sprawdzić metkę i na tej podstawie stwierdzić, czy przyczepiona do niej cenówka jest adekwatna do prezentowanej na wieszaku wartości. Z akcjami sprawa nie jest taka prosta, ale mimo wszystko – spróbujemy.
Wskaźnik cena/zysk w kolejnych 12 miesiącach
Żeby uzyskać ogólny ogląd sytuacji, posłużę się prostym wskaźnikiem cena/zysk w kolejnych 12 miesiącach (po angielsku: Forward P/E). Wiem – to dość prymitywne narzędzie, to rozwiązanie jest naszpikowane wadami, ale z drugiej strony, wskaźnik ten jest bardzo popularny i najłatwiejszy do zastosowania w naszych rozważaniach. W mojej ocenie będzie wystarczający do określenia ogólnego zarysu obecnej sytuacji. Jak to wygląda w praktyce? Im wyższy wskaźnik cena/zysk, tym droższe akcje. Przyjrzymy się sytuacji na trzech poziomach. Żeby zdiagnozować czy i gdzie jest drogo, zaczniemy od najszerszej grupy akcji, a potem pod lupę weźmiemy coraz węższe koszyki – regionalne i krajowy.
Najwyższy poziom
Na najwyższym poziomie akcji globalnych zebranych indeksem MSCI ACWI wskaźnik Forward P/E wynosi ok. 17. To dużo czy mało? Cóż – wyceny są podwyższone, ale daleko im do historycznych maksimów z czasów bańki internetowej (rok 2000), gdy wskaźnik przekraczał 25:
Niebieska linia wyznacza poziom wskaźnika cena/zysk dla koszyka akcji wchodzących w skład indeksu MSCI ACWI, od początku obliczania tego indeksu (w 1987 r.). W tej wersji wskaźnika za zysk przyjmuje się konsensus oczekiwanych przez analityków zysków operacyjnych wszystkich spółek wchodzących w skład indeksu, w okresie kolejnych 12 miesięcy (to właśnie wspomniany przeze mnie we wprowadzeniu do tej części wskaźnik Forward P/E). Szarymi słupkami zaznaczono okresy recesji. Zwróć uwagę, że obecny poziom wskaźnika (17,7) jest na niższym poziomie, niż był wielokrotnie w latach 90.
Co by się musiało stać, żebyśmy mogli mówić o powtórce z roku 2000? W bardzo dużym uproszczeniu, jeśli wszystkie warunki pozostałyby bez zmian, to globalne akcje musiałyby zdrożeć jako koszyk jeszcze o ok. 50%, żeby wyceny na tym wskaźniku doszły do poziomu z bańki internetowej. W porządku – mamy omówiony najwyższy poziom. Przejdźmy teraz oczko niżej, do poziomu regionalnego.
Poziom regionalny
Do omówienia poziomu regionalnego posłużę się bardzo ciekawym wykresem przygotowanym przez Goldman Sachs Global Investment Research:
Każdy słupek reprezentuje wskaźnik wyceny dla danej część globalnego rynku akcji w ujęciu regionalnym za okres ostatnich 20 lat (do końca lutego 2024 r.). Od lewej są to następujące regiony: Stany Zjednoczone, rynki rozwinięte, rynek globalny, Japonia, Europa, Azja rozwinięta bez Japonii i wreszcie – rynki wschodzące. Za wskaźnik wyceny znów przyjęto relację ceny akcji do oczekiwanego dla spółek z danego regionu zysku w kolejnych 12 miesiącach (Forward P/E). Czarna kreska obrazuje przedział, w jakim wskaźnik wycen znajdował się w 80% obserwacji. Szary kwadrat pokazuje średni poziom wskaźnika. Pomarańczową kropką zaznaczono wartość tego wskaźnika na dzień publikacji (druga połowa lutego 2024 r.).
Na podstawie tego wykresu ja wyciągam dla siebie wniosek, że na poziomie regionalnym drogo jest tylko na giełdach w USA, gdzie obecny wskaźnik Forward P/E wynosi ok. 21. Ciężko mówić o drożyźnie w innych regionach, gdzie wskaźnik jest w okolicach średniej z ostatnich 20 lat – w Japonii to ok. 15, w Europie ok. 13, w Azji bez Japonii (np. Hong Kong) ok. 13, na rynkach wschodzących ok. 12. Rynek amerykański, jako dominujący w globalnych koszykach akcji podnosi wskaźnik Forward P/E dla rynków rozwiniętych (MSCI World) do ok. 18 i dla całego globalnego koszyka akcji (AC World) do ok. 17. Wiemy już, że drogo jest tylko na giełdach w USA. Poziom regionalny mamy omówiony, a zatem – pójdźmy o krok dalej. Przybliżamy nasz mikroskop o kilka przesunięć pokrętła i przechodzimy do poziomu krajowego.
Poziom krajowy
Kiedy weźmiemy pod lupę już sam rynek amerykański, okazuje się, że problematycznym punktem w kontekście wycen jest 10 największych spółek w USA (w tym wymieniona na początku tego artykułu „Siódemka Wspaniałych”). Owszem – poziom wycen tych firm jest podwyższony, ale w mojej ocenie jest jeszcze daleko do ekstrawagancji z czasów pandemii COVID-19 czy bańki internetowej. Co więcej, podobna sytuacja (czyli taka, w której największe spółki z indeksu są relatywnie droższe od reszty) występowała w historii bardzo często. Dokopałem się do bardzo ciekawego wykresu, który świetnie to pokazuje:
Linie pokazują poziom wskaźnika Forward P/E (cena/oczekiwany zysk w kolejnych 12 miesiącach) dla największych amerykańskich spółek. Niebieska linia to wskaźnik dla TOP 10 spółek o najwyższej kapitalizacji, a granatowa – dla 490 pozostałych spółek wchodzących w skład indeksu S&P 500. Już wiesz, że im wyżej, tym drożej. Zwróć jednak uwagę na to:
- jak długo historycznie utrzymywała się premia wyceny TOP 10 oraz
- jak duża dysproporcja bywała historycznie pomiędzy wycenami tych koszyków spółek.
Dzisiejsza różnica w wycenach pomiędzy TOP 10 i pozostałymi 490. spółkami nie jest wcale rekordowa i na pewno daleko jej do poziomu z czasów banki internetowej.
Dlaczego akurat te spółki są drogie?
Pamiętaj, że TOP 10 spółek amerykańskiego indeksu to prawdziwi giganci – trafia do nich co piąty dolar ulokowany w globalne akcje (stanowią ok. 20% rynku). Żeby dać Ci jakiś punkt odniesienia – cała polska giełda to zaledwie ok. 0,2% światowego rynku. Ten rozstrzał z pewnością działa na wyobraźnię. No dobrze, w takim razie zadajmy kluczowe pytanie, które pozwoli nam ocenić sytuację: Dlaczego inwestorzy z całego świata są skłonni płacić więcej za dolara zysku z tych gigantycznych spółek, niż za tego samego dolara zarobionego przez inny biznes?
Możesz stwierdzić, że chodzi o dobry marketing, albo o zaślepienie inwestorów, ale w mojej opinii odpowiedź leży gdzie indziej. Chodzi o wzrost. Zwróć uwagę, jakiego typu firmy wchodzą w skład „Siódemki Wspaniałych” – mamy tam Microsoft, Apple, Nvidię, Amazon, Meta, Teslę i Google. Jeśli choć odrobinę śledzisz dziejącą się na naszych oczach rewolucję AI, z pewnością masz świadomość, że to właśnie te firmy mają z nią najwięcej do czynienia. Posuwają gospodarkę i technologię do przodu. Tworzą innowacyjne rozwiązania i gromadzą najlepszy na rynku talent i kapitał ludzki. To właśnie te firmy tworzą najszybsze czipy, systemy sztucznej inteligencji, genialnej jakości elektronikę i software. Ich produkty i usługi naprawdę trudno jest skopiować. Zwróć też uwagę, jak działają na rynku – jeśli jakiś start-up działa na określonym polu od nich lepiej, po prostu dokupują go do swojego portfolio (nie wierzysz? To sprawdź, kto ma udziały w OpenAI odpowiedzialne za czat GPT). Za tym rozmiarem i innowacyjnością idą jeszcze dwie rzeczy – siła politycznego lobbingu, żeby wpływać na decyzje polityków oraz strategiczne znaczenie dla USA jako wciąż światowego hegemona.
Czy za wyjątkowością idą też efekty?
Wiemy już, że firmy z czołówki indeksu są wyjątkowe. Ale czy idą za tym też wyjątkowe efekty biznesowe? Czy to tylko moda związana z rewolucją AI, czy też – faktycznie idą za tym zyski? W odpowiedzi na to pytanie pomoże nam kolejny wykres. Amerykańskie spółki od 15 lat zwiększają swoje zyski szybciej, niż firmy z innych krajów. Na poniższym wykresie zobaczysz, że przyglądając się bliżej amerykańskiemu rynkowi to największe firmy technologiczne w USA (czyli nasze rozważane TOP 10 indeksu) pod kątem wzrostu zysków zostawiły daleko w tyle resztę swojej krajowej konkurencji:
Granatowa linia to udział 10 największych pod względem kapitalizacji spółek amerykańskich w kapitalizacji całego indeksu S&P 500. Linia niebieska to udział w oczekiwanych zyskach firm z tego koszyka. Zwróć uwagę, że rosnącej dominacji TOP 10 towarzyszy wzrost oczekiwanych zysków. Oliwy do ognia dolewa fakt, że w ostatnich kwartałach największe spółki indeksu dowoziły lepsze wyniki od tych stale rosnących oczekiwań. Wniosek? Technologiczni giganci stanowią dziś ok. 1/3 kapitalizacji indeksu S&P 500, ale ten wzrost koncentracji stoi na solidnym fundamencie znacznego wzrostu zysków tych firm. Generują aż 1/4 zysków całego koszyka.
Widzę więc dobre powody, dlaczego te spółki są droższe, a ich wyceny mogą dalej utrzymać się znacznie powyżej średniej. To ogromna różnica względem bańki internetowej, gdy biznes większości dot.com-ów stał na chwiejnych nogach, albo wręcz tylko sprzedawał marzenia. Omówiliśmy szczegółowo kwestię wycen, przejdźmy teraz do kolejnego czynnika, który musi wystąpić, żeby móc nazwać to, co się dzieje na rynku bańką. Do nieracjonalnych oczekiwań biznesowych. Czy oczekiwania na przyszłość zaszyte w cenach akcji są odklejone od rzeczywistości? Sprawdźmy to.
Oczekiwania inwestorów
Jak się pewnie domyślasz, nie da się po prostu zmierzyć poziomu oczekiwań setek tysięcy inwestorów. Przy zakupie akcji nikt nie wypełnia ankiety, czego dokładnie oczekuje po spółkach, w które inwestuje. Ale podobnie, jak robiliśmy to w temacie wycen, przy tym czynniku także możemy posłużyć się pewnymi przybliżeniami. Skupimy się oczywiście na rynku amerykańskim, bo to na nim działają spółki z naszego TOP 10.
Na dziś średnia prognoz analityków zakłada, że 2024 r. będzie lepszy biznesowo dla spółek z indeksu S&P 500. Sprzedaż ma wzrosnąć o 5%, a zyski o 11%. To brzmi zupełnie normalnie… dopóki nie dołożymy do naszej układanki dwóch kolejnych, trochę niepasujących klocków: spodziewanego spowolnienia gospodarki i nierównomiernego rozłożenia oczekiwań inwestorów. Omówmy teraz krótko oba te elementy.
Spodziewane spowolnienie gospodarki
W tym samym czasie, gdy sprzedaż firm ma według analityków rosnąć, ekonomiści spodziewają się, że gospodarka spowolni. Teoretycznie oczywiście da się to pogodzić, ale w mojej ocenie, byłaby to niezła gimnastyka. Bardzo interesujący jest dla mnie fakt, że analitycy zakładają tylko spowolnienie gospodarki, a nie recesję, która w ocenie ekonomistów pozostaje przecież realnym zagrożeniem. Co więcej – nastroje na rynku obligacji wskazują, że recesja jest w USA bardzo prawdopodobna już w końcówce tego roku. Pojawia się więc pytanie, czy w obliczu ewentualnej recesji oczekiwania inwestorów na temat wzrostu sprzedaży i zysków spółek nie są trochę na wyrost. Zanim spróbujemy na nie odpowiedzieć, przejdźmy do drugiego klocka, który nie pasuje do naszej układanki.
Nierównomierne rozłożenie oczekiwań inwestorów
Powiedzieć, że oczekiwania co do wzrostu biznesu rozkładają się nierównomiernie, to jak nic nie powiedzieć. Praktycznie cały ciężar spodziewanego rozwoju biznesu spoczywa na TOP 10 indeksu. Możesz pomyśleć, że ma to też dobre strony – skoro cała nadzieja w złotej dziesiątce, to pozostałe 490 firm z indeksu ma bardzo nisko ustawioną poprzeczkę, żeby przebić oczekiwania. Ale popatrz na to też z drugiej strony – giganci technologiczni często padają ofiarą swojego własnego sukcesu. Nie trzeba daleko szukać – w 2022 r. spadkom cen akcji przewodziły te firmy, które były najbardziej rozchwytywane na fali postpandemicznej narracji o wielkiej rewolucji technologicznej. W tym te ogromne firmy, które wciąż pozostają w gronie „Siódemki Wspaniałych”. Rozdmuchane oczekiwania zderzyły się z podwyżkami stóp procentowych i rzeczywistością biznesową, w której rozwój wymaga czasu. Dziś sytuacja ma sporo podobieństw. Wzrost biznesu „Siódemki Wspaniałych” był tak imponujący, że na kolejny rok oczekuje się od nich aż kilkudziesięcioprocentowego wzrostu zysków. To trochę tak, jakby od szóstkowego ucznia oczekiwać, że każdego roku będzie wygrywać coraz to więcej olimpiad. W końcu osiągnie swój limit. I to samo tyczy się gigantów technologicznych. Choć historycznie zdarzały się skrajne przypadki wieloletnich, bardzo dużych wzrostów, w mojej ocenie dzisiejsze oczekiwania są wyśrubowane.
Czy oczekiwania inwestorów są odklejone od rzeczywistości?
Czy biorąc pod uwagę dwa opisane wyżej elementy, możemy stwierdzić, że oczekiwania inwestorów są nieracjonalne? Narracja o rewolucji AI rozpaliła apetyt na coraz większe efekty biznesowe. Sądzę, że naiwnym byłoby nie doceniać potencjału nowych technologii, ale sęk w tym KIEDY I JAK ten potencjał się zrealizuje? Pamiętaj, że analitycy rynkowi najczęściej tworzą swoje raporty, biorąc pod uwagę krótki horyzont czasu: 1-2 lata. Wizja zakrojonych na skalę całej gospodarki korzyści ze sztucznej inteligencji może potrzebować nieco więcej czasu na urzeczywistnienie.
Miej też na uwadze, że im dalej wybiegamy z wizją w przyszłość, tym mniej jasne staje się to, kto i w jaki sposób wygra w dziejącej się na naszych oczach rywalizacji biznesowej. Im dalej w las, tym więcej drzew – analogicznie w dłuższym horyzoncie czasu wielu firmom mogą się zdarzyć błędy i potknięcia. Im więcej przyszłości inwestorzy chcą uwzględnić i uzasadnić w bieżącej cenie akcji, tym łatwiej o pomyłkę.
W mojej opinii, inwestorzy trochę się zagalopowali, ALE też niesprawiedliwe byłoby nazwanie dzisiejszych oczekiwań odklejonymi. Użyłbym słowa: optymistyczne. Gdy połączymy podwyższone wyceny z optymistycznymi oczekiwaniami, wielu komentatorom zapala się dziś lampka ostrzegawcza. Ja mam przed oczami raczej obrazek rezerwy paliwa w samochodzie niż ryk czerwonej syreny w schronie atomowym. Niemniej widać pole do rozczarowań. A skoro już mówimy o rozczarowaniach, przejdźmy teraz do ostatniego składnika baniek – nadmiernego optymizmu inwestorów kupujących za wszelką cenę. Sprawdźmy, czy mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją.
Nadmierny optymizm na rynku
W klasycznej wersji powiedzenia z 1929 r. występował pucybut, ale w polskich realiach przyjęło się mówić, że jeśli nawet taksówkarz mówi Ci, jak inwestować w akcje to znaczy, że najwyższa pora uciekać z rynku. Chodzi oczywiście o sytuację, w której większość nowego kapitału dostarczają inwestorzy kupujący na ślepo, często ignorujący wszelkie ryzyko. Takie osoby mają niezachwiane przekonanie, że ceny akcji będą stale rosnąć. Nawet jeśli słyszą głosy doświadczonych inwestorów, które przestrzegają przed takim podejściem, ślepi optymiści natychmiast je odrzucają.
Rynkowi pesymiści mogą w tym miejscu wytknąć trzy bardzo ważne kwestie:
- Coraz więcej inwestorów kupuje ETF-y, a te inwestując pasywnie, kupują „jak leci” – w ogóle nie wdając się w coś takiego jak ocena wartości spółek.
- Z kolei profesjonaliści, którzy tej wartości się przyglądają, zarządzając aktywnie portfelami i tak muszą kupować „drogie” firmy z czołówki, żeby nie zostać w tyle za konkurencją.
- Do tego dochodzi nowa fala inwestorów indywidualnych zauroczonych kryptowalutami, podpuszczani przez fanatyków z YouTube, którzy obiecują z miniatur stukrotne pomnożenie kapitału.
Czy więc rzeczywiście mamy do czynienia z ekstremalnym optymizmem inwestorów indywidualnych? Poszukajmy kontrargumentów, w czym pomoże nam kolejny wykres:
Niebieska linia pokazuje proporcję odpowiedzi w ankiecie sentymentu Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych. Odczyt powyżej zera wskazuje, że w ostatnich 3 miesiącach dominowały tzw. „bycze nastroje” tj. pozytywny sentyment odnośnie dalszych perspektyw rynku akcyjnego. Z kolei odczyt poniżej zera wskazuje na dominację „niedźwiedzi”, tj. inwestorów oczekujących pogorszenia koniunktury na rynku. Skrajnie wysoka, dodatnia proporcja byków do niedźwiedzi może być sygnałem euforycznego sentymentu, co idzie w parze ze zwiększoną wrażliwością rynku akcji na rozczarowania. Zwróć uwagę na obecny poziom na tle historycznych odczytów. Jak widzisz, wcale nie osiągnęliśmy żadnego ekstremum optymizmu ankietowanych inwestorów indywidualnych, choć bez dwóch zdań dominuje optymizm.
Inwestorzy lubią sektor technologiczny od lat
Jak zobaczysz na poniższym wykresie, owszem – profesjonalnie zarządzane fundusze mocniej od zeszłego roku obkupiły się w sektor technologiczny, ale poziom zaangażowania nie odbiega od tego, jak wyglądał w ciągu ostatnich 15 lat:
Granatowe słupki obrazują odpowiedzi ankietowanych zarządzających portfelami akcji z całego świata, badanych w cyklicznym raporcie Bank of America Merrill Lynch zatytułowanym „Global Fund Manager Survey”. W jednym z pytań eksperci deklarują czy w zarządzanych przez siebie portfelach utrzymują więcej, czy mniej akcji spółek z sektora technologicznego, niż wynikałoby to z indeksu, który próbują pobić (benchmark). Jak to interpretować?
- Granatowy słupek powyżej zera oznacza, że eksperci deklarują, że utrzymują większe zaangażowanie w spółkach technologicznych, niż sugerowałby ich benchmark. Mówimy wtedy o przeważeniu (overweight, OW) sektora technologicznego.
- Odwrotnie, gdy słupek jest poniżej zera – waga sektora technologicznego jest wtedy (wg deklaracji) niższa niż w benchmarku i możemy mówić o niedoważeniu względem benchmarku (underweight, UW).
Jak widzisz, z odpowiedzi ekspertów wynika, że w krótkim czasie przeszli z niedoważenia do przeważenia spółek sektora technologicznego w swoich portfelach. Ale zwróć też uwagę, że takie podejście, było domyślne po kryzysie finansowym z 2008 r. (zaznaczyłem Ci to na wykresie czerwonym prostokątem).
Wierni do bólu
Na koniec naszych rozważań o optymizmie na rynku przytoczę Ci jeszcze jeden argument, który rzadko pada w dyskusji – niektórzy inwestorzy mogą być po prostu wierni do bólu wybranym akcjom. Trochę tak jak osoby z jabłkowymi telefonami i komputerami pewnie wolałyby odgryźć sobie rękę niż przesiąść się na Windowsa czy Androida. Przykład inwestorów Tesli pokazał w ostatnich latach, że fundamenty biznesowe mogą nie mieć specjalnie znaczenia, gdy inwestorzy są pewni, że długofalowo chcą mieć daną akcję w portfelu. W nomenklaturze krypto powiedzielibyśmy, że nie wypuszczają jej z „diamentowych dłoni”. Myślę, że na giełdzie zawsze ścierają się tysiące różnych interesów, horyzontów czasowych i każdy gra w swoją grę, która z jego perspektywy może być racjonalna. Ale mimo wszystko – nie czuję, żebyśmy mieli dziś do czynienia z plagą naiwnie optymistycznych inwestorów. Zaraz przejdę do podsumowania i podzielę się z Tobą moją opinią, ale najpierw, krótkie przypomnienie.
To dobry moment na krótkie przypomnienie: Pamiętaj, proszę, że wszystkie prezentowane na blogu materiały mają charakter wyłącznie edukacyjny i informacyjny i są wyrazem prywatnej opinii autorów. Zapoznaj się, proszę, z dokładną informacją prawną, którą znajdziesz na końcu tego artykułu.
Jaki werdykt? Czy będzie krach na rynku akcji? MOJA opinia
Wyceny wskaźnikowe, oczekiwania zysków, sentyment i przepływy kapitału to tylko część argumentów, które usłyszysz w dyskusji o tym, czy grozi nam krach na rynku akcji. W każdym argumencie może być ziarnko prawdy, ale ŻADEN nie da Ci pełnego obrazu i wiążącej odpowiedzi. Pewnie zwróciłeś uwagę, że przy każdym punkcie byłem w stanie pokazać jakieś „ALE”. I o tym chciałbym, żebyś pamiętał – w inwestycjach ZAWSZE każdy kij ma dwa końce, a opinie łatwo się wypowiada, dopóki nie musisz za nimi postawić swoich pieniędzy. Dlatego przestrzegam Cię zarówno przed pogonią za entuzjastami, jak i przed nadmiernym topieniem się w narzekaniach fatalistów.
W mojej opinii nie jesteśmy dziś w ekstremalnym wychyleniu rynku akcji, a mówienie o bańce jest jeszcze przedwczesne. Szczególnie że tym razem zupełnie pominąłem rozważania o ewentualnych interwencjach polityków i bankierów centralnych, którzy pokazali w ostatnich latach, że każdy potencjalny kryzys są gotowi zasypać świeżo wydrukowaną gotówką. Trafne wydaje mi się określenie, że rynek punktowo się pieni, choć ma to całkiem sensowne uzasadnienie w biznesowych fundamentach tych spienionych spółek. To niełatwy trend do przełamania, bo ich biznesy pozostaną silne. Czy jednak na tyle, by dalej być lepszą inwestycją niż reszta tańszych spółek? To już zupełnie inne, dużo bardziej skomplikowane pytanie.
Czy więc globalny rynek akcji stoi nad przepaścią? Pewnie chcesz usłyszeć zero-jedynkową deklarację – tak czy nie? Niestety nie jesteśmy w stanie przewidywać przyszłości i absolutnie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie z całkowitą pewnością. Na szczęście inwestowanie w akcje wcale nie musi być wróżeniem z fusów. Podzielę się z Tobą teraz moim podejściem – co ja robię, żeby pośród wielu niewiadomych inwestować świadomie i na swoich zasadach. Choć przepis jest prosty, wcale nie jest łatwo go zastosować – staram się skupić na tym, na co mam wpływ.
Jak inwestować w świecie pełnym niewiadomych?
Nie zmienię tego, że nawet bez spekulacyjnej bańki, rynek akcyjny raz na jakiś czas spada o kilkadziesiąt procent. To zupełnie normalne. Zamiast szukać najlepszego momentu na inwestycje, realizuję konsekwentnie swoją strategię. Co w jej ramach robię, żeby czuć się spokojny w obliczu spienionego rynku? Kupuję akcje na raty, dywersyfikuję je innymi klasami aktywów, wydzielam sobie oddzielny portfel agresywny z suchym prochem na spekulacyjne zakupy. Jeśli słuchałeś Finansowej Fortecy, to dla Ciebie nic nowego. Czego nie robię? Na pewno nie gonię za historycznymi wynikami. Trzymam się globalnego indeksu akcji, zamiast podbijać ryzyko dedykowanymi ETF-ami na sektor technologiczny, spółki wzrostowe, czy nawet cały rynek amerykański. Im większa koncentracja w portfelu, tym większa spekulacja na jakąś konkretną wersję przyszłości, a tego unikam w portfelu długoterminowym.
Tyle ode mnie w temacie bańki na rynku akcji. Jestem bardzo ciekawy Twojej opinii, więc napisz, proszę, w komentarzu, jak Ty obstawiasz. Czy czeka nas wkrótce krach na rynku akcji, a może technologiczni giganci mają przed sobą jeszcze kolejne lata wzrostów? Będę Ci wdzięczny za wpisanie uzasadnienia swojej opinii. Liczę na bardzo ciekawe dyskusje 🙂 Do zobaczenia w komentarzach!
Proszę zapoznaj się z poniższą informacją.
Jeżeli podobał Ci się ten artykuł, może zainteresuje Cię moja książka o inwestowaniu – „Finansowa Forteca”. W podobny sposób jak tutaj na blogu- prosto i merytorycznie – tłumaczę w niej, jak inwestować skutecznie i mieć święty spokój. Szczegóły poznasz TUTAJ.
PODOBAJĄ CI SIĘ ARTYKUŁY NA BLOGU?
Dołącz do ponad 45 513 osób, które otrzymują newsletter i korzystają z przygotowanych przeze mnie bezpłatnych narzędzi pomagających w skutecznym dbaniu o finanse.
KLIKNIJ W PONIŻSZY PRZYCISK.
PLANUJESZ ZACIĄGNĄĆ KREDYT HIPOTECZNY
I NIE WIESZ OD CZEGO ZACZĄĆ?
To zupełnie naturalne. Kredyt hipoteczny to ogromne zobowiązanie, które przygniata przez kilkadziesiąt lat. W dodatku mnóstwo osób bardzo za niego przepłaca. Przygotowałem kurs Kredyt Hipoteczny Krok po Kroku, aby uzbroić Cię w niezbędną wiedzę i dać narzędzia do wygodnego podjęcia najlepszych dla Ciebie decyzji. Chcę Ci pomóc w znalezieniu kredytu hipotecznego, który:
✅ w bezpieczny sposób pomoże Ci zrealizować marzenie o własnym mieszkaniu czy domu,
✅ nie obciąży nadmiernie budżetu Twojej rodziny,
✅ będzie Cię kosztował tak mało, jak to tylko możliwe,
✅ szybko przestanie być Twoim zobowiązaniem, bo sprawnie go spłacisz.